Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Piaseczny: - Tworzymy płytę z Anią Dąbrowską

Dorota Klusek
Marlena Bielińska/ oficjalna strona artysty
Andrzej Piaseczny w ostatnią sobotę znów śpiewał „w domu” w Kielcach. Zdradził nam przy okazji swoje najbliższe plany.

W sobotę był Pan jedną z gwiazd Wielkiego Koncertu Charytatywnego w Amfiteatrze Kadzielnia. Po raz kolejny miał Pan okazję zagrać przed „swoją” publicznością, w stolicy Świętokrzyskiego, z którym jest Pan związany już od wielu lat. Te występy są inne?

Zawsze powtarzam w pierwszych słowach wypowiedzianych na takim koncercie: witamy w domu. To jest coś bardzo powtarzalnego, ale prawdziwego, bo mimo, że nie urodziłem się w Kielcach, to mieszkam tu ponad 20 lat i nawet „Scyzoryka” dostałem publicznie, więc czuje się tu, jak w domu. Jestem stremowany, że przez dwa ostatnie lata gramy praktycznie te same piosenki. Wiadomo, że widzowie chcieliby słuchać przebojów, ja z kolei chciałbym pokazać coś nowego, ale nad tą nowością dopiero powoli pracuję i mam nadzieję, że następnym razem jak się spotkamy z kielecką publicznością, będę już mógł pokazać coś nowego.

Zdradzi Pan, jakie będą te nowości? Ostatnia płyta „Kalejdospkop” była zaskoczeniem – zbiorem pana ulubionych piosenek, znanych przebojów innych wykonawców.

To była płyta projektowa. Chciałem ją zrobić z orkiestrą symfoniczną i to faktycznie udało się. To była przygoda w cyklu życia, które toczy się dalej i teraz pracuję nad płytą, która jest „współpisana” z Anią Dąbrowską. Ania komponuje wszystkie piosenki, ja piszę teksty. Prace są zaawansowane, ale dopóki nie zostanie nagrany ostatni dźwięk, trudno opowiadać o płycie. Myślę, że te osoby, które czują się ze mną związane od wielu lat, na pewno nie będą tym albumem rozczarowane. Wiem, co napisaliśmy, więc mogę powiedzieć, że nosi ona znamiona przebojowości, ale ponieważ nie ma recepty ani na sukces, ani na przebój, to też trzeba mówić o tym z pewną nieśmiałością. Ja jestem zadowolony z tego, co udaje nam się wytworzyć. Na pewno pierwsza piosenka z tej płyty pojawi się wczesną wiosną przyszłego roku, a płyta być może dopiero jesienią. Ale nie są to wiążące zapowiedzi. Zobaczymy, jak nam się ułoży praca.

Oprócz pracy nad płytą są także koncerty. Dużo ich było w te wakacje, miał Pan czas, żeby odpocząć?
Wiadomo, że dla czynnie koncertującego muzyka, lato jest okresem bardzo pracowitym, a dla mnie był to tym bardziej intensywny czas, że pisze płytę, powstawały pierwsze odcinki programu „The Voice of Poland”. Dlatego na krótkie wakacie wybieram się dopiero we wrześniu, może jeszcze później. Ale ten rok był faktycznie pracowity, taka też będzie jego końcówka i początek następnego.

Znów zasiadł Pan w fotelu trenera w show „The Voice of Poland. Najlepszy głos”. Jaka będzie ta edycja?
Tak naprawdę nie można jej jeszcze ocenić, jest za wcze-śnie. My jesteśmy po pierwszych etapach, widzowie po pierwszym odcinku i mam nadzieję, że nie zawiódł on oczekiwań fanów „The Voice of Poland”. Faktycznie, proszę mi wybaczyć nieskromność, ale nie jest ona związana z moją osobą, bo ja jestem tylko małym fragmentem tej całości, to jest najlepszy program muzyczny, najlepsze talent show w Polsce. Dlatego bardzo się cieszę, że po raz kolejny dostałem zaproszenie do udziału w nim. Na pewno to będzie bardzo równa edycja, bo każdy trener ma w swojej ekipie faworytów, natomiast nie ma jednego, wyróżniającego się, jakim na przykład w szóstej edycji był Krzysztof Iwaneczko, który ostatecznie wygrał ten program. Kiedy on występował, odwróciły się wszystkie fotele i już wtedy wiedzieliśmy, że Krzysiek jest faworytem. Teraz takiej osoby nie ma, ale każdy z nas – trenerów, na pewno ma w swojej ekipie ludzi, którzy się wybijają.

Mamy w Polsce aż tylu utalentowanych wokalistów?
Dla mnie to fascynujące, chociaż nie mam wątpliwości, że codziennie pojawia się ktoś nowy, kto podejmuje decyzję, że chciałby się zająć muzyką. To tłumaczy, dlaczego ta studnia talentów jest w pewnym sensie niewyczerpywalna. Mamy też ludzi, którzy brali udział również w innych programach typu talent show i teraz trafili do nas, ale zdarza się, że wracają uczestnicy „The Voice of Poland”. Spotkałem też zawodniczkę, z którą kiedyś nagrałem płytę. Ania Karwan, bo o niej mowa, śpiewała wtedy chórki i jedną piosenkę ze mną, zresztą była to płyta z kolędami, nagrana właśnie dla „Echa Dnia”. Ania jest jedną z tych osób, która wydaje mi się, że mogą dojść do finału. Na pewno będzie bardzo interesująco. Nie ma też co ukrywać, że jest to show telewizyjne, więc Państwo oglądając go, myśląc o muzyce, mają też nadzieję na poczucie humoru, prztyczki w nos, na podkradanie sobie zawodników, czasami na obrażanie się trenerów. Tak naprawdę tego obrażania będzie najmniej, ale wszystkie inne elementy będą podkręcały rytm programu.

Trudno dokonać wyboru, słysząc tylko głos, siedząc tyłem do zawodnika?
Wiadomo, że są takie wykonania, co do których nie ma się wątpliwości. Ale są też takie przypadki, kiedy słyszysz i wiesz, że to nie jest to, co powinno zabrzmieć, a mimo wszystko jest coś interesującego, jakiś potencjał, jakiś charakter, który przyciąga cię do tego śpiewającego i dajesz mu szansę. Potem, w kolejnym etapie okazuje się, czy ta szansa zostanie wykorzystana, czy była skredytowana i niespłacona. Bywają więc zachwyty nad kimś, kto się stremował na tyle, że zepsuł swój pierwszy występ, ale bywają też rozczarowania co do ludzi, którzy idealnie zabrzmieli na początku, a potem, w czasie programu, zgubili ten swój charakter. Zresztą ja wiele razy mówię, że muzyka to tak naprawdę emocje, więc szukamy tych emocji, a nie doskonałości wykonawczej. Często zdarza się, że ktoś, kto śpiewa idealnie, nadaje się tylko do śpiewania chórków. Każdy frontman wie, że ta osoba, która stoi z tyłu, musi śpiewać rów-no, czysto, natomiast żeby być z przodu trzeba mieć charakter, przyciąganie, które przywiązuje słuchacza do nas.

Czuje Pan odpowiedzialność za losy tych osób, które trafiają do programu, albo odpadają?
I tak i nie, dlatego, że pierwsze naciśnięcie guzika jest jakąś formą odpowiedzialności, ale też jesteśmy już na tyle mu-zycznie ukształtowani, że nie odrzucamy tych prawdziwych pereł. Natomiast mogą się pojawić wątpliwości co do tych osób, w przypadku których te wątpliwości są nieuniknione. W momencie, kiedy wybór jest dokonany i po raz pierwszy spotykam się z moją drużyną, mówię: nie chcę wam nic utrudniać. Chcę wam ułatwić zadanie. Mogę wam podpowiadać, ale decyzja, co do tego, jak ostatecznie zaśpiewać, jak zabrzmieć, a nawet, jak się ubrać czy zaprezentować, należy do was. Po latach własnego doświadczenia mogę powiedzieć: zrób to, tego nie rób, tego nie pokazuj, bo wiem, co się widzom może podobać, a co ich drażni. Moja rola to rola trenera, nie jurora, jak w innych talent show, zresztą tego nazewnictwa dość mocno się pilnuje w tym programie. My mamy rolę doradczą. Wszyscy, którzy trafili do mojej drużyny wiedzą, że ze mną pracuje się bardzo przyjemnie. Zapraszam do śledzenia programu i oczywiście do wspierania moich zawodników. Choć tu nie chodzi tylko o to, żeby wygrał mój wokalista, tylko osoba, która będzie się Państwu najbardziej podobała.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie