Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aushwitz, Neuengamme - Mirosław Firkowski opowiada o swoich wojennych przeżyciach

Katarzyna SORN [email protected]
Na spotkanie z autorem przyszła młodzież.
Na spotkanie z autorem przyszła młodzież. fot. Katarzyna Sorn
Konecczanin Mirosław Firkowski opowiada o swoich przeżyciach wojennych, które opisał w książce pod tytułem "Przez trzy kacety".

- Zrobiłem to dla młodzieży, ponieważ w książkach czy podręcznikach szkolnych nie ma wiele na temat obozów koncentracyjnych- mówi Mirosław Firkowski, pseudonim "Sławek", autor książki "Przez trzy kacety".

- Urodziłem się 1 września 1922 roku w Końskich na ulicy Łąkowej. Wychowałem na Małachowskiego, a mieszkałem przez dłuższy czas na Dworcowej - opowiadał Mirosław Firkowski podczas spotkania w koneckiej bibliotece.

Wbrew pozorom to jedno i to samo miejsce; tak często dochodziło do zmiany nazwy naszej ulicy. Po wojnie skończyłem średnią szkołę - technikum finansowe i pracowałem jako biegły księgowy w różnych instytucjach na terenie miasta Łodzi wciąż "podreperowując" utracone zdrowie - dodaje.

A JEDNAK WOJNA

Jeszcze w sierpniu 1939 roku Mirosław Firkowski był uczestnikiem kursu dla instruktorów ZHP w Garbatce koło Radomia. Nic nie zapowiadało wówczas nadejścia wojennej zawieruchy. Kiedy wybuchła skończył 17 lat i był uczniem koneckiego gimnazjum. Ze względu na brak schronów władze miejskie nakazały kopanie rowów przeciwlotniczych. Uczestniczył w nich również druh Firkowski, drużynowy 5 Drużyny im. Józefa Piłsudskiego, której zadaniem była ochrona magazynów zbożowych przy dworcu kolejowym. W dniu 4 września rozpoczęły się naloty niemieckich samolotów i bombardowanie miasta. Kiedy Niemcy zbliżali się do Końskich 6 września autor opowieści wraz z matką, siostrą Teresą oaz dwoma braćmi; Mieczysławem i Wiesławem udali się w stronę Starej Kuźnicy. Potem "pod prąd" wracali do rodzinnego miasta. "Niezwłocznie po powrocie z ewakuacji, postanowiłem robić wszystko, by utrudniać życie najeźdźcy, świadomy, że ich bezwzględność należy zawsze przechytrzyć. Spotykani po powrocie z przymusowej ewakuacji koledzy podobnie myśleli. Zaczęliśmy od zbierania porzuconego sprzętu wojskowego, mundurów, amunicji, broni. Od początku zdawaliśmy sobie z tego sprawę, że jest to działanie nielegalne i okupant nie będzie tego tolerował. O czym niektórzy mniej ostrożni przekonali się dość szybko" - wspomina autor w wydanej w 2006 roku książce "Przez trzy kacety".

Mirosław Firkowski, pseudonim "Sławek"

Mirosław Firkowski, pseudonim "Sławek"

- Rany psychiczne powstałe w wyniku nieludzkiego traktowania nie zagoiły się do dziś. Obecnie z perspektywy lat widzę jak wolność jest ulotna i jak trzeba dbać, aby jej płomień nie gasł. A kiedy teraz pojawią się ci, którzy chcą zapomnieć o obozach i o faszyźmie, mówmy, krzyczmy, przypominajmy prawdę o tamtych dniach…

ARESZTOWANIE

W październiku 1939 roku otworzono w Końskich gimnazjum, które przetrwało tylko do lutego 1940. W połowie miesiąca (15.02.) okupant na miejsce zlikwidowanego gimnazjum otworzył niemiecką szkołę kupiecką. Większość młodzieży zbojkotowała zajęcia podejmując pracę. Firkowski od marca zalazł zajęcie sekretarza w leśnictwie Izabelów, które stało się miejscem jego działalności konspiracyjnej w Związku Walki Zbrojnej. Zrzeszeni w organizacji zajmowali się sabotażem oraz gromadzeniem i konserwowaniem odzieży wojskowej, broni i amunicji. Mirosław Firkowski podobnie jak osiemnastu gimnazjalistów został aresztowany 12 grudnia 1940 roku i przewieziony do kieleckiego więzienia. - Wbrew pozorom porównując moje późniejsze przeżycia, kieleckie więzienie przy ulicy Zamkowej nie było takie lekkie. Do dzisiaj mam bliznę na przedramieniu po tamtych wydarzeniach - nadmienia Firkowski.

AUSCHWITZ, NEUENGAMME ...

Kacet, kazet to niemieckie określenia obozu koncentracyjnego; miejsca odosobnienia "wrogów" lub ludzi uznanych za niebezpiecznych dla Rzeszy. W nocy z 4 na 5 kwietnia 1941 roku Firkowski wraz z wieloma więźniami odjechał z kieleckiego dworca w transporcie towarowym w kierunku Oświęcimia. - Ta noc stała się dla mnie jedną z najdłuższych w moim życiu - wspomina autor. - Nasza grupa z Końskich otrzymała numery: Tadeusz Jakubiec nr 13181, Mirosław Firkowski nr 13182, Lucjan Gutowski nr 13183, Marian Kowalski nr 13185, Ryszard Godlewski 13186. W ostatnich dniach października 1941 roku do Auschwitz zostali przywiezieni kolejni więźniowie z Końskich. Wśród nich ksiądz prałat Kazimierz Sykulski.

Trudno mówić o szczególnych dniach w obozie, jednak jeden z nich 29 lipca 1941 roku zapisał się w pamięci byłych więźniów, a dzięki ich przekazom potomnym. - Tego dnia uciekł z obozu więzień; to nie wróżyło nic dobrego - mówi Mirosław Firkowski. - Niemcy dokonali "wybiórki" zakładników. Wybór padł na więźnia z numerem 5659. Ten człowiek przeraźliwie krzyczał, że chce wrócić do żony i dzieci. Niemcy byli nieprzejednani. Wtedy z szeregu wystąpił i zbliżył się do esesmanów jeden z więźniów, który ze spokojem w języku niemieckim oświadczył, że pójdzie na śmierć za kolegę. Więzień 5659 wrócił do bloku, a 16670 odwrócił się twarzą do nas. Poznałem go. To ojciec Franciszkanin z Niepokalanowa. Zapytany przez Niemca po co to robi odpowiedział, że chce innym dodać odwagi do życia - wspomina Firkowski. Ojciec Maksymilian Kolbe w głodowej celi przeżył jeszcze dwa tygodnie.
Mirosław Firkowski przebywał w Auschwitz do 10 marca 1943 roku. Pod dwóch dniach "podróży" w wagonach, w których umieszczano po sto osób wraz z tysiącem polskich więźniów trafił do kolejnego obozu koncentracyjnego w Neuengamme. W lutym 1945 roku ciężko chorego Mirosława Firkowskiego (wśród 1017 chorych) w wagonach bez ogrzewania przewieziono do "sanatorium" Bergen-Belsen. - dotarło do niego o własnych siłach tylko 350. Resztę zwożono kilka dni - wspomina Firkowski. - Warunki życia były tragiczne. Rano "mel zupa", czyli ciepła woda zaklepana gorzką mąką. Po południu z brukwią i jarmużem. Chleb dostawaliśmy bardzo rzadko, a ostatnie trzy tygodnie chleba w ogóle nie było. Ważyłem nieco ponad 35 kilogramów - wspomina.

Obóz został wyzwolony przez Anglików 15 kwietnia 1945 roku.

DZIEŃ JAK CO DZIEŃ

To tytuł filmu zrealizowanego współcześnie na terenie obozu w Auschwitz, którego inicjatorem powstania było Towarzystwo Opieki nad Oświęcimiem. Podczas spotkania w bibliotece publicznej, które odbyło w miniony czwartek (17 września) niespełna półgodzinny film był wyświetlany dla zaproszonych gości. Wśród pedagogów, regionalistów i badaczy historii nie zabrakło młodzieży. - Ten film właściwie zrobiłem dla nich - mówi Firkowski. - Będąc kiedyś na spotkaniu ze współwięźniami w niemieckiej szkole jedna z uczennic powiedziała mi, że wstydzi się za niemiecki naród. My staliśmy przed młodzieżą w naszych obozowych pasiakach, a im było trudno uwierzyć w tę prawdę, której nie uczono. Nasza natura ludzka jest tak ułomna i obawiam się, że to może się powtórzyć. Dlatego trzeba pamiętać. Nasza pamięć powinna iść z pokolenia na pokolenie nie jako symbol zemsty, ale świadomości. Ten głos ma być przestrogą. Jeśli my, świadkowie tamtych wydarzeń i nasi słuchacze będą milczeć, to kto będzie krzyczał? Pozostaną tylko kamienie - niemi świadkowie bezlitosnej historii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie