Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Barbados - wyspa kwiatów i muzyki (zdjęcia)

Marzena Kądziela
Barbadoska plaża
Barbadoska plaża M. Kądziela
Tu odbyło się pierwsze posiedzenie parlamentu na półkuli zachodniej, a wszystko kręciło się wokół słodkiego biznesu. Teraz najwięcej pieniędzy przywożą na Barbados turyści spragnieni słońca i kąpieli w ciepłym morzu.
Barbados - wyspa kwiatów i muzyki

Barbados - wyspa kwiatów i muzyki

Naturalny spektakl

Każdy wieczór był dla nas cudownym spektaklem. Tworzył go zachód Słońca, tak malowniczy, że z zapartym tchem śledziliśmy każdą jego sekundę. Turkusowe morze robiło się coraz bardziej szare, błękitne niebo przybierało barwy pomarańczowo - czerwone, by po chwili stać się tłem dla świetlistej kuli, która szybko chowała się za linią horyzontu.

Jeszcze tylko gdzieś w dali majaczył niewyraźny kształt łodzi, na której turyści pili wieczornego drinka i spektakl się kończył.
Zachód słońca wszędzie jest piękny, jednak ten, jaki oglądałam na Barbadosie, niewielkiej wyspie karaibskiej, uważam za jeden z najpiękniejszych.

Tak jak ja myśli zapewne wielu turystów, bowiem na wyspę, która zajmuje powierzchnię dwukrotnie mniejszą od powiatu włoszczowskiego, samoloty codziennie przywożą ich setki. Szczególnie Barbados upodobali sobie Anglicy, Amerykanie, Kanadyjczycy. Angielski jest na wyspie językiem urzędowym.

Słodka wyspa

Pierwszymi gośćmi na wyspie byli Portugalczycy, jednak Barbadosem zawładnęli nie oni lecz Anglicy w 1627 roku. Nowi mieszkańcy, wśród których byli także Holendrzy, sprowadzili z Brazylii trzcinę cukrową, a do jej uprawy czarnych niewolników z Afryki. Rozpoczął się dla jednych okres dobrobytu, dla drugich katorżniczej pracy okupionej ciężkimi chorobami, a nawet śmiercią z wycieńczenia.

Moda na picie kawy i czekolady w Europie spowodowała, iż nie tylko na Barbadosie, ale i na innych wyspach karaibskich plantacje trzciny cukrowej rosły jak grzyby po deszczu. Praca na nich jednak wcale nie była łatwa.

Rośliny ścinano ręcznie i przewożono do młyna napędzanego energią wiatrową, wodną lub siłą ludzkich czy zwierzęcych mięśni. Walcami kruszono łodygi, usuwano słomę a sok odprowadzano do ciągu miedzianych kotłów. Dodawano mleko wapienne, wspomagające proces klarowania, po czym kipiący syrop był szumowany. Płynny cukier przelewano w drewniane chłodnice, gdzie następowała krystalizacja cukru i oddzielenie melasy. Tę wykorzystywano do produkcji rumu, cukier zaś sformowany w wielkie głowy oczekiwał na transport. Podobno cukier z Barbadosu był najsłodszy…

Otwarte rezydencje

Wielkich plantacji już nie ma, a po ogromnych fortunach pozostały młyny i rezydencje. Jednym z ostatnich domostw plantatorskich jest Francia Plantation House z początku XX wieku. Ta urzekająca mieszanka stylu europejskiego i karaibskiego znajduje się kilka kilometrów od stolicy Barbadosu, Bridgetown i wciąż jest zamieszkiwana przez potomków dawnych plantatorów. Za niewielką opłatą można zwiedzać rezydencję, podziwiać eleganckie wnętrza z mahoniowymi meblami, kryształowymi kandelabrami, malowidłami, mapami.

Inna rezydencja, Sunbury Plantation House - rezydencję liczy sobie około 300 lat. Tu, oprócz eleganckich mebli czy obrazów możemy obejrzeć kolekcje porcelany, szkła i sreber. Dużym zainteresowaniem turystów cieszą się łoża z wiktoriańskimi kapami stojące w sypialniach na piętrze oraz muzeum powozów i dawnych narzędzi rolniczych.

Bajeczne ogrody

W centralnej części wyspy znajduje się jeden z najpiękniejszych ogrodów - Welchman Hall Gully. Ścieżka botaniczna prowadzi przez porośnięty bajeczną roślinnością lesisty wąwóz o długości około półtora kilometra. Wokół fantastycznych iglic i wapiennych form skalnych, w chłodnym cieniu wielkich drzew i strzelistych bambusów rośnie i kwitnie ponad 200 gatunków tropikalnych roślin.

Na końcu szlaku prawdziwa perełka - Jaskinia Harrison's. Wsiadamy do miniaturowej kolejki i jedziemy po jaskini wydrążonej w wapiennej skale koralowej przez nurt podziemnej rzeki. Płyniemy przez cudownie podświetlone korytarze pełne stalaktytów, stalgmitów i nacieków.

Trzy kilometry dalej natykamy się na kolejny rajski ogród - Flower Forest. Wędrujemy stromymi ścieżkami leśnymi pośród zarośli azjatyckiego imbiru, strelicji, rodzimych helikonii i czerwonych szarłatów. Oglądamy kolekcję storczyków uważanych przez wielu miłośników flory za najpiękniejsze.

Najsłynniejszą rośliną Barbadosu nie jest jednak storczyk lecz drzewo, którego zwisające gałęzie tworzą kotarę. To figowiec należący do grupy tak zwanych dusicieli. Gałęzie schodzą w dół w poszukiwaniu wody. Gdy już dotrą do podłoża, ukorzeniają się i tworzą nowe pnie. Nazwa wyspy pochodzi właśnie od takich drzew. Portugalczycy, którzy przed wiekami wylądowali tu, nazwali figowce brodatymi - los barbados i tak już zostało.

Plaże - perełki

Kraj liczy niespełna 100 km linii brzegowej. Na tym odcinku zdarzają się prawdziwe plażowe perełki, wiele z nich nadal nie należy do zamkniętych resortów hotelowych, ma więc do nich dostęp każdy. Z jedną z plaż, Bathsheba, związana jest nawet legenda przyciągająca tu szczególnie panie dbające o urodę.

Bathsheba była żoną króla Dawida, a słynęła z kąpieli w pieniącym się mleku, by jej skóra była gładka i jędrna. Piana spienionych fal południowo - wschodniego wybrzeża działa ponoć tak samo jak mleko. Zresztą uroki tej okolicy dostrzegli także surferzy wykorzystujący fale do wodnego szusowania.

Niewielka stolica

Barbados jest niewielką wyspą, nic więc dziwnego, że i stolica nie jest dużą aglomeracją. Na całej karaibskiej wyspie żyje około 260 tysięcy mieszkańców, w stolicy - niewiele ponad 100 tysięcy.

Jesteśmy przy głównym placu miasta, National Heroes Sauer, nad rzeką Constitution przy niewielkim porcie. Po drugiej stronie ulicy stoją jednokondygnacyjne gmachy zbudowane z biało-szarego koralowego kamienia. To budynki Zgromadzenia Narodowego - siedziba barbadoskiego parlamentu. Zgromadzenie Narodowe powołano w 1639 roku, jako pierwsze na półkuli zachodniej. Gmachy są młodsze, budowano je dopiero w XIX wieku.

Za budynkami dostrzegam wieżę kościoła. To katedra św. Michała - jeden z najstarszych obiektów sakralnych na wyspie. Z tablicy informacyjnej dowiaduję się, że zbudowano go w 1625 roku, ale liczne pożary i inne kataklizmy zniszczyły kilkakrotnie budowle. Na kościelnym dziedzińcu znajdują się stare groby. Na tabliczkach widoczne są niekiedy bardzo już zatarte nazwiska i imiona zmarłych na przełomie XVIII i XIX wieku. Nazwiska są typowo angielskie. Nic dziwnego, Brytyjczycy rządzili tu przez 340 lat, aż do 1966 roku. Ich ślady widoczne są wszędzie - od eleganckich damskich kapeluszy przez zamiłowanie do gry w krykieta po rytuał picia popołudniowej herbaty.

Tu mieszkali Żydzi

Budynki przy głównej ulicy, jeszcze z czasów kolonialnych - z ozdobnymi balkonami, zegarami, misternymi gzymsami prezentują się bardzo okazale. Szczególną uwagę zwróciłam na kamienicę w kolorach białym i różowym. To synagoga z pierwszej połowy XIX wieku.

Dowiaduję się, że Żydzi mieli tu swoje miejsca modlitwy znacznie wcześniej. Właśnie w Bridgetown powstała pierwsza na wyspach karaibskich, a druga na półkuli zachodniej synagoga zbudowana przez żydowskich emigrantów z Brazylii w 1651 roku. Członkowie zamożnej wspólnoty żydowskiej byli pośrednikami finansowymi i brokerami. W połowie XVII wieku społeczność ta gwałtownie rozwinęła się w wyniku nadania wolności religijnej przez rząd Olivera Cromwella.

Koło Parlamentu stoi dumnie pomnik słynnego angielskiego admirała Nelsona, za nim znajduje się most łączący dwie części miasta. Tuż za nim widnieje brama zwana Bridge Gate - symbol miasta uwieczniony na większości miejscowych pocztówek. Nie więc dziwnego, że każdy fotografuje się na jej tle. Obok znajduje się niewielki port jachtowy, w którym cumują łodzie żeglarzy z całego świata.

Kolorowe beretki

Przy porcie kręci się mnóstwo osób. Wielu mężczyzn nosi dredy i wełniane czapki. Barwy czapek nie są przypadkowe - czerwona, czarna, zielona i złota to barwy rastafariańskie. Czerwień symbolizuje krew przelaną w dawnych czasach, czerń to kolor skóry tutejszych mieszkańców, złoto wyraża zwycięstwo nad ciemiężycielami, a zieleń - żyzność tutejszej ziemi. Ruch rastafariański przywędrował na Barbados z Jamajki, przede wszystkim za sprawą muzyki Boba Marleya i zespołu The Wailers.

Nie tylko reggae

Oprócz reggae i calypso wielką popularnością cieszy się własna muzyka mieszkańców wyspy - tuk. Zespół używa niewielkiej piszczałki, fletu, trójkąta i bębna i łączy dźwięki typowe dla dawnych wojsk brytyjskich i rytmy afrykańskie.
Obecnie mieszkańcy wyspy dumni są ze swej wokalistki, 22-letniej Rihanny, którą przed dostrzegł wypoczywający na wyspie menadżer. Zaprosił młodziutką wokalistkę do USA i pomógł nagrać pierwsze utwory, takie jak Umbrella, SOS. W 2006 roku MTV Europa Music Awards uznało Barbadoskę za najlepszą wokalistkę w kategorii R&B.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie