Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Basia Trzetrzelewska dla Echa Dnia: Byłam tak zakochana, że mogłabym z nim mieszkać nawet na... Syberii (WIDEO, zdjęcia)

Iwona Rojek
Aleksander Piekarski
Rozmowa z Barbarą Trzetrzelewską, światowej sławy wokalistką, pierwszą Polką, która zrobiła wielką karierę na Zachodzie, jej płyty rozchodziły się w milionowych nakładach.
Basia Trzetrzelewska w Kielcach

Basia Trzetrzelewska w Kielcach

Barbara Trzetrzelewska

Barbara Trzetrzelewska

Urodziła się w 1954 roku. Światowej sławy wokalistka, ma jednego syna Mikołaja, na stałe mieszka w Londynie. Zadebiutowała w rodzinnym Jaworznie w rockowym zespole Astry, potem występowała w Alibabkach i Perfekcie. Mieszkała w Stanach Zjednoczonych, w 1983 roku przeniosła się do Wielkiej Brytanii. Pierwszy album "Time and Tide" podbił rynek amerykański, druga płyta "London, Warsaw, New York" sprzedała się równie dobrze. Singiel "Its that girl again" cieszył się dużym powodzeniem, ostatni album "From Newport to London" podobnie.
Basię Trzetrzelewską odznaczono odznaką "Zasłużony dla Kultury Polskiej", odsłoniła swoją gwiazdę w opolskiej Alei Gwiazd, w 2013 roku dostała Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, jej głos ma rozpiętość 3 oktaw.

Czemu przyjechała Pani do Kielc?
Zaprosił mnie tutaj sympatyczny dziennikarz radiowy Paweł Solarz i zgodziłam się wziąć udział w jego programie. Lubię odwiedzać nowe miasta, a w Kielcach jeszcze nie byłam. Chętnie pokazuję członkom mojego międzynarodowego zespołu nasze wspaniałe polskie miasta, dlatego kto wie, może w najbliższym czasie zagramy koncert w Kielcach i odwiedzimy Góry Świętokrzyskie.

Czuje się Pani gwiazdą?
Skądże znowu. Czuję się normalną Polką, której trochę przez przypadek udało się odnieść sukces. Nigdy nie zabiegałam o tak zwaną karierę, zawsze do różnych działań popychali mnie inni ludzie. Wielkim szczęściem było to, że na swojej drodze spotkałam Danny'ego White'a, z którym pracuję do dziś. Moja płyta "Its that a new girl" jest o moim życiu i o przemianie, jaką jakiś czas temu przeszłam. Byłam załamana po śmierci bliskich, zwłaszcza mamy, nie mogłam występować, a teraz dzięki innym ludziom znów się podnoszę. Jestem tak skonstruowana, że nie umiem śpiewać smutnych tekstów, bo mnie one przygnębiają. Wyśpiewywanie o ponurych rzeczach nie leży w mojej naturze.

Nigdy nie żałowała Pani emigracji, tego, że wyjechała z Polski?
To, że wyjechałam, to była jakaś konieczność, po prostu się zakochałam i wyjechałam za moją miłością, a nie po, żeby śpiewać, czy robić karierę. W kraju studiowałam fizykę, chociaż bardziej interesowała mnie matematyka, w liceum udzielałam korepetycji i myślę, że gdybym wtedy nie wyjechała z Polski, to może zostałabym nauczycielką. I też byłabym szczęśliwa, bo ja mam jakąś radość w sobie. Początki na emigracji były bardzo trudne. Mój chłopak był pracownikiem socjalnym, pracował w domu dziecka, ja też usiłowałam znaleźć pracę w podobnej instytucji, ale jakoś nie chcieli mnie przyjąć. Usilnie uczyłam się języka, ale i tak mnie nie chciano. Jak moja mama przyjechała mnie odwiedzić, to załamała ręce na warunki, w jakich żyję, bez centralnego ogrzewania i usilnie namawiała mnie do powrotu do kraju.

POSŁUCHAJ: Basia Trzetrzelewska Baby, You´re mine

Ale miłość zwyciężyła?
Byłam tak zakochana w moim ówczesnym partnerze, że mogłabym z nim mieszkać nawet na Syberii. Nic mi nie przeszkadzało. Czytałam po angielsku książki, chłopak uczył mnie języka slangowego, bo najbardziej zależało mi na tym, żeby się móc z nim dobrze porozumieć. Chociaż z czasem rozstaliśmy się, może stał się nieco zazdrosny o moje sukcesy muzyczne, to on był głównym powodem mojej emigracji. Nie żałuję wyjazdu, bo Anglia jest tak blisko. Może gdybym wyemigrowała do Ameryki, bardziej czułabym tę odległość dzielącą nasze kraje. Chociaż wtedy faktycznie wydawało mi się, że wyjeżdżam już na zawsze, bo inne były stosunki między państwami.

Na początku postanowiła Pani zacząć śpiewać w chórkach?
Przeczytałam jakieś ogłoszenie, że poszukują dziewcząt i zgłosiłam się. W Polsce najpierw śpiewałam piosenki harcerskie, potem z Alibabkami, Perfectem, a w Anglii trafiłam do studia, gdzie szukano wokalistki. I wtedy poznałam Danny'ego White'a, muzyka, z którym pracuję do dziś. Na początku wcale nie zrobiłam na nim wrażenia, nie miałam żadnego dorobku, zdjęć, moich nagrań, ale dostrzegliśmy jakieś porozumienie muzyczne i przyjął mnie. Zachęcił mnie do pisania piosenek. Byłam przerażona, bo nawet nie znałam dobrze języka angielskiego. Ale odważyłam się.

Pani wszystkie płyty okazały się ogromnym sukcesem?
Podobały się. Najpierw śpiewałam w jazzowo-popowej grupie Bronze, potem zmieniliśmy nazwę na Matt Bianco. Rozpoczęłam karierę solową. Mój album "Time and Tide" podbił rynek amerykański. Od samego początku wspierał mnie współautor moich piosenek, klawiszowiec Danny White i tak jest do dziś. Moja druga płyta "London Warsaw New York" sprzedała się w nakładzie 2 milionów kopii na świecie. Później też miałam dużo szczęścia, może dlatego, że robiłam to, co kocham, nie dla kariery. Mój trzeci album "The Sweetest Ilussion" w Ameryce osiągnął nakład ponad pół miliona kopii. Poza Stanami podbił Japonię, wtedy w 1994 roku po raz pierwszy wystąpiłam w Polsce z siedmioma koncertami. Moja kolejna płyta "Its that girl again" zdobyła w Polsce status platynowej. Teraz pracuję nad kolejnymi utworami, ale nie zamykam się tylko w kręgu muzyki.

Dziś muzyka jest dla Pani nadal najważniejsza?
Ważne są różne rzeczy, mam tyle pasji. Uwielbiam podróżować, odwiedzać nowe miejsca, ostatnio byłam w Turcji, chodzić do teatru, dobre filmy. Widzę tylko dobro w ludziach. Jak gdzieś pojadę, od razu jestem zachwycona i myślę sobie, jacy tu są świetni ludzie, nauczę się ich języka. Mój obecny partner Kevin jest trębaczem, razem mamy wiele rozmaitych zainteresowań, myślę, że żyjemy ciekawie, choć jego wciąż dziwią różne rzeczy. Na przykład to jak Polacy mogą zjeść na przyjęciu trzy obiady w ciągu jednego wieczoru.

Pani jedyny syn poszedł w ślady mamy?
Mikołaj jest muzykalny, komponuje, ale muzyka jest tylko jego hobby. Zajmuje się bardziej praktycznymi rzeczami. Cieszę się z tego, że mamy ze sobą znakomity kontakt. On jest człowiekiem, którego w ogóle nie interesują dobra materialne, ma inne wartości.

POSŁUCHAJ: Basia - New Day For You (1989) [videoclip]

A co Panią najbardziej relaksuje?
Te rzeczy, które inne kobiety męczą. Bardzo lubię gotować, pracę w ogrodzie, szycie. Uszyłam sobie wiele sukienek. Interesuje mnie sport, samochody, umiem wiele rzeczy naprawić w domu. Bardziej się stresuję, gdy mam nagrać płytę, napisać teksty. Moi znajomi mówią o mnie, że jestem jack of all trades, kobietą o różnych talentach. I ciągle interesują mnie nowe rzeczy.

Najwięcej płyt sprzedała Pani w Stanach Zjednoczonych i Japonii, nie czuje się nieco niedoceniona w kraju?
Świat usłyszał o mnie, gdy z grupą Matt Bianco wydałam swój pierwszy album. Wtedy znalazłam się na pierwszym miejscu na liście przebojów Bilboardu. Potem sporo koncertowałam po różnych krajach. Amerykanie są bardzo entuzjastycznie nastawieni do życia, wielu mówiło, że moje piosenki dobrze nastrajają ich do świata. Jak ktoś im zapadnie w serca, to są wobec niego lojalni. Tak jest ze mną. Nadal mnie kochają. Z kolei moja piosenka "New day for you" była odbierana w Afryce w czasach apartheidu jako swoisty hymn pokoju. Staram się o to, aby każdy mój utwór był jakimś przesłaniem, zwykle jest dedykowany dla kogoś. Płyta "Its that girl again" jest o mnie, ale powstała po tragicznej śmierci mojej kuzynki w wypadku. Ona była taka optymistyczna. Chciałam ją tą płytą uhonorować, postanowiłam kontynuować jej nastawienie do życia. Mam dwa domy w Londynie i Jaworznie, myślę, że moi rodacy mnie cenią. Mam w kraju wielu oddanych przyjaciół, wracam tu z ogromnym sentymentem.

POSŁUCHAJ: Basia - Promises (1987) (Official Video Clip)

Jest Pani znana z tego, że pomaga rodzinie w Polsce.
Jeśli tylko mogę, to chętnie pomagam. Wiele oszczędności włożyłam w remont polskiego domu, jestem szczęśliwa wtedy, gdy moi bliscy są szczęśliwi. Myślę, że w życiu najważniejsze jest zdrowie i śmiech dzieci. Moi krewni są bardzo muzykalni, gdy się spotkamy, to zawsze chętnie śpiewamy.

Teraz dużo się Pani śmieje?
Miałam okres wielkiego smutku po śmierci mojej mamy, która mnie do wielu rzeczy motywowała. Po jej odejściu nie mogłam śpiewać. Ale z czasem pomyślałam sobie, że ona pewnie by nie chciała, żebym się tak zamartwiała. Pomału uporałam się z jej odejściem. Znów cieszę się życiem i zamierzam wydać kolejną płytę. Może już na wiosnę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie