To był 10 lipca ubiegłego roku. Około godziny 17 załoga karetki znajdującej się w okolicach Nowej Słupi została skierowana przez dyspozytora do miejscowości Huta Podłysica. Chodziło o ratunek dla pobitego mężczyzny. Karetka pojechała na sygnale.
Walka o życie
- Na podwórku przy wysokim płocie byli dwaj mężczyźni. Jeden wskazał nam drogę do pomieszczenia, gdzie na podłodze, na boku, lekko na brzuchu i twarzą do ziemi, leżał 51-latek. Nie oddychał, brak było krążenia - opowiadał w śledztwie ratownik medyczny. W środę nie pamiętał już szczegółów, dlatego sąd odczytywał jego wcześniejsze zeznania.
Ratownicy zaczęli reanimację, wezwali też załogę z lekarzem. Na miejsce przyleciał śmigłowiec pogotowia lotniczego. Po godzinie walki o życie 51-latka, lekarz stwierdził zgon.
- Kiedy zbieraliśmy swoje rzeczy, na podwórku coś się działo. Okazało się, że oskarżony teraz człowiek został pobity przez jakichś mężczyzn. Zabraliśmy go do karetki i odwieźliśmy do szpitala na Czarnowie - zeznawał ratownik.
Z późniejszych ustaleń wynikało, że 39-latka zaatakowali syn ofiary i jeszcze jeden mężczyzna.
Rodzina miała pretensje
W szpitalu na 39-latka czekali już policjanci. Jeden z nich w dzień po wydarzeniach tak relacjonował: - Sanitariusze mówili, że oskarżony nie był agresywny, ale choć miał złamane przedramię i rozbitą wargę, nie chciał pierwszej pomocy. Podpisał nawet stosowne oświadczenie. Oskarżony opowiadał, że jego brat wrócił do domu pijany, ubliżał nieżyjącej matce, a potem zaczął szarpać 70-letniego ojca i to było główną przyczyną, że doszło do bijatyki. Z rozmowy z oskarżonym wynikało, że kiedy już przewrócił brata i miał nad nim przewagę, zaczął go dusić.
Gdy w szpitalu trwała ta rozmowa, inni policjanci byli już w Hucie Podłysicy.
- Gdy przyjechaliśmy, na miejscu panowała nerwowa atmosfera. Ojca tych panów wyprowadziłem z podwórka i zamknąłem w radiowozie. Mówił, że w trakcie szarpaniny stał w drzwiach i widział, co się stało. Nawet rodzina miała do niego pretensje, że nic nie zrobił - opowiadał wczoraj w sądzie funkcjonariusz.
Kto nakarmi konia?
Od mężczyzny policjant dowiedział się, że starszy z synów tego dnia wstał w południe, wyszedł z domu i po około dwóch godzinach wrócił pijany. Przyniósł dwa koktajle alkoholowe i pił je pod wiatą.
- Ojciec opowiadał, że doszło do szarpaniny między braćmi. Według jego relacji, jeden drugiego przewrócił, siadł mu na brzuchu, nakrył twarz kurtką i trzymał za gardło. Potem kazał biec powiadomić policję. Nie dowiedziałem się, jak długo trwało to trzymanie. Mężczyzna przeskakiwał z tematu na temat. Sprawiał wrażenie, jakby większą wagę przywiązywał nie do tego, co się stało, tylko do tego, że koń nie został nakarmiony i że on sam jest głodny - relacjonował policjant podczas śledztwa.
39-latek przed sądem przyznał się do zabójstwa, zaprzeczał jednak, by w trakcie zdarzenia zakrywał twarz brata koszulą czy kurtką.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?