Brak poboru, brak naboru do szkół policealnych

- Zobaczymy, czy szkoły policealne były traktowane jako azyl przed wojskiem, czy też było to stwierdzenie nieprawdziwe - mówi Lucjan Pietrzczyk, świętokrzyski wicekurator oświaty.

Przed placówkami trudny test. Dotyczy to szczególnie tych niepublicznych, bo publiczne już od kilku lat nie cieszą się zainteresowaniem młodzieży. - Liczba słuchaczy stopniowo się u nas obniżała. Teraz w ogóle nie mamy uczniów. Wszyscy wybierają szkoły prywatne - mówi Dariusz Wójcik, dyrektor Zespołu Szkół Mechanicznych przy ulicy Jagiellońskiej w Kielcach.

Skąd ta tendencja? - Do szkoły prywatnej łatwiej się przyjąć i dają od ręki zaświadczenie do wojska, że się uczę. Każdy to wie - mówi anonimowo absolwent jednej z kieleckich szkół policealnych. Same placówki zresztą reklamując się podkreślały, że wydają stosowny dokument, czym kusiły potencjalnych przeciwników obowiązkowej służby ku chwale ojczyzny.

Teraz przed placówkami trudny test. Wyniki naboru zweryfikują, z których szkół słuchacze zrobili sobie przechowalnię, a do których przychodzili po to, by się czegoś nauczyć i zdobyć fach. O panice w szkołach mówić nie można. Panuje raczej atmosfera niepewności.

- Obawiamy się tego. Jeszcze tego nie widać, ale z pewnością będzie mniejszy nabór - usłyszeliśmy w jednej z kieleckich szkół.

Ten nastrój nie udziela się Andrzejowi Miszczykowi, dyrektorowi szkół Awans. - Powiem przewrotnie: część młodzieży rzeczywiście przychodziła po to, by chronić się przed wojskiem, ale strach przed służbą miał również wpływ na to, że dużo młodych ludzi skończyło szkołę - zauważa. - Teraz będziemy mieć łatwiejszą pracę, bo nie będziemy się zajmować tymi, którzy się uchylają od służby. Większą energię skierujemy na kształcenie słuchaczy, którzy chcą się uczyć - dodaje.