Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chciałem mieć córkę, ale nie sądziłem, że moje prośby zostaną aż tak wysłuchane - mówi ojciec trojaczków

Lidia CICHOCKA
Iza i Jakub z dziewczynkami. Są szczęśliwi, ale także bardzo zmęczeni.
Iza i Jakub z dziewczynkami. Są szczęśliwi, ale także bardzo zmęczeni. Łukasz Zarzycki
Zuzia, Amelka i Gabrysia przyszły na świat 6 tygodni temu w Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, radując rodziców i dziadków. Dziewczynki szybko wraz z rodzicami wróciły ze szpitala do rodzinnych Kielc i… nie jest łatwo.

Można pomóc

Można pomóc

Osoby, które chcą pomóc młodym rodzicom, mogą się kontaktować z Jakubem Chałupczakiem, telefon 784-902-535.

- Jesteśmy pięć lat po ślubie i chcieliśmy mieć dziecko - przyznaje Iza. Oboje pracowali, ona ekonomista, on informatyk. Wzięli kredyt na małe mieszkanie, jeden pokój przeznaczyli dla córki. - Trochę się to nasze czekanie wydłużało, więc żeby odreagować, odstresować się, namówiłam Jakuba na psa.

Czarny, radosny terier biega dzisiaj po domu, usiłując zwrócić na siebie uwagę. - Nestka miała 4 miesiące, kiedy dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami, i to czworaczków - wspomina Jakub. - Ja mało z krzesła nie spadłem, a Izie prawie serce stanęło.

Po wizycie u lekarza zaczęli przepytywać rodzinę, ale nawet bliźniaków w pobliżu nie było. Dopiero w dalekiej rodzinie Kuby znalazły się trojaczki. - Czyli tak, jak u nas - mówi Iza, bo przy kolejnej wizycie lekarz poprawił się, że to jednak trojaczki.
Oboje z mężem rzucili się do czytania o ciążach mnogich i trojaczkach. - Byliśmy przerażeni - przyznają. Najpierw możliwością powikłań, potem ogromem pracy i odpowiedzialności. Takie potrójne szczęście trudno im było sobie nawet wyobrazić.

Powikłań na szczęście nie było. Iza ostatni miesiąc przeleżała w szpitalu w Łodzi. - Prawdę mówiąc, nie byłam nawet w stanie chodzić, leżałam, przekładając brzuch z boku na bok.
Przyszli rodzice, znając płeć dzieci, wybierali imiona, na przemian pisali i skreślali i ostatecznie zdecydowali się na Zuzię, Amelkę i Gabrysię. - Miały urodzić się dokładnie w piątą rocznicę naszego ślubu, 28 września - stwierdza Iza.

Izabela i Jakub Chałupczak

Zuzia, Amelka i Gabrysia - już teraz, kiedy mają 6 tygodni, widać, że każda ma inny charakter.
(fot. Ł. Zarzycki)

Izabela i Jakub Chałupczak

Oboje mają po 31 lat, mieszkają w Kielcach, właśnie zostali rodzicami Zuzi, Gabrysi i Amelki. Ojciec trojaczków - Jakub - jest informatykiem, pracuje na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego. Zanim pojawiły się dziewczynki, z pasją zajmował się rybkami. Zostało po nich ogromne akwarium. Mama Iza jest ekonomistką, pracuje w firmie Grupa Edukacyjna, zajmującej się podręcznikami. Lubi psy.

Dziewczynki urodziły się jednak wcześniej, po cesarskim cięciu, w 34 tygodniu. Były wcześniakami, ale i tak przyszły na świat cztery tygodnie później niż zakładano.

- Wyglądały dobrze, tylko Zuzia miała kłopoty z oddychaniem - mówi Jakub, któremu serce się ściskało, gdy stojąc koło inkubatora słyszał, jak córka ciężko wciąga powietrze. Na szczęście te problemy szybko ustąpiły, po dwóch dniach dziewczynki wyjęto z inkubatorów. W szpitalu spędziły 12 dni, a rodzice zamieszkali w internacie obok szpitala. - Nie mogliśmy się doczekać, kiedy wypiszą je do domu, ale teraz wiemy, że byliśmy jak na wczasach. Przychodziliśmy co trzy godziny je karmić. Małe były przewinięte, wykąpane - śmieje się Jakub. Tam przeszedł pierwszą lekcję ubierania córek. - Pielęgniarka nałożyła rękaw i nogawkę, powiedziała "Tak się to robi" i wyszła. Nie było wyjścia, chociaż bałem się dotknąć, musiałem skończyć ubieranie - mówi.

Dzisiaj zmienianie pieluszek, ubieranie czy kąpanie nie jest dla niego żadnym problemem, kiedy wrócili do domu, wszystko trzeba było robić razem.

- Na początku dziewczynki bardzo dużo spały i my mieliśmy czas na odpoczynek. Teraz, gdy okresy czuwania są coraz krótsze, czas się skurczył.

Tak jak wszyscy młodzi rodzice, odkryli, co znaczy przespana noc. - Córki jedzą co trzy godziny. Dobrze, gdy chociaż jedna nie jest głodna tak jak pozostałe, ale bywa, że wszystkie trzy krzyczą, domagając się natychmiast butelki.

Karmienie trojaczków trwa od godziny do półtorej. - Dziewczynki są malutkie, jedzą powoli, często odpoczywają - wyjaśnia z czułością mama. Między jednym karmieniem a drugim zostaje niecała godzina.

I sen jest tym, czego im najbardziej brakuje, o czym marzą. Kiedy popołudniami przychodzi pielęgniarka, często Iza kładzie się chociaż na godzinę.

Jakub był miesiąc na zwolnieniu, opiekując się żoną i córkami, ale w poniedziałek wrócił do pracy. - Mam piasek pod powiekami - przyznaje. - Bywały dni, że bałem się usiąść za kierownicą, by nie zasnąć w czasie jazdy - mówi.

Pomagają im rodzice obojga. Mama Izy zagląda najczęściej. - Gotuje nam obiady, bo sami nie wyrabiamy. Jak córki zaczynają płakać, trzeba wszystko rzucić i zajmować się nimi. Bywało, że zupę gotowaliśmy na raty przez pół dnia - wspominają ze śmiechem. - Bywało, że znajomi podrzucali nam coś do jedzenia.

Znajomi przynieśli także sporo ubranek, nowych i po swoich dzieciach. - Każdy domyśla się, co to znaczy trojaczki - śmieje się. Jej firma Grupa Edukacyjna ufundowała im prezent - wózek dla trojaczków. - Sprowadzono go na specjalne zamówienie - mówi Iza. Wózek z I piętra muszą znosić dwie osoby. Trzecia zostaje z dziećmi.

- Ależ wzbudzamy sensację, gdy jedziemy - mówi Iza. Prawie każdy podchodzi, coś mówi, gratuluje, niektórzy robią zdjęcia. To sympatyczne.
Największym problemem rodziny Chałupczaków są pieniądze. - Nasze pensje wystarczają do połowy miesiąca. Opakowanie pieluch - 80 sztuk - wystarcza na dwa dni, puszka mleka na 1,5 dnia. To wszystko kosztuje - wyjaśniają. - Do tego dochodzą wizyty u lekarzy, bo cóż z tego, że okulista z kontraktem Narodowego Funduszu Zdrowia przyjmie je w grudniu, jak córki musiały być zbadane, gdy miały miesiąc. A wizyt u specjalistów, bo to przecież wcześniaki pod specjalnym nadzorem, mamy pozalecanych multum. Znajomych prosimy, by zamiast kwiatków czy zabawek dla dzieci, przynosili nam pieluchy i mleko, tego najbardziej potrzebujemy.

Oboje martwią się też mieszkaniem, już teraz jest w nim strasznie ciasno. Dziewczynki śpią w jednym łóżeczku, mały pokój z trudem pomieści trzy takie, gdy podrosną. W dużym pokoju sporo miejsca zajmują rozłożony wózek, suszarka, na której schną dziecięce ciuszki. - Nie wiem, jak to będzie, gdy one zaczną raczkować - przyznaje mama. Iza chce zostać w domu na urlopie wychowawczym. - Nie stać nas na opiekunkę, a do żłobka ich nie poślę, bo boję się, że mogłyby chorować.

Oboje rodzice z zachwytem patrzą na swoje córki. - Takie małe, a już widać, jakie mają charakterki. Gabrysia jest najżywsza, ona potrafi nie spać przez 6 godzin i krzykiem domagać się zainteresowania, Amelka to siła spokoju, nawet gdy nie śpi, leży cichutko, patrząc przed siebie, a Zuzia ma trochę z jednej i z drugiej. Dziewczynki rosną jak na drożdżach, w ciągu miesiąca przybrały po kilogramie i już ważą po 3 kilo. - Robimy im często zdjęcia, bo bardzo się zmieniają - mówi Iza. By była skala porównawcza, obok kładziemy 1,5-litrową butelkę. Na początku były tak duże, jak ona.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie