Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cykl "Zbrodnie, które wstrząsnęły województwem". Po dwunastu latach zabójcy Bartka z Suchedniowa usłyszeli: - Winni!

Elżbieta Zemsta [email protected]
Podczas ogłaszania wyroku oskarżeni zachowali kamienne twarze.
Podczas ogłaszania wyroku oskarżeni zachowali kamienne twarze.
Kolejny odcinek cyklu "Zbrodnie, które wstrząsnęły województwem". Ciała 19-letniego Bartka z Suchedniowa do tej pory nie odnaleziono, nie pomogły błagania rodziców. Oskarżeni o zabicie maturzysty byli niezwruszeni...

Gdyby żył, miałby 31 lat. Pracę, dom, pewnie rodzinę. Zamiast tego leży w bezimiennym grobie, gdzie nikt nie postawi świeczki. Bartek powinien żyć. Nie można umierać za zwrócenie komuś uwagi czy za bycie w nieodpowiednim miejscu i czasie. Bartek powinien żyć.

24 maja 2002 roku. Piątek. Trwają matury. 19-letni Bartek z Suchedniowa dobrze się uczy, ma aspiracje, plany. Chce być prawnikiem. W piątkowe popołudnie rodzice dają mu swoją nową hondę civic. Bartek ma jechać do położonego opodal Skarżyska. Do znajomych. Rodzice nie protestują, no bo czemu? Niech syn ma coś z życia. Ufają mu.

Zignorowali ten trop

Jego matka powie później w sądzie, że syn zawsze wracał o przyzwoitej porze. Tej nocy jednak nie wrócił do domu. Matka nie spała od godziny 3, nad ranem czując, że synowi coś się stało. Po tysiącach telefonów do Bartka rodzice rano rozpoczęli poszukiwania. Rozmawiali z kolegami, zgłosili zaginięcie policji. Stawali na głowie, nie szczędzili pieniędzy, musieli go znaleźć. Wynajęli nawet detektywa, byli u jasnowidza, wróża. Poruszali niebo i ziemię, łapali się wszystkiego. Licząc na to, że może ktoś coś wie. Wystąpili nawet w programach telewizyjnych.

Po emisji jednego z nich zadzwonił człowiek z żądaniem pieniędzy. Mówił, że za 10 tysięcy złotych powie, gdzie jest Bartek. Tamten trop co prawda był fałszywy, ale inna informacja przekazana przez dzwoniącą kobietę mogła dużo wcześniej doprowadzić do ujęcia sprawców. Kobieta podała nazwisko jednego z mieszkańców Skarżyska. Mówiła, żeby nim zainteresować śledczych. Nie wiedzieć czemu, kryminalni zignorowali ten trop, przyszłość pokazała, że był prawdziwy, bo mężczyzna o tych personaliach zasiadł kilka lat później jako jeden z trzech na ławie oskarżonych pod zarzutem zabójstwa Bartka.

Niepewność, strach, potrzeba wiedzy. I tak przez trzy lata, aż do 27 czerwca 2005 roku. Wtedy rodzice maturzysty dowiedzieli się, co przytrafiło się ich synowi.

"Honor" został naruszony

Wiadomo, że w majowy wieczór Bartek dotarł samochodem swych rodziców do Skarżyska-Kamiennej. Jechał z kolegami. Na ulicy Południowej w Skarżysku spotkał czterech mieszkańców miasta. Młodych chłopaków, jeden miał zaledwie 17 lat. Koledzy Bartka wysiedli, żeby z nimi porozmawiać. Jeden ze spotkanej czwórki usiadł na masce samochodu maturzysty. Bartek zwrócił mu uwagę i doszło do utarczki słownej, byli świadkowie, "honor" został naruszony. Zniewagi się nie zapomina.

Po chwili Bartek odwiózł kolegów. Kiedy wracał, został zatrzymany, bo pech chciał, że wracał akurat trasą, którą szli jego przyszli zabójcy. Na drodze stanęła mu spotkana wcześniej czwórka chłopaków.

Jeden z nich - Łukasz - dobrze już znany w środowisku "gangsterki" ze Skarżyska, ten, co to jego "honor" został podeptany, powiedział do trójki pozostałych, żeby dać nauczkę Bartkowi:

- Do drzwi kierowcy podbiegli Robert i Michał i, trzymając za odzież, wyciągnęli Bartka z samochodu. To trwało moment. Nawet nie trzeba było im pomagać. Chcieli wsadzić go do bagażnika, ale w końcu, wepchnęliśmy go na tylne siedzenie - opowiadał przed sądem Wojtek, jedyny, który chciał powiedzieć, co się wtedy działo.

Decyzja o zabiciu

Wojtek (z dobrej rodziny, syn dyrektorki przedszkola) zabrał Bartkowi z kieszeni wartościowe rzeczy. Zastanawiali się, co z nim zrobić. Chcieli wziąć okup, ale zrezygnowali z tego, bo porwany ich widział i bali się, że ich wyda. Decyzja o zabiciu Bartka zapadła tak po prostu.

- Piliśmy piwo. Za Radomiem zasnąłem. Obudziła mnie szarpanina. Było już widno, wczesny ranek. Ciągnęli Bartka do lasku. Usłyszałem jego krzyk. Gdy tam poszedłem, leżał na brzuchu, z przebitą szyją. Obok niego zakrwawiony duży kamień, taki, który trzeba wziąć w dwie ręce, aby podnieść - relacjonował Wojtek. - Nad Bartkiem stał Łukasz i uderzał go dużym bagnetem w plecy.

Z akt sprawy wynika, że pierwszy cios został zadany bagnetem od kałasznikowa w szyję ofiary. Gdy Bartek się przewrócił był uderzany kamieniami. Oprawcy ustalili między sobą, że każdy z nich powinien zadać cios. Żeby było sprawiedliwie i solidarnie. Jeśli każdy uderzy, to jest szansa, że nikt nie piśnie słowa. Bo też mordował.

- Zadałem cios, ale jestem pewien, że wtedy Bartek już nie żył - powie śledczym Wojtek.
Po wszystkim wrzucono ciało Bartka do rowu, przykryto je gałęziami, a krew przysypano piachem. - Ruszyliśmy w kierunku Ostródy. Nie wiem, co się działo w czasie jazdy, bo napiłem się piwa i usnąłem - wyznawał Wojtek.

Telefon Bartka sprzedali przed dyskoteką, auto przetransportowali do nadmorskiego kurortu. Samochodem miał się zająć wujek Łukasza, on się ponoć znał na tym, żeby podejrzane rzeczy szybko znikały.

Żeby nikt nie mógł znaleźć

Przez trzy lata chłopakom się udawało. Nie było ciała Bartka, nie było sprawy. Wojtek mówił, że miał poczucie winy. Widywali twarz Bartka na plakatach, bo rodzina wciąż szukała chłopaka. Łukasz, ten od którego utarczka z Bartkiem się zaczęła, zmarł rok po zniknięciu Bartka, zaczadził się. Robert i Michał w półświatku chwalili się nawet, że to oni sprzątnęli maturzystę.

Śledczy nie chcieli opowiadać, jak doszli do tego, że to Robert, Michał i Wojtek mają coś wspólnego ze śmiercią Bartka. Tajemnica operacyjna. Chętnie za to policjanci mówili, jak trzech młodych mężczyzn nie kryło zdziwienia, gdy w 2005 roku kryminalni po nich przyszli. Z początku do zbrodni na Bartku przyznawało się dwóch. Z czasem na współpracę ze śledczymi zdecydował się tylko Wojtek. Opowiedział wszystko jak było, na ile pamiętał, a wiele mu umknęło przez wypity alkohol. Nie umiał powiedzieć, gdzie konkretnie ukryto ciało Bartka. Zwłaszcza że kilka dni po zbrodni oprawcy wrócili na miejsce ukrycia zwłok. Ciało poćwiartowano i wywieziono w inne miejsce. Tam złożono je w dole i zalano wapnem. Tak, żeby nikt nie mógł znaleźć. Nigdy. Schowali je dobrze, bo do tej pory nie ma śladu zwłok maturzysty z Suchedniowa.

Pierwszy proces

Pomimo braku narzędzia zbrodni i ciała Bartka, śledczy postawili zarzuty zabójstwa maturzysty trzem mężczyznom. Poszlakowe procesy sądowe, a w tej sprawie było ich w sumie trzy, były żmudne i pełne zaskakujących zwrotów akcji. Podczas pierwszego sąd zdecydował się zastosować hipnozę u Wojtka. Miała pomóc w odnalezieniu ciała Bartka. Zahipnotyzowany Wojtek mówił: "Przypomniały mi się dwa budynki. Jeden przy drodze asfaltowej, po prawej stronie, jakby gospodarczy, wyższy niż parterowy(...) . I tablice z nazwami dwóch miejscowości. Jedna zaczynała się prawdopodobnie od liter "Chom", była długa, jednowyrazowa, napisana białymi literami na zielonej tablicy. Druga zaczynała się od "Sob", liczyła około 6 liter. Te szczątkowe wskazówki niewiele pomogły śledczym.

Latem 2007 zakończył się pierwszy proces w tej sprawie, wyrok był surowy. Roberta, który w chwili popełnienia zbrodni miał zaledwie 17 lat, sąd skazał na najwyższą możliwą dla niego karę - 25 lat więzienia, Michał usłyszał wyrok dożywocia, a Wojtek po wyjątkowym złagodzeniu kary został skazany na pięć lat więzienia.

Drugi, trzeci proces i wyrok

Po apelacji w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie sprawa wróciła na wokandę kieleckiego sądu. W 2009 roku podczas drugiego procesu pojawiły się nowe, zaskakujące okoliczności i nowy świadek - wujek Łukasza, tego co się zaczadził, a który według śledczych brał udział w zabójstwie Bartka. Mężczyzna był członkiem rozbitej grupy przestępczej ze Skarżyska-Kamiennej. W sprawie zabójstwa Bartka zeznał przed sądem, że jakieś dwa tygodnie po zamordowaniu maturzysty zawiózł swojego bratanka i jego kolegów na miejsce ukrycia zwłok 19-latka z Suchedniowa. Ciało odkopano i przewieziono w inne miejsce. Nie umiał powiedzieć, gdzie konkretnie. O udział w grupie zbrojnej oskarżono także Roberta i Michała - ten proces ciągle się toczy przed kieleckim Sądem Okręgowym.

Wyrok w drugim procesie, który oskarżeni usłyszeli w 2010 roku, był identyczny, jak ten z pierwszego. W jego uzasadnieniu sąd mówił:

- Była to okrutna zbrodnia, która nie znajduje usprawiedliwienia. Oskarżeni pozbawili życia młodego człowieka, który prowadził spokojny tryb życia i nikomu nie wadził. Należy wziąć pod uwagę, że to było wyjątkowo brutalne zabójstwo odwleczone w czasie. Chodziło o udręczenie.

Trzeci wyrok prawomocny

Za trzecim podejściem w 2012 roku znów wydawało się, że może nastąpić przełom. Pojawił się świadek, którego zeznania miały pomóc w odkryciu miejsca ukrycia zwłok 19-latka. W poszukiwaniach użyto nowoczesnego sprzętu, ale i tu nadzieje okazały się płonne. Ciała Bartka nie znaleziono. Nie pomogły nawet prośby pełnomocnika rodziny ofiary do oskarżonych, aby ulitowali się nad rodzicami Bartka i pokazali, gdzie są szczątki ich syna. Oskarżeni byli niewzruszeni. Co więcej, do końca utrzymywali, że ze zbrodnią nie mają nic wspólnego.

Wreszcie w listopadzie 2013 roku oskarżeni usłyszeli wyrok po raz trzeci - identyczny jak w dwóch poprzednich procesach. Tak jak i poprzednio, wyrok zaskarżono do Sądu Apelacyjnego w Krakowie. Tu jednak nie dopatrzono się uchybień i wreszcie utrzymano wyrok w mocy. Prawomocnie już w więzieniu 25 lat spędzi Robert, zaś Michał do końca życia będzie oglądał świat zza krat. Wojtek odsiedział swoje, układa sobie życie na wolności. A Bartek? Gdyby żył miałby 31 lat, pracę, dom, pewnie rodzinę...

PS Imiona oskarżonych zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie