[galeria_glowna]
Ludwika Ogorzelec
Ludwika Ogorzelec
Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu (1978-1983), w pracowni profesora Leona Podsiadłego i Paryżu w L'Ecole Nationale Superieure des Beaux-Arts (1985-1987) w pracowni słynnego francuskiego rzeźbiarza, Césare'a. Wystawiała indywidualne oraz w ekspozycjach grupowych w muzeach i galeriach, najpierw we Francji, a potem w innych krajach: Szwecja, Stany Zjednoczone, Grecja, Hiszpania, Szwajcaria, Belgia, Japonia, Niemcy, Włochy, Liban, Kostaryka i Polska. Laureatka wielu międzynarodowych nagród artystycznych. Obecnie mieszka we Francji.
Kim jest artystka, która od ponad 30 lat mieszka w Paryżu, a wędrując po niemal wszystkich kontynentach obdarowuje ludzi swymi instalacjami?
Urodziła się w Chobeni, małej miejscowości na Dolnym Śląsku, 80 kilometrów od Wrocławia. - Wychowałam się na prowincji i jestem z tego powodu szczęśliwa. Dzięki temu poznałam wspaniałych ludzi i komuna nie zasiedziała się tam - mówi rzeźbiarka. W rodzinie nie było artystów. - Chociaż… mama jest z rodziny Chmielowskich a brat Albert był przecież artystą - dodaje. - Mama, mimo, że wojna przerwała jej naukę pisała wiersze, ojciec zawsze coś budował, gdyby nie wojna mógłby być architektem.
SZEŚĆ RAZY DO EGZAMINU
Ludwika była jednym z siedmiorga dzieci. - To były trudne czasy, było nam ciężko, musieliśmy pracować, by pomagać rodzicom, ale może dobrze? Dzięki temu nie bałam się niczego. Kiedy jechałam w świat wiedziałam, że sobie poradzę, bo umiem pracować. Nie bałam się też zawładnąć jakąś przestrzenią, bo 300 metrów do domu miałam szeroką Odrę. Przestrzeń mnie nie przerażała.
Pierwsza rzeźbę wykonała w wieku 8 lat. Nie dostała się do liceum plastycznego, maturę zrobiła w ogólniaku. - To był warunek rodziców - by każde z nas zdało maturę - podkreśla. Potem trzeba było liczyć na siebie.
Marzeniem Ludwiki była rzeźba - zdawała do Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych we Wrocławiu. Sześć razy. W tym czasie uczyła się w studium nauczycielskim, ale wyleciała po zajęciach z filozofii marksistowskiej. Pracowała w legnickiej Wojewódzkiej Spółdzielni Spożywców jako dekorator witryn. - Byłam bardzo ambitna, zrobiłam nawet kiedyś na wystawie w chemicznym sabat czarownic, wyrzeźbiłam postacie, ale nie spodobało się to szefom, dopatrzyli czegoś zdrożnego i musiałam wystawę zwinąć - opowiada. Trafiła wreszcie do Cepelii a stamtąd do opery wrocławskiej gdzie przygotowywała przestrzenne formy scenografii. - Cały czas uczyłam się rzeźby i wreszcie za szóstym razem mnie przyjęto - opowiada. - Wtedy pierwszeństwo miały dzieci dygnitarzy. Nie uczestniczyłam w arcystowskim życiu, nie bawiłam się z nimi, ale ciężko pracowałam. Na studia przyszłam jako dojrzały człowiek, dobrze wiedziałam, czego chcę.
PIERWSZA RZEŹBA
Pierwszą przestrzenna rzeźbę stworzyła na IV roku studiów. - To było zadanie na równoważnię, pamiętam doskonale. Profesor Leon Podsiadły, u którego potem broniłam dyplom, powiedział: "Ludka, to bardzo interesujące. Idź tą drogą". Jestem mu za to niezmiernie wdzięczna.
Do Francji wyjechała w 1985 roku, po kilku latach intensywnego zaangażowania w pracę wrocławskiego podziemia solidarnościowego. Współpracowała z Kornelem Morawieckim. - Wyjeżdżałam na trochę, nie znając języka. Zaczęłam studia w pracowni znanego francuskiego rzeźbiarza, Cesare'a. I tak już zostałam w tej Francji… W Paryżu mam pracownię, jedyną materialną rzecz, która jest przyczyną moich trosk. Bo trzeba zapłacić czynsz, to jest największy wydatek w moim budżecie. Pozostałe wydatki zminimalizowałam. Taki styl życia wybrałam.
Sztuka w przestrzeni
Sztuka w przestrzeni
Tegoroczna wystawa to czwarte przedsięwzięcie w ramach cyklu "Sztuka w przestrzeni publicznej", którego pomysłodawcami i fundatorami są Dorota i Tomasz Tworkowie, właściciele firmy Dorbud. W poprzednich latach można było oglądać na Placu Artystów "Wędrówkę Ludzi Żelaznych", wystawę "Balansujący", labirynt Leona Tarasewicza. W tym roku jest to "Taniec czarownic", instalacja realizowana przez fundację Nowa przestrzeń sztuki przy współpracy z prezydentem Kielc.
Styl życia oznacza także podróże po całym świecie i tworzenie przestrzennych rzeźb bardzo często w plenerze. Artystka właśnie wróciła z Pekinu, gdzie po raz pierwszy do instalacji użyła tancerzy. - Z teatrem tańca w Pekinie spotkałam się rok wcześniej. Ich tak bardzo zafrapował kombinezon, w którym chodziłam, a który sama uszyłam, że zaproponowali mi zaprojektowanie strojów dla całego zespołu. W tym roku nasza współpraca poszła krok dalej - opowiada Ludwika Ogorzelec i dodaje, że bardzo często szyje. - To był mój sposób na niewydawanie pieniędzy: projektowanie niepowtarzalnych ubrań z lnu - śmieje się. Ja przemieszczam się z walizką, nie mam wielu rzeczy, bo one ograniczają człowieka, przywiązują, wymagają dbałości. Zajmowania się. Teraz mam 27. adres w życiu. Podróże i praca nad kolejnymi instalacjami to ciężka praca. Nie ma w nim miejsca na inne rzeczy, ale tak to się jakoś złożyło, przypadek zdecydował, że mój los wygląda tak a koledzy, równie utalentowani artyści spędzają życie we Wrocławiu. Ale rozumiem ich wybór, wychowanie trójki dzieci to też wielkie dzieło.
ZNAK FIRMOWY
"Krystalizacja przestrzeni" to znak firmowy Ludwiki Ogorzelec. - Krystalizuję przestrzeń od lat 90., na początku wykorzystywałam drewno. W rzeźbę wkładam wszystko to, co mnie dotyczy: emocje, temperament, refleksje, ale także energię miejsca gdzie rzeźba ma powstać. Bo ja nie projektuję i nie oddaję do wykonania, ja robię to sama. To jest raczej działalność artystyczna.
Do instalacji Ludwika Ogorzelec używa drewna, stali, szkła a najchętniej celofanu. - Nazywam go jedwabiem przemysłowym - wyjaśnia Wspaniale integruje się ze światłem, można budować z niego różnorodne formy.
Czy nie szkoda jej, że te rzeźby znikają po jakimś czasie? - Nie, sztuka działa przez chwilę. Moje parce zatrzymują przechodnia, dotykają takiej pierwotnej wrażliwości, emanują pozytywną energią więc mam nadzieję, że czynią świat lepszym, bardziej harmonijnym.
Do Kielc pani Ludwika trafiła dzięki Zbyszkowi Frąckiewiczowi, który zaprosił ją na wernisaż wystawy Leona Tarasewicza na Placu Artystów rok temu. Tam spotkała państwa Tworków a ci zaproponowali współpracę. - Po raz drugi w życiu nie musiałam negocjować honorarium - mówi artystka. - Prywatni sponsorzy rozumieją, że artysta musi z czegoś żyć. Instytucje państwowe sądzą, że wystarczy zaszczyt współpracy z nimi.
Do Kielc panią Ludwikę zaprosiła fundacja Nowa przestrzeń sztuki utworzona w tym roku przez Dorotę i Tomasza Tworków, inicjatywę wsparł Dorbud.
Pani Ludwika na Placu Artystów tworzy Taniec czarownic. Każda z jej rzeźb związana jest z regionem, jego tradycją. Tutaj użyje około 20 kilometrów celofanu. Pracuje codziennie od 8 do 20 stojąc na podnośniku i przeplatając celofanowa taśmę. - Pogoda nie ma znaczenia, oczywiście wolę, gdy świeci słońce - wyjaśnia, ale bywało, że padało, było koło 0 stopni a ja pracowałam.
Całość ma być gotowa na 6 września. Tego dnia w czwartek o godzinie 20 odbędzie się wernisaż. - Zależy nam by kompozycję pokazać także inaczej, oświetloną - wyjaśnia Tomasz Tworek. "Taniec czarownic" będzie można podziwiać do końca października. - Ale dużo zaleczy od pogody - zauważa Tomasz Tworek. - Silny wiatr, śnieg mogą przyspieszyć zamkniecie wystawy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?