Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Czujemy się pokrzywdzeni" - w Starachowicach świadkowie zeznawali w tak zwanej sprawie mieszkaniowej

M.K.
- Czujemy się pokrzywdzeni - zeznawali świadkowie w tak zwanej sprawie mieszkaniowej, która toczy się przed starachowickim sądem przeciwko prezydentowi i wiceprezydentowi Starachowic.

Prezydent Wojciech Bernatowicz i wiceprezydent Sylwester Kwiecień oskarżeni są o przydzielanie mieszkań gminnych osobom, których nie było na listach mieszkaniowych. W ten sposób zdaniem prokuratury mieszkania miało dostać kilkanaście osób, między innymi dwóch urzędników.

Pierwszy dzień po Świętach Wielkanocnych zeznania złożyło kolejnych dziewięcioro świadków. Większość z nich oczekiwało na mieszkania socjalne lub komunalne. Większość z nich było liście mieszkaniowej, niektórzy czekali na mieszkanie po kilka, a nawet kilkanaście lat i do dziś się nie doczekali.

- Pierwszy wniosek złożyłem w 1997 roku. Mieszkam w 35-metrowym mieszkaniu po zmarłym wujku wraz z żoną i trójką dzieci. Na liście mieszkaniowej byłem 59. Sądziłem, że kiedy przyjdzie moja kolej dostanę mieszkanie. Byłem raz na rozmowie u prezydenta Bernatowicza. Powiedział, że trzeba cierpliwie czekać, wiec nie pisałem kolejnych podań. Czekam na mieszkanie 15 lat i jeszcze nie otrzymałem propozycji przydziału mieszkania - opowiadał swoje perypetie mieszkaniowe mężczyzna ze Starachowic.

Osiem lat czeka na mieszkanie starachowiczanka, która wraz z chorym mężem mieszka w wynajmowanej kawalerce. Urzędnicy proponowali jej wprawdzie lokale, które mogłaby zająć, ale urządzenie jednego było poza jej zasięgiem finansowym, a drugie znajdowało się na czwartym piętrze w bloku bez windy.

- Ja się czuję pokrzywdzona. Byłam u wiceprezydenta Kwietnia, ale powiedział, że mieszkań nie ma, kazał czekać. Potem usłyszałam, że lokale dostawały osoby spoza listy mieszkaniowej, a ja mimo swojej sytuacji zdrowotnej i finansowej nie dostałam lokalu - mówiła kobieta.

Mieszkania od gminy nie doczekała się też starsza pani, która pomieszkuje w wynajętym pokoju lub u synów. Gmina proponowała jej wprawdzie lokal, ale starsza pani odmówiła jego przyjęcia ze względu na "meliniarskie" jak się wyraziła - sąsiedztwo.

- Po tym jak odmówiłam, pani w Urzędzie Miasta powiedziała mi, żebym więcej nie przychodziła, bo nic innego nie dostanę. Przestałam pisać podania - zeznała.

Dwie kobiety opowiadały o swoich kilkuletnich staraniach o gminne lokale. Mieszkania dostały w 2012 roku, kiedy o przydzielaniu mieszkań osobom spoza listy zrobiło się w Starachowicach głośno.
Najkrócej czekała młoda dziewczyna, która znalazła się w trudnej sytuacji rodzinnej. Nie mogła z dzieckiem mieszkać ani u rodziców ani u teściów. O pomoc poprosiła prezydenta Bernatowicza. Dostała 22-metrowe mieszkanie bez wody i łazienki, ogrzewane piecami węglowymi. Na lokal czekała rok.

- Nie wiem czy byłam na liście mieszkaniowej ani w jakim trybie dostałam mieszkanie. Mnie najbardziej zależało, żeby wyprowadzić się od teściów. Udało się, nikt nie żądał ode mnie za to korzyści majątkowych - powiedziała.

Była to jedna z ostatnich rozpraw w tej sprawie. Na kolejnej, majowej, sąd ma zamiar przesłuchać pozostałych świadków, następnie przeprowadzić pozostałe czynności procesowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie