Miałam ogromne opory, zanim zaczęłam oglądać ten film. Kolorowe pisma wmawiały, że aktorka jednego filmu grająca główną bohaterkę - Anne Hathaway, to gwiazda ekranu i że absolutnie każda kobieta chce być właśnie nią. Usilnie przekonywały, że jak nie ubierasz się jak grająca przez nią bohaterka (zresztą paradująca w 10cm szpilkach), nie jesteś wystarczająco "fresh", jazzy czy jak zwał tak zwał, bo po prostu niemodna.
A jednak skusiłam się na "amerykański kicz", jak określam 99% filmów z USA, które potwierdzają, że amerykanie to niezbyt inteligentny naród. "Diabeł ubiera się u Prady" przekonuje do siebie faktem, że jest oparty na prawdziwych wydarzeniach. Kto nie chciałby pracować w Vouge? Mieć dostęp do ogromu szaf pełnych ubrań od najlepszych projektantów? Poznawać sławy, obracać się w wielkim świecie, zobaczyć, jak to wszystko działa od kulis? Większość dziewczyn, choć często głośno się nie przyznaje, chciałaby na moment dostać się do "wielkiego świata". Czy warto? Jak pokazuje film - zależy od kręgosłupa moralnego i tego, jak mocne mamy zęby, bo trzeba je wciąż mocno zaciskać, żeby nie wylecieć z hukiem.
Zgrabnie opowiedziana historia, dynamiczna akcja, dobre aktorstwo, blichtr świata mody i podpatrywanie "reguł gry". Oto podstawowe atuty tego filmu. Czy wystarczają, żeby nie uznać tych kilkudziesięciu minut za stracone? Ze zdumieniem muszę powiedzieć, że tak. Choć czuję niedosyt - a pierwowzór, książka "Diabeł ubiera się u Prady" Lauren Weisberger, czeka….
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?