Od trzech dni trwa dramat pracownic kuchni szpitala w Czerwonej Górze. Przypomnijmy. Panie w piątek rano dowiedziały się, że to ich ostatni dzień pracy. Okazało się, że szpital już trzy miesiące temu rozwiązał umowę z prywatna firmą Vendi, świadczącą usługi żywieniowe, ale ta nie poinformowała o tym swoich pracowników. Kucharki w poniedziałek złożyły skargę do Państwowej Inspekcji Pracy, która zapowiedziała natychmiastową kontrolę dokumentów szpitala i firmy Vendi. Szczegółowo ma zostać sprawdzona umowa, którą piętnaście lat temu lecznica zawarła z pierwszą prywatną firmą rozpoczynającą świadczenie usług żywieniowych.
Kucharki walczą o swoje prawa i normalnie stawiają się na osiem godzin do pracy. Kuchnię przed nimi zamknięto, więc przesiadują na szpitalnych korytarzach. - Formalnie przecież nas nie zwolniono. Do dziś nie dostałyśmy wypowiedzeń, ani świadectw pracy - mówiły panie. O beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znalazły rozmawiały w poniedziałek z Janem Jóźwikiem, zastępcą głównego inspektora pracy w Kielcach, który zapowiedział natychmiastową kontrolę dokumentów szpitala oraz firmy Vendi. Doradzał kucharkom, aby napisały oficjalne pisma do obu instytucji, w których wyrażą gotowość do pracy, dzięki czemu zgodnie z prawem za czas "przestoju" powinny dostać wynagrodzenie. Trudno jednak na razie określić, kto miałby im za to zapłacić, ponieważ ani szpital ani firma Vendi nie uważają się za ich pracodawców.
- Dziś inspektor pojawi się w szpitalu, aby zabezpieczyć dokumenty. Skontaktujemy się także z Powiatowym Inspektoratem Pracy w Łodzi, gdzie swoją siedzibę ma firma Vendi - wyjaśniała nadinspektor Barbara Kaszycka.
Dokładnie ma zostać sprawdzona także umowa, którą piętnaście lat temu szpital zawarł z pierwszą prywatną firmą rozpoczynającą świadczenie usług żywieniowych dla lecznicy. - Pracodawca, który oddaje swoich pracowników innej firmie powinien ustalić, co będzie w razie, kiedy ta firma nie wygra przetargu. Musimy ustalić, kto tak naprawdę jest pracodawcą. Jeżeli jest nim szpital to możliwe, że będzie musiał z powrotem zatrudnić kucharki - wyjaśniała Barbara Kaszycka.
Wszystko jednak nie będzie takie proste, bo jak mówiły w poniedziałek kucharki większość z nich pracuje mniej niż 15 lat w związku z czym nigdy bezpośrednio pracownicami szpitala nie były.
Kucharki znalazły się w sytuacji bez wyjścia. - Firma Vendi nie dała nam wymówień, ani świadectw pracy, więc nie możemy zostać zatrudnione nigdzie indziej, nawet na umowę zlecenie - mówiły kucharki.
Wyjaśniały, że dla wielu z nich praca w szpitalu była jedynym źródłem dochodu. - Jestem samotną matką, a koleżanka wdową. Co my mamy teraz zrobić, z czego żyć? My naprawdę nie możemy bezczynnie czekać - mówiły zrozpaczone panie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?