Wydarzenia, których dotyczy sprawa, rozegrały się pod koniec stycznia tego roku. W jednym z mieszkań bloku w Starachowicach wybuchł pożar. Strażacy musieli ewakuować mieszkańców. 59-letniej właścicielce mieszkania, w którym doszło do pożaru, ogień odciął drogę ucieczki i kobieta została uwięziona na balkonie. 59-latka doznała rozległych oparzeń drugiego stopnia 35 procent ciała, głównie nóg i tułowia. Została przewieziona do szpitala, gdzie po kilkunastu dniach zmarła. Z podejrzeniem podtrucia czadem przewieziono do szpitala także przebywającego na klatce schodowej 23-letniego mężczyznę. Jak ustalili policjanci, oboje byli nietrzeźwi. Badanie alkomatem wykazało 1,3 promila w organizmie kobiety oraz 2,3 promila u 23-latka. Według akt sprawy przyczyną pożaru było podpalenie. Pod koniec kwietnia policjanci zatrzymali 23-latka, tego samego, który trafił wtedy do szpitala. Mężczyźnie postawiono zarzut zabójstwa 59-latki. Proces w tej sprawie toczy się przed Sądem Okręgowym w Kielcach. Wczoraj sąd przesłuchał świadków zajścia.
SŁYSZAŁAM KROKI...
- Usłyszałam kopanie w drzwi u sąsiadki na górze. Uchyliłam drzwi mieszkania, żeby zobaczyć, kto schodzi, ale nikogo nie widziałam. Potem znowu słyszałam kroki. Jakieś dwie osoby wyszły z mieszkania sąsiada z góry i poszły na drugie piętro, a na klatce czuć było zapach, jakby rozpuszczalnika. Pomyślałam, że sąsiad maluje drzwi i wróciłam do swojego mieszkania. Po chwili do drzwi zaczęła walić matka oskarżonego i krzyczała, żeby uciekać, bo się pali. Potem widziałam, jak oskarżony wybiegł z klatki bez koszuli i przewrócił się na śnieg - opisywała sąsiadka. - Jak sąsiadka żyła, często przychodziła do mnie i rozmawiałyśmy o awanturach, które były u sąsiada na dole - dodawała.
ON TEGO NIE PODPALIŁ...
- Oskarżony nie mógł tego zrobić, bo w tym czasie był u mnie razem ze swoją matką i koleżanką. Robiłem zaległe imieniny i trochę wypiliśmy. Potem padły jakieś słowa i poszarpałem się z oskarżonym, ale nie pamiętam dlaczego. Około godziny 19 poszedłem do łazienki i tam zasłabłem. Matka oskarżonego wezwała pogotowie. Koło godziny 20 poszli odprowadzić koleżankę. Dałem im pieniądze, żeby kupili jeszcze pół litra, a potem już nigdzie nie wychodzili - zeznawał mężczyzna.
- Zaraz po tym, jak było pogotowie sąsiadka, która nie żyje, przyszła do nas i zaczęła mówić, że jest za głośno. Oskarżony z matką powiedzieli jej, że jeszcze nie ma 22 i że wcale nie jest tak głośno. Jak wyszła, powiedzieli mi, że była dobrze pijana. Ja w tym czasie drzemałem na łóżku. Wiem, że jakieś pół godziny później było u nas dwóch facetów, którzy pytali o tą sąsiadkę. Matka oskarżonego wysłała ich na górę. Wcześniej też były takie pomyłki. Zdarzało się też, że ta sąsiadka po pijaku myliła drzwi i pukała do mnie. W ostatnich dniach widziałem ją non stop pijaną - relacjonował.
Świadek podkreślał, że oskarżony był cały czas w domu. - Spałem na łóżku, ale wiem, że nigdzie nie wychodził. Gdyby tak było, słyszałbym. Kiedy zobaczyliśmy, że z mieszkania sąsiadki wydobywa się dym, pobiegliśmy jej pomóc, ale nie daliśmy rady. Oskarżony nawet się zaczadził i zasłabł, jak schodziliśmy na dół - mówił mężczyzna.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?