Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewa Lubacz najpopularniejszą aktorką Teatru Lalki i Aktora Kubuś w Kielcach. "Nie można robić wszystkiego, ale próbuję"

Lidia Cichocka
Lidia Cichocka
Ewa Lubacz ma wiele pasji, które stara się realizować
Ewa Lubacz ma wiele pasji, które stara się realizować Dawid Łukasik
Ewa Lubacz, aktorka Teatru Lalki i Aktora Kubuś otrzymała od widzów tytuł najpopularniejszej aktorki w sezonie 2021/22 oraz Nagrodę Kultury Prezydenta Kielc za osiągnięcia w minionym sezonie, bo praca w teatrze to tylko ułamek tego, co robi.

Przygotowując się do rozmowy z tobą uświadomiłam sobie, że jesteś człowiekiem wielu zawodów: aktorką lalkarką, menadżerem kultury, skończyłaś też edukację muzyczną i mało brakowało byś została filozofką. Co gnało cię w te różne miejsca?

Aktorką chciałam być od zawsze. Ale też wywodzę się z ruchu amatorskiego i miałam to szczęście, że w małej miejscowości, z której pochodzę działał bardzo prężny dom kultury. Wiele zawdzięczam osobom, które tam pracowały, robiliśmy fantastyczne rzeczy - przedstawienia, przygotowania do konkursów recytatorskich, piosenki, taniec. Zaraziłam się nie tylko miłością do sceny, ale też do działania. Kiedy nie udało mi się dostać do szkoły teatralnej zaproponowano mi tam pracę, dzięki temu zdobywałam pierwsze doświadczenia w pracy z amatorami.

Która szkoła nie poznała się na twoim talencie?

Krakowska. To była dziwna sytuacja, bo pierwszą część egzaminu zdałam, ale moją teczkę omyłkowo położono z tym oblanymi i gdy przyszłam odebrać dokumenty usłyszałam: - To, kiedy chce pani zdawać drugą część: dzisiaj, jutro? Ostatecznie poszłam do Lublina na UMCS na studia kształcące animatorów kultury. Byłam na animacji o specjalności teatr a jedna z osób prowadzących zajęcia uczyła też w szkole teatralnej w Białymstoku. To profesor Żuchowski przekonywał mnie i moją koleżankę, że powinnyśmy tam zdawać. Ja mówiłam na to, że już się pożegnałam z tymi planami. On nie ustępował i przywiózł mi formularz wstępny bym go wypełniła. I pomiędzy obroną licencjatu, egzaminami na filozofii, bo równocześnie studiowałam ten kierunek, pojechałyśmy z koleżanką na egzaminy wstępne do szkoły teatralnej w Białymstoku. Zdałam i zostałam przyjęta. Po powrocie dokończyłam egzaminy na filozofii, wzięłam urlop studencki, z którego już nie wróciłam. Dzisiaj w gorszych momentach zastanawiam się, co by było gdyby...?

Wyobrażasz sobie siebie z twoją energią pracującą w zaciszu gabinetu?

Nie, ale sposób myślenia, to czego uczy filozofia przydaje się, pomaga porządkować informacje. Poza tym miałam okazję poznać nie tylko historię filozofii, ale też znakomite jej dzieła. Nie zmienia to faktu, że cieszę się, że dostałam się do szkoły lalkarskiej.

Chociaż chciałaś być aktorką dramatyczną?

Tak, ale gdy poznałam lalki, bo wcześniej kojarzyłam je jak przeciętny człowiek - z bajkami dla dzieci i kukiełkami, to zobaczyłam jakie piękno niesie ze sobą teatr formy. I ile możliwości wyrazu artystycznego. Poza tym, studiując trzy lata w Lublinie nie marnowałam czasu. To jest miasto studenckie, tam kultura naprawdę kwitnie. Tańczyłam w zespole pieśni i tańca, byłam w teatrze pantomimy, chodziłam na projekcje niszowych filmów, na różnego rodzaju warsztaty. Założyliśmy nawet ze znajomymi z roku kabaret. W Centrum Kultury bywaliśmy praktycznie każdego dnia. Jak gąbka chłonęłam wszystko i to procentuje.

A jak trafiłaś do Kielc? Byłaś tu zanim zaczęłaś pracować?

Byłam wcześniej, raz jako szczudlarka w Targach Kielce, bo wynajęła nas jakaś firma. Zupełnie nie kojarzyłam Kielc, ale szukając miejsca na dyplomowy spektakl zadzwoniłam do teatru Kubuś. Chciałam go robić poza szkołą. Okazało się, że w Kielcach potrzebowali aktorki. Miałam też propozycje z Gdańska a potem z Łodzi, ale tutejsza była pierwsza i nie chciałam być niesłowna
zmieniając zdanie. Zostałam i choć na początku trochę żałowałam tej decyzji, to teraz wiem, że było warto. Myślę, że środowisko życia tworzymy sami działaniami jakie podejmujemy, dzięki ludziom którymi się otaczamy. Miejsca wszędzie są takie same tylko ludzie różni. Pamiętam, jak przyjechałam do Kielc i pieszo szłam od dworca. Sienkiewka była wtedy rozkopana, wszędzie wielkie doły. Nie mogłam znaleźć tego teatru. Rozglądałam się też za sklepami obuwniczymi, żeby kupić takie na płaskim obcasie, bo pani dyrektor mówiła: - Taka wysoka, niedobrze. Ten wzrost to zawsze komuś nie pasuje. Ale nie ukryję go (śmiech).

Wzrost nie przeszkadzał ci na scenie, grałaś dużo, zresztą koledzy też nie byli niscy.

Bo to nie jest problem, to raczej kwestia świadomości. Co do ról, na początku, tuż po szkole zawsze jest dużo grania. Przecież gramy dla dzieci a one utożsamią się z dziecięcym bohaterem. Co prawda, ktoś kto ma 20+ i tak jest stary dla 6-latka. Ale póki nie ma kogoś młodszego, to ta najmłodsza osoba w zespole gra wszystkie dziewczynki, księżniczki, kapturki. Potem z wiekiem – zwłaszcza dla kobiety, bywa gorzej, mężczyznom nie brakuje ról, a kobieta w pewnym wieku staje się niepotrzebna. Choć wiadomo, że sezon sezonowi nierówny.

Czy stąd też wynika twoja aktywność na innych polach?

To też, ale prawda jest i taka, że do Kielc przyjechałam z jedną walizką i szczudłami pod pachą. Nie znałam tutaj nikogo i nie miałam niczego. Wszystko, co mam zawdzięczam swojej pracy i wysiłkowi. Jestem profesjonalistką, co oznacza nie tylko, że robię coś w sposób profesjonalny, ale też, że stanowi to mój zarobek. Nie utrzymuję się z mycia okien tylko z działalności artystycznej.

Jak szybko spróbowałaś swych sił poza sceną?

Tak szybko, jak się dało. Jak tylko pojawiała się możliwość dodatkowej działalności skorzystałam z tego, miałam ogromny niedosyt i sporo wolnego czasu między próbami. Teraz tego tak nie odczuwam, mam rodzinę, obowiązki, ale wtedy, jak kończyła się poranna próba koledzy szli do domów a mnie nie chciało się wychodzić z garderoby, coś bym jeszcze porobiła. Koleżanka, Dorota Anyż wzięła mnie na Bazę Zbożową i tam poznałam ich teatr, ludzi, także Michała, mojego męża. Ale energia rzeczywiście mnie rozpiera i równoczesne działanie na wielu polach daje mi napęd, potrzebuję tego do życia.

A potem wszystkiego było więcej i więcej, nie da się wymienić wszystkich rzeczy, w których brałaś udział...

I nie ma sensu, bo to już historia. Ważne jest tu i teraz. To, że pracuję w teatrze i mam możliwość realizowania się poza nim daje ogromną frajdę. Uważam też, że my, ludzie zajmujący się kulturą, mamy obowiązek działać. Oczywiście tyle, na ile pozwalają nam nasze możliwości. Ta praca w różnych środowiskach, z dziećmi, w ogóle z amatorami jest bardzo ważna, bo dzięki temu kształtujemy świadomego widza. Zresztą o korzyściach społecznych jakie niesie ze sobą pedagogika teatru pisze mnóstwo mądrych ludzi. Trzeba to robić i już.

Jesteś obecna także w radiu, gdzie prowadzisz audycje.

Początkowo prowadziłam w Radiu Em Kielce audycję dla dzieci „Dzieciaki Cudaki”. Potem przez pandemię i zamknięcie teatrów pojawiło się u mnie mnóstwo wolnego czasu i dzięki temu pojawiłam się częściej na antenie jako prezenterka i realizatorka. Odkryłam wtedy, że istnieje życie poza teatrem. I kiedy w Kieleckim Centrum Kultury miałam możliwość działania założyłam i prowadzę Studio Pantomimy Praca w Toku. To jest wspaniałe mieć wpływ na to, co robię. Nie tylko odgrywam rolę zadaną przez reżysera, ale realnie mam moc sprawczą. Jestem odpowiedzialna za grupę ludzi, pracujemy nad efektem artystycznym, zgrywamy się, uczymy komunikacji, szukamy wyrazu artystycznego i dobrze się bawimy. To młodzież dwunasto, trzynastoletnia, bardzo sympatyczne dzieciaki, z których jestem ogromnie dumna. Za nami już spektakl, kilka widowisk scenicznych i pokazów etiud.

Wiem, że w Wojewódzkim Domu Kultury będziesz prowadzić zajęcia teatralne...

To dla mnie nowa, ciekawa przestrzeń z profesjonalnym zapleczem. Aż się prosiło by coś tam robić i już zaczęłam. Prowadzę trzy grupy, dzieci - „Wierszolatki”, młodzież - „Kurtyna” i dorośli - „Horyzont”. Mam jeszcze parę innych, niszowych pomysłów. Rozkręcam się.

W seminarium duchownym też zaczęłaś ambitnie od „Rewizora”.

To alumni zaproponowali ten tytuł. Nie wiem jakie były ich wcześniejsze doświadczenia teatralne, ale mieli ze mną niezłą harówkę. Zaczęliśmy od ruchu, tak jak zawsze to robię. Dopiero potem przechodzimy do tekstu. Opłaciło się. Zbudowaliśmy zgrany, dobrze działający zespół. A efekt nie tylko zadowolił, ale też zadziwił wszystkich. Daliśmy dziewięć spektakli, zawsze przy pełnej po brzegi sali. Co oznacza, że obejrzało nas łącznie ponad dwa tysiące widzów. Moi aktorzy w tym roku byli wyświęceni na księży. Mam nadzieję, że wykorzystają te doświadczenia. A jeśli będzie jeszcze możliwość, to mam już nowy pomysł i scenariusz na nowy spektakl.

W Wojewódzkim Domu Kultury też przygotujecie przedstawienia?

Chciałabym wykorzystać poezję, zwłaszcza dziecięcą, bo zauważyłam, że dzieci jej nie znają. Może dlatego, że w szkołach nie muszą się uczyć niczego na pamięć? Więc chciałabym ruszyć z Brzechwą, Tuwimem, Kernem, Chotomską, żeby zachęcić i nakręcić poetycko. Ze starszą grupą, też bierzemy na warsztat trochę poważniejszą poezję a z dorosłymi fragmenty znanych komedii Moliera, Szekspira. To na początek, by się lepiej poznać w komediowej atmosferze. Później mam pomysł na coś poważniejszego, ale to za chwilę. Poezja to absolutna konieczność. To drugi krok do teatru. Pierwszym jest wyobraźnia.

W czasie pandemii razem z mężem i córką kręciliście filmiki o życiu mieszkańców kamienicy przy ulicy Bodzentyńskiej. Będzie ciąg dalszy tych historii?

Nie będzie. Cykl Pewnego razu w kamienicy zrodził się z potrzeby robienia czegoś w czasach lock downu. Teraz zostaliśmy z 80 lalkami, które Michał zrobił do filmów i z bardzo fajnym doświadczeniem współdziałania. Zresztą zawsze się rodzinnie wspieramy w swoich działaniach. Michał jako plastyk a Antosia ze swoją znakomitą grą na skrzypcach.

Antosia nie chce być aktorką?

Raz przygotowałam ją do ogólnopolskiego konkursu recytatorskiego i nawet została jego laureatką. Przeszła ot, tak bez trudu, ale muzyka jest dla niej ważniejsza. Właściwie najważniejsza. To jest jej świat i jestem przekonana, że swoją przyszłość w jakiś sposób zwiąże z muzyką.

A co z twoim śpiewaniem?

Był recital piosenki francuskiej i ogromnie dużo radości z tym związanej, ale nie da się robić robić wszystkiego.

Ale ty próbujesz...

Próbuję. W najnowszym spektaklu teatru Kubuś będzie można usłyszeć piosenki Wasowskiego między innymi w moim wykonaniu. Mam jeszcze kilka fajnych pomysłów, które klują się we mnie powoli.

Tak jak „Ciotka Wieża”?

Tak, pomysł na monodram powstał po głośnym czytaniu listów malarki Jadwigi Prandoty-Trzcińskiej do matki. Wstrząsających, tak jak postać i historia tej kieleckiej artystki. Pomysł by to pokazać na scenie zrodził się natychmiast. Z Elą Chowaniec już dawno byłyśmy umówione na monodram: – Powiedz tylko o czym, to ja ci napiszę – mówiła Ela. Szukałam tematu, bo chciałam, żeby to była ważna wypowiedź. I znalazłam. Potem szukałam możliwości, gdzie można go zrealizować. Pomogła Agnieszka Kozłowska-Piasta z Kieleckiego Centrum Kultury, które napisało projekt i dostaliśmy pieniądze na spektakl. Piszącej scenariusz Eli, która mieszka w Gdańsku, podsyłałam materiały, które omawiałyśmy spotykając się regularnie poprzez Internet. Od początku ustaliłyśmy, że będzie to teatr formy z wykorzystaniem atrybutów teatru lalkowego, trudny, bo wymagający udźwignięcia całej techniki. Cieszę się bardzo, że dostaliśmy też pieniądze na pokazanie go w regionie. Nasz projekt na objazdowe granie był na trzecim miejscu w Polsce a pod względem ilości punktów ex aequo na drugim.

Twój pierwszy monodram okazał się sukcesem.

Tak, chociaż było trochę pod górkę, bo Kieleckie Centrum Kultury dawno nie miało własnej produkcji. Przecieraliśmy szlaki i cieszy, że to spotkanie wielu różnych osób wyzwoliło dużo dobrej energii. Było sporo perturbacji, ale każdy kto brał udział w przygotowaniach chciał to zrobić najlepiej jak umie, więc spektakl powstał. I zwraca uwagę. Przede wszystkim na osobę Trzcińskiej. Co więcej szykuje się jej wystawa, wiem, że powstaje książka o niej. Ja dzięki spektaklowi też zaistniałam. Wprawdzie dzieci na mieście czasami mnie rozpoznają na ulicy czy w sklepie, mówią: „dzień dobry”. Za to po „Ciotce Wieży” słyszę „dzień dobry” od dorosłych i uwagi: Widziałam panią w „Ciotce Wieży”, super, dziękuję. Albo: Pani mnie nie zna, ale ja panią znam – Ciotka Wieża, albo: „To pani grała Trzcińską!”. To bardzo miłe. A niedawno jakiś pan zostawił dla mnie w impresariacie książkę o historii monodramów w Polsce, to znowu od pani, która była kilka razy na spektaklu dostałam „Czułego barbarzyńcę” Tokarczuk z pięknym wpisem a ostatnio Bielinianki przekazały dla mnie ciasto, bo panie były na spektaklu i chciały mi w ten sposób podziękować. No i kolekcja koników, których przypadkiem mam kilka w domu ( i w spektaklu występuje też drewniany konik) wzbogaciła się po premierze o kilka pięknych okazów od widzów. Takie wyrazy uznania są bardzo mile i dla mnie zupełnie nowe.

Od jakiegoś czasu mieszkasz w centrum Kielc i jak słychać jesteś tym zachwycona?

Tak, zachwycona. To już 6 lat i wreszcie czuję, że jestem u siebie. Lubię tu mieszkać i robić zakupy w znajomych sklepach. Wyjdę na podwórko i jestem na Rynku. Osiedle - sypialnia zupełnie mnie nie interesowała, mieszkanie pod Kielcami też nie. Próby w teatrze odbywają się na dwie tury z czterogodzinną przerwą, co oznacza, że nie powinno się tracić czasu na dojazdy i stanie w korkach. Teraz po próbie, kiedy mam 4 godziny przerwy, mogę wrócić do domu, zrobić zakupy, ugotować obiad i nawet zdążę go zjeść. W Kielcach jest dużo terenów zielonych o krok od centrum. Bierzemy psa, wsiadamy w samochód i w 7 minut jesteśmy na przykład w Mójczy, na spacerze. Kielce są miastem do życia. Jeśli czegoś mi w nich brakuje, to więcej otwartych, plenerowych imprez z tak zwanej wysokiej kultury na przykład teatrów ulicznych, nowego cyrku czy pantomimy. Kiedyś mięliśmy na przykład wakacyjny festiwal Hurra Art! ściągający do Kielc najlepsze teatralne propozycje dla dzieci. Cieszą mnie letnie koncerty z muzyką klasyczną w pałacowym ogrodzie, na które przychodzi tyle osób, chciałabym więcej tego typu rozrywek. Byłoby pięknie, gdyby w Kielcach tak, jak w innych miastach były stypendia dla ludzi kultury, bo nie wszystko da się zrealizować w ramach instytucji. Myślę, że dzięki stypendiom miasto, które chce być europejską stolicą kultury, miałoby więcej do zaoferowania, bo wspaniałych ludzi z ogromnym potencjałem tu nie brakuje. Ale ponieważ ja nie lubię narzekania, nie narzekam i robię to, co mogę.

Dziękuję za rozmowę.

Ewa Lubacz

Aktorka Teatru Lalki i Aktora "Kubuś" w Kielcach im. Stefana Karskiego, szczudlarka, pedagog teatru, prezenter radiowy.
Absolwentka Akademii Teatralnej imienia A. Zelwerowicza w Warszawie (Wydział Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku), UMCS w Lublinie (Animator i Menedżer Kultury). Jest współzałożycielką studia pantomimy „Praca w toku” w Kieleckim Centrum Kultury. Autorka warsztatów edukacyjnych i teatralnych dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Założycielka Grupy teatralnej TworzyMY przy teatrze "Kubuś". Otrzymała tytuł Najpopularniejszej Aktorki w sezonie artystycznym 2021/22 w Plebiscycie publiczności „Wystrzałowy Kubuś!" (rozstrzygnięto go w grudniu 2022 roku). Jest laureatką nagrody I stopnia prezydenta Kielc w dziedzinie kultury.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie