Krzysztof Dziubel, trener Orląt Kielce:
- W pierwszej połowie stwarzaliśmy sytuacje, ale nie potrafiliśmy ich wykorzystać, a rywale zdobyli dość przypadkową bramkę. Po przerwie zmieniliśmy ustawienie, zagraliśmy trzema napastnikami i to przyniosło efekt. Dwa trafienia Michała Relidzyńskiego zapewniły nam zwycięstwo.
Mecz drużyn z dołu tabeli był nadspodziewanie dobrym widowiskiem, a obydwa zespoły, grając ofensywnie, wypracowały wiele sytuacji. Szwankowała tylko skuteczność, szczególnie w ekipie gospodarzy.
Gdyby gracze Orląt strzelili po przerwie pół tuzina goli, to i tak nie byłby najwyższy wymiar kary dla Kmity. Gospodarze zmarnowali w tym okresie parę sytuacji sam na sam z bramkarzem, niecelnie strzelali z kilku metrów bądź nie kończyli akcji strzałami. Jedynie Relidzyński potrafił z zimną krwią wykorzystać błędy defensywy Kmity i dwa razy w podobnych okolicznościach trafił do siatki. Obydwie bramki Michał Relidzyński zadedykował swojej żonie, Katarzynie.
Pierwsza połowa była wyrównana, a obydwa zespoły miały po parę okazji. Kilka razy świetnie interweniował Tomasz Palka, ale był bezradny w 27 minucie, kiedy po podaniu ze skrzydła wzdłuż linii końcowej boiska na przedpolu bramki Orląt powstało ogromne zamieszanie, a Batko z kilku metrów skierował piłkę do siatki. Gospodarze też mieli w tej części gry dogodne sytuacje, ale nie potrafili ich wykorzystać.
Po przerwie gra toczyła się najczęściej na połowie gości. Zmasowane ataki Orląt przyniosły efekt już w 50 minucie, kiedy Relidzyński wszedł w pole karne z prawej strony i celnie strzelił z kąta. Zdobycie wyrównującej bramki podziałało mobilizująco na gospodarzy, którzy z łatwością wygrywali pojedynki "jeden na jeden" i coraz groźniej atakowali. Defensywa Kmity zaczęła seryjnie popełniać błędy i w 56 minucie było już 2:1. Z lewego skrzydła mocno strzelił Stachura. Bramkarz gości sparował piłkę wprost po nogi Relidzyńskiego, który nie miał najmniejszych problemów, by umieścić ją w siatce. Chwilę potem za czerwoną kartkę (druga żółta) opuścił boisko Wodniak, a gospodarze mieli wyborne okazje i chyba tylko napastnicy Orląt wiedzą, jak to się stało, że nie padły kolejne bramki (strzelali Bętkowski, Zacharski, Relidzyński). Zamiast spokojnej końcówki meczu, była "nerwówka". Najpierw goście trafili w poprzeczkę, a potem, po błędzie technicznym Sochaczewskiego, egzekwowali rzut wolny pośredni z 7 metrów od bramki Orląt. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i Orlęta zasłużenie wygrały "mecz za sześć punktów".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?