I kto tu jest miękiszonem, panowie? Jak to młodzi, ambitni politycy honorowo zostali w rządzie

Język polski, jak powszechnie wiadomo, jest nie tylko najtrudniejszym i najpiękniejszym (Mickiewicz, Słowacki et cetera) z języków świata, ale i bardzo żywym. Co i rusz pojawiają się nowe zwroty. Niestety, nie tylko tak piękne jak „ubogacić się w duchu”, „czerpać z nauki Jana Pawła II” czy „zabezpieczyć środki na realizowane inwestycje”. Są i znacznie brzydsze, bo ludzie nie mają szacunku do wartości. Na szczęście, mamy fachowców, którzy potrafią odsiać ziarna od plew. W tym roku z konkursu na młodzieżowe słowo Anno Domini 2020 usunięto dwa. „Sasinić”, czyli wydawać pieniądze bez sensu, oraz „julkę”, niezbyt rozgarniętą nastolatkę o mocno lewicowych poglądach. Spece od języka oba zwroty uznali za obraźliwe. Chociaż jest równowaga. Jak filip z konopi, z nowym słowem wyskoczył lider Solidarnej Polski, Zbignew Ziobro. Stwierdził, że w negocjacjach z Unią (chodziło o kasę i praworządność) nie można być „miękiszonem”. W mowie potocznej oznacza to męskiego członka w fazie spoczynku. Niezbyt elegancko, szczególnie, jeśli te słowa kieruje się do premiera. Ale młodzi, ambitni i nie stroniący od zasiadania w radach nadzorczych państwowych spółek ziobryści (fajnie zaczynać zawodową karierę od stanowiska wiceministra) co i rusz podszczypują szefa rządu. Prezes pozwala, Ojciec Dyrektor nawet pochwali. Przy okazji awantury o unijny budżet politycy Solidarnej Polski prężyli muskuły jak na wiejskiej dyskotece. Weto albo śmierć, brońmy suwerenności i żywotnych interesów narodu, nie będzie Niemiec pluł nam w twarz! Aż się okazało, że Polska nie postawiła weta. Sprytny prezes podpuścił, wykorzystał i znów wyszło na jego. Co w takiej sytuacji robią Solidarni Polacy? Jako ludzie honoru, powinni odejść z rządu i koalicji z PiS. Szczęśliwie, nade wszystko przedkładają odpowiedzialność za kraj. I tylko z tego powodu bohatersko postanowili zostać w ministerstwach i spółkach. Dla Polski, bo przecież nie dla pieniędzy.