Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ichtiolog o zbiorniku Klekot: - 17 ton ryb to dość sporo, jak na taki staw

rab
Freeimages.com
Rozmawialiśmy z doktorem inżynierem Tomaszem Czerwińskim, ichtiologiem, pracownikiem naukowym Zakładu Bioekonomiki Rybactwa Instytutu Rybactwa Śródlądowego imiania Stanisława Sakowicza w Olsztynie

Czy na wodach niezwiązkowych lub komercyjnych, pana zdaniem, należy chronić większe ryby drapieżne? Mam tu na myśli głównie szczupaki i sandacze (90 plus), które pływają w 23-hektarowym zbiorniku dzierżawionym od gminy przez stowarzyszenie wędkarskie (nie podlegające pod Polski Związek Wędkarski). Czy powinno się ustanowić dla tych gatunków tak zwane górne wymiary ochronne, skoro dzierżawca zbiornika wprowadził już takie wymiary dla ryb roślinożernych (między innymi karpia, który jest gatunkiem dominującym)? Dlaczego bardziej chroni się dzisiaj większego karpia, niż większego szczupaka, który – jak się wydaje - jest rzadszą zdobyczą w polskich wodach?

Pyta pan o 23-hektarowy staw, a więc będziemy rozmawiać o stawach, czyli o małych, płytkich zbiornikach wodnych, które w większości przypadków są efektem działalności człowieka. Życie w nich toczy się zupełnie innymi ścieżkami, niż w zbiornikach naturalnych, na przykład w jeziorach. Dlatego też uważam, że w przypadku małych sztucznych zbiorników wodnych możemy kierować się przede wszystkim potrzebami i preferencjami użytkowników stawów, czyli na przykład wędkarzy. Osobiście uważam, że w przypadku tego niedużego stawu wprowadzenie górnych wymiarów ochronnych dla ryb karpiowatych i ryb drapieżnych ma bardziej działanie marketingowe i psychologiczne, niż ochronne. To fakt, że ryb drapieżnych jest mniej w naszych wodach, niż ryb roślinożernych. Drapieżniki stoją na szczycie piramidy pokarmowej i są po to, żeby regulować liczebność pozostałych gatunków, nierzadko też swoich pobratymców. Szczupak jest wzrokowcem i dobrze się czuje w wodach czystych, bogatych w roślinność wodną, a tym samym zasobnych w kryjówki. Jeżeli to zostanie spełnione, to może być go naprawdę dużo w takim stawie. Oczywiście, nie do przesady. Przy dużym zagęszczeniu tego drapieżnika w małym stawie bardzo często dochodzi do kanibalizmu, czyli większe osobniki tego gatunku będą polować na mniejsze i je zjadać. Same wyregulują swoją optymalną liczebność na danej powierzchni zbiornika. Inną rybą jest sandacz, który lubi wody mętne i ma mniejsze skłonności do kanibalizmu, jak szczupak. Oba te gatunki mogą ze sobą współżyć w jednym zbiorniku wodnym i raczej nie powinny się eliminować nawzajem.

A jak jest z sumem? Czy 30-kiloramowe sumy i większe są w stanie wyeliminować mniejsze drapieżniki (60-70-centymetrowe szczupaki i sandacze)? Populacja suma bardzo się rozmnożyła we wspomnianym 23-hektarowym akwenie. Łowione są mniejsze i większe okazy tego gatunku. Wędkarze narzekają, że mają obecnie bardzo duży problem ze złowieniem wymiarowego szczupaka czy sandacza. Czy sumy mogły pozbyć się swojego konkurenta pokarmowego, skoro szczupaka i sandacza nie wyłowili ani wędkarze, ani tym bardziej… kormorany?

Tomasz Czerwiński: - Tak, duży sum może stanowić problem w takim niewielkim stawie. Rzeczywiście może być zagrożeniem dla pozostałych ryb roślinożernych, a nawet dla innych ryb drapieżnych. Jest gatunkiem wybitnie ciepłolubnym i wraz ze wzrostem temperatury wody staje się żarłoczną i agresywną rybą. Duże osobniki suma w pierwszej kolejności będą polowały na większą zdobycz, adekwatną do ich wielkości – chodzi o wydatek energetyczny, jaki musi ponieść sum podczas polowania. Bardziej opłaci mu się zapolować na większą rybę, niż mniejszą. Dlatego nawet kilkunastokilogramowy sum będzie chętniej zjadał ryby do 1 kilograma wagi, a zostawiał te mniejsze.

Czy dobrym pomysłem jest zarybianie stawu pstrągiem tęczowym i jesiotrem – gatunkami, jakby nie patrzeć, obcymi dla tego środowiska wodnego?

Tomasz Czerwiński: - O ile z jesiotrem nie ma problemu w stawie, bo łatwiej się adoptuje do warunków panujących w tego typu zbiornikach, o tyle z pstrągiem już tak. Pstrąg tęczowy ma zupełnie inne wymagania środowiskowe, wymaga wody płynącej, zimnej i dobrze natlenionej. Obawiam się, że w stawach o nikłym przepływie wody, z dużymi pokładami mułu, po prostu nie przeżyje. Dlatego uważam, że zarybianie pstrągami tego typu stawów nie ma sensu. Poza tym, pstrąg tęczowy, jak i większość gatunków jesiotra, są gatunkami obcymi w naszej ichtiofaunie i należy bardzo ostrożnie typować zbiorniki do zarybiania nimi, nawet jeśli są to stawy o charakterze zamkniętym.

W ciągu 5 lat (lata 2011-2015) zostało wpuszczone do wspomnianego 23-hektarowego zbiornika około 17 ton ryb różnych gatunków (50-60 procent populacji stanowiły same karpie). Czy, pana zdaniem, to dużo, czy mało?

Tomasz Czerwiński: - Uważam, że 17 ton ryb to dość sporo, jak na taki staw. Trzeba mieć na uwadze, że w tym czasie ryby rosną, pewne gatunki mogą się rozmnażać, inne mogą napływać z okolicznych zbiorników, oczywiście znaczna część ryb jest wyławiana przez wędkarzy, część jest też zjadana przez inne gatunki. Zarybienia muszą być dostosowane do możliwości biologicznych danego stawu. Jeżeli przesadzimy z zarybieniami, wzrasta konkurencja o ograniczone zasoby pokarmowe, narażamy ryby na duży stres, łatwiej dochodzi do kanibalizmu wśród drapieżników, łatwiej przenoszą się choroby, a nawet w okresach letnich lub zimowych mogą pojawiać się ubytki tlenu i w konsekwencji śnięcia wrażliwszych gatunków ryb. Dlatego przy zarządzaniu takim łowiskiem kluczowe znaczenie ma przez wielu z nas nielubiana buchalteria. Warto prowadzić księgi stawowe, w których notuje się nie tylko zarybienia, ale również połowy. Innym problemem przy zarybieniach może być ich efektywność, na którą może mieć wpływ bardzo wiele czynników, takich jak temperatura wody, pora dnia, czas i sposób transportu ryb, przygotowanie ryb do transportu, zdrowotność ryb, i tym podobne. Dlatego warto, planując zarybienia, zasięgnąć porady doświadczonych ichtiologów. Kolosalne znaczenie ma też sam przebieg zarybienia. Na przykład wylęgu szczupaka nie można wpuścić do zbiorników wodnych w jednym miejscu, gdyż gatunek ten wyeliminuje się nawzajem. Należy płynąć łódką lub brodząc wzdłuż brzegu i – to nie jest żart – łyżeczką co metr wpuszczać do wody wylęg szczupaka. W przypadku ryb karpiowatych raczej nie ma obawy o kanibalizm, ale zestresowane ryby (zwłaszcza mniejsze sortymenty) skupione w jednym miejscu stają się łatwą zdobyczą dla różnych drapieżników. Moim zdaniem, w stawach użytkowanych przede wszystkim do celów rekreacyjnych, lepiej jest zarybić starszym materiałem (większą rybą), niż mniejszą – chodzi o to, że starsze, większe ryby szybciej zaadoptują się do środowiska stawowego, niż młodsze.

Panie doktorze, na koniec interesuje mnie, co powoduje zakwity wody? Czy wpływ mają na to jedynie niekorzystne warunki atmosferyczne w danym okresie (na przykład długotrwałe upały, niski poziom wody, brak odpowiedniego natlenienia wody, brak wiatrów)? Czy może pośrednio winę za taki stan rzeczy ponoszą też sami wędkarze, którzy w okresie letnim – jak ma to miejsce na tym łowisku - stosują duże ilości wysokobiałkowej zanęty (między innymi pelletu i kulek proteinowych), którą żywią się ryby i przez to wydzielają większe ilości odchodów, zanieczyszczających wodę. Czy część nieskonsumowanej przez ryby zanęty, która kiśnie na dnie, też może mieć wpływ na skład chemiczny wody?

Tomasz Czerwiński: - Oczywiście wszystko, o czym pan wspomniał, może mieć wpływ na eutrofizację. Jeżeli chodzi o zanęty, to nie dostrzegamy ich znacznego wpływu na środowisko wodne. Z mojego doświadczenia, jako osoby nurkującej w jeziorach wynika, że zanęty tylko w niewielkim stopniu są wyjadane przez ryby. Problem może się pojawić, jeśli przesadzimy z długotrwałym nęceniem dużą ilością zanęty. Część zanęty, która nie zostanie wyjedzona, zalega na dnie, ulega procesom rozkładu i woda wzbogaca się w substancje biogenne – głównie związki fosforu i azotu. Biogeny mogą dostawać się do wody również wraz z deszczami spływającymi z pól uprawnych, lasów i z terenów zabudowanych, ale największym ich źródłem jest działalność człowieka, na przykład zrzuty ścieków przemysłowych, nieszczelne szamba, pozostałości nawozów rolniczych i tak dalej. Warto pamiętać, że roślinność wodna, choć ewidentnie przeszkadza w wędkowaniu, jest to rodzaj naturalnego filtru wychwytującego substancje biogenne, a jednocześnie tworzy siedliska dla wielu organizmów żywych, miejsca tarła i żerowania ryb. Substancje biogenne są doskonałą pożywką również dla glonów, których gwałtowny rozwój, szczególnie w okresach letnich, nazywa się „zakwitem wody”. Woda w stawach i jeziorach przyjmuje wtedy charakterystyczny zielony kolor, przypominający zupę szczawiową. Brak roślinności wodnej sprzyja zatem powstawaniu częstszych zakwitów wody i pogarszaniu się warunków środowiskowych w stawach i zbiornikach wodnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie