Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Igorek miał koszmarny wypadek, dzięki pomocy lekarzy i sprzętowi od WOŚP wraca do zdrowia (WIDEO)

Iza BEDNARZ
4,5 – letni Igorek Pabis dzielnie walczy o odzyskanie sprawności. Można powiedzieć, że cudem uniknął śmierci.
4,5 – letni Igorek Pabis dzielnie walczy o odzyskanie sprawności. Można powiedzieć, że cudem uniknął śmierci. Łukasz Zarzycki
Mały Igorek miał koszmarny wypadek, został potrącony przez samochód. Przeżył dzięki szybkiej pomocy lekarzy i świetnemu sprzętowi jaki dostał kielecki szpital od Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Gramy razem dla seniorów

Agnieszka i Michał Pabisowie są szczęśliwi i bardzo wdzięczni lekarzom, pielęgniarkom, fizjoterapeutom, którzy uratowali ich synka. Ich rodzina znowu

Agnieszka i Michał Pabisowie są szczęśliwi i bardzo wdzięczni lekarzom, pielęgniarkom, fizjoterapeutom, którzy uratowali ich synka. Ich rodzina znowu jest szczęśliwa.
Łukasz Zarzycki

Agnieszka i Michał Pabisowie są szczęśliwi i bardzo wdzięczni lekarzom, pielęgniarkom, fizjoterapeutom, którzy uratowali ich synka. Ich rodzina znowu jest szczęśliwa.

(fot. Łukasz Zarzycki)

Gramy razem dla seniorów

- Jurek Owsiak, zrobił dla geriatrii więcej niż wszystkie zespoły doradców przy premierach i ministrach. Bo on nie gada, tylko robi coś realnie - mówi doktor Tomasz Misztalski, ordynator oddziału geriatrii w Szpitalu w Busku - Zdroju. W ubiegłym roku w Szpitalu Powiatowym w Busku - Zdroju został uruchomiony pierwszy w województwie oddział geriatrii. Od Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy otrzymał sprzęt do rehabilitacji i pielęgnacji seniorów wart prawie 500 tysięcy złotych.

Do pierwszego w świętokrzyskim oddziału geriatrycznego trafiły dźwigi ułatwiające podnoszenie pacjentów i przeprowadzanie zabiegów pielęgnacyjnych, łóżka sterowane elektronicznie, materace przeciwodleżynowe, przyłóżkowe urządzenia rehabilitacyjne, kardiomonitor, aparat EKG, zestaw do badania Holtera, fotele kąpielowe, spirometr, wózki inwalidzkie, pionizator do nauki chodzenia, ssaki, inhalatory. - Przydałby się jeszcze uniwersalne usg typu emergency do szybkiej diagnostyki, aparat EEG do oceny czynności i pracy mózgu. Takiego urządzenia nie ma w całym powiecie, a przecież w wieku starszym schorzenia na podłożu neurologicznym są bardzo częste - wylicza doktor Tomasz Misztalski.

W oddziale leczonych jest około 60 osób miesięcznie. Więcej się nie da, bo oddział ma tylko 25 łóżek. Potrzeby są ogromne, bo Świętokrzyskie jest bardzo zaniedbane pod względem opieki i leczenia ludzi w starszym wieku. - Trafiają do nas pacjenci z utrwalonymi już zmianami zwyrodnieniowymi, które ograniczają im poruszanie się, normalne funkcjonowanie - mówi dr Misztalski. Mają wiele schorzeń współistniejących, których leczenie wzajemnie się znosi, zwłaszcza, kiedy każde jest prowadzone przez innego specjalistę. Brakuje możliwości diagnozowania starszych osób. Na oddziale pracuje tylko dwóch lekarzy geriatrów, w całym regionie nie ma ani jednej poradni geriatrycznej. Jest nadzieja, że w tym roku przy oddziale zostaną uruchomione cztery miejsca na szkolenie przyszłych specjalistów geriatrii.

- Właściwie pacjent w wieku senioralnym, powyżej 60 roku życia jest nikomu niepotrzebny. Nie chcą go ani lekarze podstawowej opieki zdrowotnej, ani specjaliści, bo to pacjent kosztowny, a stawki kapitacyjne są żenujące - mówi geriatra.

Społeczeństwo województwa świętokrzyskiego starzeje się najszybciej w Polsce. Jak pokazały ostatnie badania Głównego Urzędu Statystycznego, ludzie powyżej 60 roku życia stanowią aż 15 procent mieszkańców naszego regionu. I będziemy starzeć się jeszcze szybciej, bo młodzi ludzie stąd wyjeżdżają za pracą.

Doktor Misztalski uprzedza: - Nie uciekniemy przed starością. Nie ma co się łudzić, że seniorami zajmie się rodzina: dzieci, wnuki. Model rodziny wielopokoleniowej już nie wróci i musimy być przygotowani do profilaktyki starości. Chodzi o to, żeby wcześnie diagnozować i leczyć schorzenia wieku starszego, aby przeżyć starość w możliwie jak najlepszej kondycji i sprawności.

W tym Finale na Szpitalu w Busku - Zdroju zawiśnie wielki banner: "Gramy razem. Dziękujemy!" z Orkiestrowymi serduszkami.

To była chwila krótsza niż myśl. 4-letni Igorek wybiegł na jezdnię po kamyk leżący na wjeździe do posesji jego dziadków. Na senną, zwykle mało ruchliwą drogę prowadzącą przez Dolinę Marczakową, małą wieś pod Masłowem, wyskoczył zza pagórka rozpędzony samochód. Kierowcy zabrakło czasu na myślenie, nie wykonał żadnego manewru. Uderzone centralnie w głowę dziecko poleciało do rowu jak szmaciana lalka. Był 16 września, 2013 roku.

Tomograf komputerowy wykazał masywny obrzęk mózgu, potężny krwiak podpajęczynówkowy, skutkiem czego był niedowład całej lewej połowy ciała, doszły też rozległe stłuczenia klatki piersiowej. Nieprzytomny, pozbawiony własnego oddechu Igor, podpięty do aparatury monitorującej czynności jego organizmu, wyglądał jak mucha uwięziona w pajęczynie wenflonów, rurek, czujników. - Stan dziecka jest krytyczny, oczywiście robimy co możemy, ale proszę być też przygotowanym na najgorsze - uprzedziła Agnieszkę i Michała Pabisów doktor Małgorzata Szerla, ordynator Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu Dziecięcym w Kielcach. Agnieszce zrobiło się słabo, czuła, że wpada w ciemną studnię.

- Tak potężne emocje targają rodzicami ciężko chorych dzieci, że potrafią zdominować ich funkcjonowanie fizyczne i psychiczne - tłumaczy doktor Szerla. - Stres jakiego doznają z powodu tak ekstremalnych okoliczności (stres urazowy) porównywalny jest przez lekarzy i psychologów, do stresu urazowego żołnierzy walczących na froncie wojennym.

Zwykle po pierwszym szoku pojawia się poczucie winy. Agnieszka i Michał pogrążyli się w rozpamiętywaniu, jak mogło do tego dojść. Twoja wina! Twoja wina! - wzajemnie się oskarżali.
- Nie róbcie tego - poradziła im mądra policjantka, która spisywała protokół po wypadku. - To do niczego nie prowadzi. Takie wypadki zdarzają się nawet dzieciom prowadzonym za rękę przez rodziców. Lepiej skoncentrujcie się na tym, żeby wasz syn wyzdrowiał.

CODZIENNIE DWOJE

Na zmianę czuwali przy Igorku. Wsłuchiwali się we wszystkie szmery, piknięcia, które wydawał respirator i inne maszyny, których nazw nawet nie znali. Agnieszka zauważyła na nich wygrawerowane serduszka Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. - I tak sobie pomyślałam: Boże, tyle razy człowiek wrzucał pieniądze do puszek, nawet odruchowo, bo przecież akcja trwa tyle lat, ale była to dla mnie do tej pory czysta abstrakcja. To jakimś innym, obcym dzieciom zdarzały się te wszystkie wypadki, nieszczęścia. I nagle to wszystko, co było nierealne, dalekie, nie moje, stało się moim udziałem, moim nieszczęściem. I ratunkiem - dodaje.

Na 18 tysięcy dzieci, które trafiły w ubiegłym roku do Szpitala Dziecięcego w Kielcach, ponad 10 tysięcy przyjęto w trybie nagłym z powodu nagłych zachorowań, urazów. Prawie 700 dzieci zostało przywiezionych przez zespół ratownictwa medycznego. To te w najcięższym stanie, takie jak Igor. Dzieci z rozległymi urazami w wyniku wypadków drogowych, oparzeń termicznych, nieprzytomne, w stanach padaczkowych. Do tego dochodzą dzieci hospitalizowane w trybie nagłym po skoku "na główkę", upadku z wysokości, próbach samobójczych, poszkodowane w wyniku oparzeń chemicznych, prądem wysokiego napięcia. Łącznie ponad 14 procent małych pacjentów Szpitala Dziecięcego stanowiły dzieci leczone z powodu obrażeń doznanych w wyniku różnych urazów. - Praktycznie codziennie przyjmowaliśmy dwoje dzieci w stanie zagrożenia życia. To dużo - ocenia doktor Włodzimierz Wielgus, dyrektor szpitala biorąc pod uwagę, że leczenie takiego pacjenta trwa kilka tygodni.

- Niestety, dzieci z obrażeniami pourazowymi jest z roku na rok coraz więcej. W 2009 roku tacy pacjenci stanowili 12 procent wszystkich przyjętych do szpitala, a w 2013 już 14 procent - dodaje doktor Małgorzata Szerla.

- Dziecko na oddziale intensywnej terapii pediatrycznej, zwłaszcza z obrażeniami pourazowymi to pacjent, o którego zdrowiu na początku niewiele lub nic nie wiemy, którego życie musimy niezwłoczne ratować, jednocześnie diagnozując go, czy i w jak pilnym trybie wymaga zabiegu operacyjnego. Stąd potrzebna jest tomografia komputerowa, badania ultrasonograficzne, badania biochemiczne, bakteriologiczne - tłumaczy dr Szerla. Podkreśla, że dziecko nie jest miniaturą osoby dorosłej. Noworodek, niemowlę, małe dziecko oraz nastolatek to człowiek w burzliwym okresie rozwoju fizycznego, emocjonalnego a także intelektualnego.

W szpitalu działa nowoczesny tomograf komputerowy zakupiony przez Fundację Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, aparaty usg, rtg, kardiomonitory, pompy infuzyjne, pulsoksymetry, inkubatory, ale używany przez cały czas sprzęt się zużywa. - Potrzebny jest nowy aparat usg, sprzęt umożliwiający wykonanie badania echo serca u noworodków i wcześniaków, które urodziły się z wadą serca, przydałby się respirator, inkubator - wylicza dyrektor Wielgus.

CUDA

Mimo, że Igor był nieprzytomny, bo utrzymywano go w śpiączce farmakologicznej, żeby nie czuł bólu ciężko potłuczonego ciała, Agnieszka i Michał cały czas do niego mówili, czytali bajki, zwłaszcza tę ulubioną o Czerwonym Kapturku. - Wierzyliśmy, że nas słyszy. Dlatego nigdy przy nim nie płakałam. Uciekałam do łazienki. Dużo się modliłam - mówi Agnieszka. Przyznaje, że lekarze i pielęgniarki z oddziału intensywnej terapii byli dla niej ogromnym wsparciem w najtrudniejszych chwilach. - Serdeczni, pocieszali jak mogli, opowiadali mi, że na tym samym łóżku co Igor leżał przez dwa miesiące chłopczyk z Bęczkowa, też potrącony przez samochód, też w stanie krytycznym i wyszedł z tego. Chwytałam się tych opowieści jak tonący brzytwy.

W ósmej dobie po wypadku Igor wybudził się ze śpiączki. Poruszał lekko prawą stroną ciała, jakby czegoś szukał. - Chyba chce się przytulić do mojej szyi, tak się bawiliśmy na dobranoc - domyśliła się Agnieszka.

- Niech pani spróbuje go dotknąć. Nasz dotyk będzie go bolał, ale panią rozpozna - podpowiedziała doktor Szerla. Agnieszka przylgnęła do rączki Igora. Chłopczyk się uspokoił. - To był pierwszy cud - Agnieszka jest pewna.

Czerwony Kapturek był czytany na okrągło tego dnia. Kiedy pielęgniarki przyszły zmienić opatrunek drugiemu dziecku leżącemu na sali, Agnieszka zrobiła przerwę w czytaniu i wyszła na korytarz. I wtedy nastąpił drugi cud: Mamo! - zawołał Igor ochrypłym głosem.

MECZ

Dziecko, które doznało rozległego urazu i jest w stanie bezpośredniego zagrożenia życia, jest jak równanie z wieloma niewiadomymi. - Pierwsza to niestabilny, ciężki i dynamicznie pogarszający się stan ogólny, zwłaszcza "urazowego" pacjenta, bo każdy uraz generuje nie tylko uszkodzenia pierwotne, lecz także obrażenia wtórne w otaczających pierwotne uszkodzenie tkankach - wyjaśnia anestezjolog. - Stąd, pierwszy etap leczenia pacjenta, który doznał obrażeń w wyniku urazu polega na zaopatrywaniu obrażeń pierwotnych i równoczesnym zapobieganiu szerzenia się obrażeń wtórnych. Gdy poszkodowane dziecko wymaga pilnej operacji ratującej życie, jest to dodatkowe obciążenie pacjenta. Manipulacja chirurgiczna w obrębie tkanek, jest odbierana przez organizm jako uraz "mechaniczny" czyli dodatkowe obciążenie. Dlatego w bezpośrednim i wczesnym okresie pourazowym podejmowane są jedynie zabiegi bezpośrednio ratujące życie dziecka, zaś zabiegi naprawcze odraczamy na czas niezbędny do uzyskania stanu wyrównania i stabilizacji funkcji życiowych pacjenta. Do tego wszystkiego dochodzi presja czasu.

Doktor Szerla tłumaczyła rodzicom Igora, że nigdy nie wiadomo, jaki będzie ostateczny wynik tego meczu pomiędzy możliwościami medycyny a spustoszeniami, jakie dokonały się w organizmie dziecka w wyniku urazów. Oczywiście, wielu rzeczy można się spodziewać, wiele prognozować, ale końcowy werdykt należy do kogo innego. Bo może zakończyć się tak jak w przypadku Igora, a może być i tak, że dziecko pozostanie niesprawne. Mózg musi odbudować zerwane połączenia, odnaleźć, jak komputer, utracone pliki, uruchomić swój tryb awaryjny. Czasem trwa to kilka dni, czasem tygodni, a czasem lat.

Igor spędził dwa tygodnie na oddziale intensywnej terapii, dwa i pół tygodnia na chirurgii, potem jeszcze cztery tygodnie mieszkał na oddziale rehabilitacji dziecięcej w Szpitalu Świętego Łukasza w Końskich. I znów grał kolejny mecz: z czasem i przepisami. Bo Narodowy Fundusz Zdrowia finansuje tylko 40 - dniowy pobyt na takim oddziale w ramach jednej procedury. Na ile uda się usprawnić dziecko w tym czasie, nie wiadomo, bo człowiek to nie proste działanie matematyczne. - Ćwiczyłam z Igorkiem przez cały czas, żeby jak najwięcej zrobić. Ostatniego dnia stanął na nóżkach - opowiada Agnieszka Pabis.

SUKCES ZESPOŁOWY

W listopadzie Igor wrócił do domu. Ale cały czas ćwiczy. Codziennie ma dwie godziny rehabilitacji i masażu całego ciała, od twarzy po końce palców. Dwa razy w tygodniu chodzi na basen. W domu Agnieszka i Michał urządzili mu małą salę rehabilitacyjną: maty, taśmy rozciągające, trzy piłki do ćwiczeń, każda inna, bo małe dziecko musi ćwiczyć poprzez zabawę. Inaczej nie będzie chciało. Igor walczy o każdy ruch. Jeździ na rowerze, usprawnia lewą nogę na hulajnodze, próbuje biegać sadząc wielkie kroki jak bocian. Sprawność rączki poprawia łowiąc widelcem kukurydzę w gotowanych warzywach.

Rodzice chłopca są wdzięczni lekarzom, pielęgniarkom, rehabilitantom, wszystkim, którzy pomagali w ratowaniu życia i zdrowia Igora. Doktor Szerla podkreśla, że sukces w uratowaniu takiego dziecka zawsze ma wielu ojców i matek. - Chodzi o współpracę nie tylko z chirurgami różnych specjalności, ale też ze specjalistami w różnych dziedzinach diagnostycznych: lekarzami i technikami radiologii, analityki klinicznej, mikrobiologii. Bez ich trudnej i odpowiedzialnej pracy nie wyobrażam sobie funkcjonowania żadnego oddziału intensywnej terapii, i w ogóle żadnego innego oddziału. Kluczowa jest rola pielęgniarek anestezjologicznych! Liczne naukowe publikacje dowodzą, że skuteczność leczenia wyrażana czasem hospitalizacji pacjentów na intensywnej terapii ma ścisły związek z wiedzą i kompetencjami oraz liczbą pielęgniarek przypadającą na jednego pacjenta.

Pabisowie mają też dług wdzięczności wobec mieszkańców swojej wsi. - Kiedy byliśmy z Igorem w szpitalu, naszą roczną córeczką Karoliną zajmowała się moja mama i pomagała jej cała rodzina, sąsiedzi, znajomi. Sołtys naszej wsi zbierając podatek uzbierał od mieszkańców Doliny Marczakowej 1790 złotych na rehabilitację dla Igorka. Spotkało nas nieszczęście, ale doświadczyliśmy też bardzo dużo dobra od ludzi. Jestem im wszystkim bardzo wdzięczna za pomoc - mówi Agnieszka Pabis.

KTO TO BYŁ?

Kiedy ich odwiedziliśmy, Igor chwalił się, jak jeździ na rowerze, biega, opowiadał, jakie zwierzęta są w gospodarstwie jego dziadków, pięknie się uśmiechał. Po strasznym wypadku pozostało lekkie powłóczenie lewą nóżką, ale chłopczyk nadrabia energią. Agnieszka ciągle jeszcze boi się o synka, w nocy budzi się i nasłuchuje jego oddechu.

Igor nic nie pamięta z wypadku. Utkwił mu tylko jeden szczegół i w kółko pyta o to Agnieszkę: - Mamo, a kto odpychał ten samochód ode mnie do tyłu?
- Nie wiem, synu. Może Anioł Stróż?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie