Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Indie. Podróż po Goa

Aleksander Piekarski
Aleksander Piekarski
Na wybrzeżu indyjskiego Goa słońce wynurza się zza nadmorskich palm przed godziną 7. Po chwili promienie przedzierające przez ich liście rozświetlają szerokie plaże, a w okolicy wiosek i miejscowości zaczyna robić się ruch.
Ciekawe zakątki Indii

Turystyka: Ciekawe zakątki Indii

Dzieci w mundurkach i idealnie białych skarpetkach spieszą do szkoły, na drogach z każdą chwilą przybywa trąbiących busów i skuterów, na stacji kolejowej w Cansaulim, w środkowej części tego najsławniejszego w Indiach regionu turystycznego zaczynają gromadzić się pasażerowie.

O godzinie 7,50 każdego dnia na dwutorowej mijance na stacji Cansaulim spotykają się jadące w przeciwnych kierunkach pociągi do oddalonego stąd kilkanaście kilometrów na północ portu Vasco da Gama i przez Margao, stolicę południowego Goa do leżącego w głębi lądu Kulem. Który pociąg wjedzie na który tor, to codzienna zagadka nawet dla tubylców, a jeżeli intuicja zawiedzie, to trzeba przedzierać się na drugą stronę torowiska przez skład wagonów zastawiający nam drogę do tego, którym chcemy jechać.

Peron jest jeden od strony stacji, więc skakanie po stopniach wysokich wagonów wymaga nieco sprawności. Pociągi zjawiają się punktualnie. Brud we wnętrzu zależy chyba od roku produkcji wagonów. Najczarniej jest pod dachem przy ogromnych wentylatorach pełniących rolę klimatyzatorów. O odzież nie ma się, co obawiać. Siedzenia i ich oparcia są bezustannie froterowane przez podróżnych. To lokalna linia, więc rotacja pasażerów jest bardzo duża. Bilet pomiędzy miejscowościami odległymi o około 30 kilometrów od siebie kosztuje trzy rupie, czyli w granicach naszych 20 groszy.

ZIELEŃ W OTOCZENIU ŚMIECI

Zanim pociąg dotrze do Margao, będącego centrum ekonomicznym i biznesowym Goa za jego brudnymi oknami przesuwać się będą przemiennie bujna zieleń i podupadające budynki otoczone ogromną ilością śmieci. W połowie drogi zobaczymy koczowisko robotników wędrujących za pracą. Wraz z rodzinami przemieszczają się po kraju znajdując pracę przy np. budowach dróg i dużych inwestycjach. Wędrowny tryb życia skazuje ich na noclegi pod plastykowymi plandekami i przyrządzanie strawy na ogniskach. Pomimo iż żyją skromnie, gdy przyjrzeć się dokładnie, od biedaków odróżniają ich całkiem przyzwoite stroje.

Podobne siedlisko wita podróżnych na placu przy dworcu w Margao. Zbyt mało dyskretne podanie 100 rupii kobiecie z maleńkim dzieckiem skutkuje atakiem gromady większych dzieci, które też oczekują datków. Mężczyzna z pobliskiej budki z veg samosa czyli smażonymi pierożkami wegetariańskimi zaprowadza jednak bardzo szybko porządek.

ZAKUPY W MARGAO

Niedaleko od dworca przy jednej z głównych ulic 80 tysięcznego miasta turystę witają dwa kościoły katolickie. Pierwszy pamięta Portugalczyków, drugi nowy cieszy oczy bielą ładnej architektury.

Po niedługim spacerze w równie estetycznie prezentującym się hotelu Jyoti Plaza zatrzymujemy się na kawę. Wnętrze jest bardzo siermiężne. W skromnie urządzonej hotelowej restauracji kawę z mlekiem podają z termosów. Po odkręceniu pierwszego nawet kelner dziwi się, że zawartość się zsiadła i wycofuje się po następny. Obok hotelu przed wejściem do domu handlowego grupa chłopców dość natrętnie zachęca do zakupu map regionu i jest bardzo szybko przegoniona przez policjanta.

W sklepach można kupić całkiem przyzwoite męskie buty i koszule, a w jubilerskich droższe niż gdzie indziej złoto. Wynika to z 22 procentowego w skali świata popytu na ten kruszec w Indiach. Hinduscy jubilerzy potrzebują na swoje wyroby 600 ton złota rocznie. Kupowane są głównie po porze monsunowej, kiedy przypada pięciodniowe, ruchome święto Divali symbolizujące zwycięstwo światła nad ciemnością, czyli dobra nad złem hindusi masowo obdarowują się jubilerskimi upominkami. Od października odbywa się tam też większość ślubów z około 10 mln zawieranych rocznie w Indiach związków małżeńskich, co też wiąże się ze złotniczymi zakupami.

Miasto ma kilka targów z żywnością, na których turysta poza specyficznym klimatem Indii, zapachem przypraw i wyjątkowo sprzedawanych tu na wagę aromatyzowanych herbat nic dla siebie nie znajdzie. Wokół bazarów ruch, chaos i dźwięki klaksonów mogą zagłuszyć własne myśli. Tu trafiamy na dwa cielaczki szukające pożywienia wśród odpadków. Jedyne krowy, na które natknęliśmy się w ciągu dwóch tygodni pobytu w kraju, w którym są święte. Za chwilę mała dziewczynka ze smutnym wzrokiem wyciąga rękę po datek. To rzadkość. Na Goa, w przeciwieństwie do innych stanów kraju żebractwo nawet wśród dzieci jest nieczęsto spotykane.

Nieco spokojniej jest w centralnej części miasta z jego ratuszem. Zanim tu dojdziemy, zwrócimy uwagę na kojarzące się wielu Europejczykom z nazizmem swastyki ozdabiające wiele elewacji. W hinduskiej kulturze od tysięcy lat jest to symbol pomyślności i dobrobytu.

DŻEM, HERBATA I PASTA DO ZĘBÓW

Z Margao do Cansaulim jeżeli nie pociągiem wróci się 400 rupii taksówką lub 300 za trzykołowym tuk-tukiem. Można wysiąść w połowie drogi w Majordzie, skąd do celu pieszo jest 6 kilometrów. Za skromną stacją natkniemy się na kilka sklepów spożywczych, ale najbardziej zwróci uwagę mięsny stragan, na którym przy 30 - stopniowym upale mięso dzielone na porcje czeka na nabywców. Jest też supermarket, w którym z indyjskich produktów wypatrzyliśmy tylko dżem, przyprawy, zieloną herbatę i czerwoną cynamonową pastę do zębów mającą ponoć szczególne właściwości dezynfekcyjne. Reszta to produkty światowych marek.

WYCISKARKA JAK MAGIEL

Pora jest wczesna. Na terenie jednej z posesji grupa młodych mężczyzn szykuje maszyny do wyciskania soku z trzciny cukrowej, z którymi wkrótce wyruszą w okolicę. Te urządzenia to coś w rodzaju magla, w którym dwa wałki napędzane silniczkiem spalinowym wyciskają sok z łodyg trzciny. Po wzbogaceniu go limonką i lodem powstaje lekko mętny, ale cudownie orzeźwiający napój. Gospodarze są bardzo gościnni, częstują sokiem, robią sobie z nami zdjęcia.

Przeważnie bogate domy, czyste obejścia, względny porządek na drodze świadczy, że jesteśmy w terenie dość zamożnym. Mijamy budowę katolickiego kościoła. Na tablicy obok jego surowych jeszcze murów na dwóch tablicach wypisano, kto i jakiej wysokości datkiem wsparł jego budowę. Dalej sprzedawca w eleganckim klimatyzowanym sklepie zachęca do kupna tkanin i tekstylnych wyrobów, kuszą stylowe wnętrza przyzwoicie wyglądających restauracyjek. Za parę godzin za morskim horyzontem mijający dzień żegna słońce zachodzące podobno jak nigdzie na świecie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie