MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jak nas widzą?

Jarosław PANEK

- Próba, próba, próba - woła po włosku Manuela do swojego operatora, aby mógł sprawdzić dźwięk. Amedeo kiwa głową, że wszystko w porządku. Włącza kamerę. Manuela zgrabnie zeskakuje z drabiny i zaczyna opowiadać o glinianych figurkach, jakie powstają w gospodarstwie agroturystycznym Mariusza i Ewy Kosmalskich w Kapkazach niedaleko Suchedniowa. Amedeo rejestruje pierwsze minuty filmu o naszym regionie, a drugi członek ekipy technicznej, Roberto próbuje gdzieś zmieścić ogromny mikrofon, tak żeby nie wszedł w kadr.

Kielce i Góry Świętokrzyskie zostaną uwiecznione na filmie, który będzie pokazany we włoskiej stacji Uno SAT, a być może także w publicznym włoskim kanale telewizyjnym RAI Tre. Fragmenty tego dokumentu zobaczą również pasażerowie lecący samolotami z Rzymu do Warszawy. Film trafi też do włoskich bibliotek oraz tych instytucji, które będą zainteresowane jego posiadaniem. To wyjątkowa okazja do promocji naszego regionu wśród włoskich turystów, zwłaszcza że praktycznie nic za nią płacimy. Koszty filmu pokrywa Unia Europejska. Włoska ekipa miała kręcić generalnie obrazki z Warszawy i Krakowa, ale gdy tylko Dorota Lasocka ze Świętokrzyskiego Centrum Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej z Kielc oraz Małgorzata Wilk-Grzywna z Regionalnej Organizacji Turystycznej Województwa Świętokrzyskiego dowiedziały się o wizycie Włochów w Polsce, postanowiły, że koniecznie trzeba ich przekonać do odwiedzin w naszym regionie. Włoska ekipa telewizyjna chętnie przystała na propozycję i tak oto goście z Italii wylądowali na warszawskim Okęciu już na początku ubiegłego tygodnia. I od razu... zaczęły się nieprzewidziane kłopoty. Najpierw jeden z Włochów w ogóle nie dotarł na czas na lotnisko w Rzymie. Potem okazało się, że Włosi zapomnieli nadać sprzęt oświetleniowy jako bagaż. Na szczęście dyrektor Grzywna z kieleckiego ROT wykorzystała swoje dobre kontakty i poprosiła kielecki oddział Telewizji Kraków o wypożyczenie oświetlenia. Goście z Włoch odetchnęli z ulgą, bo przynajmniej pierwszego dnia mogli swobodnie kręcić swój film. Ale i tak co chwila wydzwaniali po różnych lotniskach w poszukiwaniu zagubionego sprzętu. Lampy dotarły dopiero drugiego dnia.

Kręta, wyboista i stroma była droga do pierwszego celu podróży Włochów, czyli przysiółka wsi Wiączka, maleńkich Kapkaz, które leżą niedaleko Suchedniowa. Polska część ekipy dziękowała Bogu, że nie ma śniegu, bo nie wiadomo, jak w zaspach dojechałby tutaj jakikolwiek samochód, ale goście z Włoch byli tym faktem wyraźnie zawiedzeni. Koncepcja sfilmowania zaśnieżonej Polski, przygotowującej się do świąt Bożego Narodzenia legła w gruzach. Manuela, która pełniła rolę narratora filmu, przyznała, że zimą to czasem w jej rodzinnym mieście Abruzzo jest chłodniej niż teraz w Polsce, bo temperatura potrafi spaść nawet do minus 15 stopni Celsjusza. Nie spodziewała się więc, że przyjedzie do cieplejszego kraju, a opowieści o pogodowej anomalii w naszym kraju wcale nie poprawiały jej nastroju. Zmieniła go znacznie na lepsze dopiero Ewa Skowerska-Kosmalska, dyżurna Baba-Jaga naszego regionu, która przyjęła włoskich gości w swoim gospodarstwie agroturystycznym "Szkoła Wrażliwości" w Kapkazach, prowadzonym wraz z mężem Mariuszem. Stara stodoła, zamieniona w teatr ze sceną oraz warsztaty ceramiczne dla młodzieży zachwyciły Włoszkę. Kamera poszła w ruch. Manuela weszła na niewielką drabinę i umówiła się, że zacznie z niej schodzić w pierwszych sekwencjach, aby za chwilę dojść do Mariusza Kosmalskiego-Skowerskiego i zapytać go o warsztaty dla młodzieży.

Roberto trzyma nad nimi ogromny mikrofon, Amedeo kręci, a pan Mariusz po polsku wyjaśnia, gdzie się wszyscy znajdują i na czym polega działalność "Szkoły Wrażliwości". Za chwilę przerwa na pierwszy posiłek. Na stole lądują barszcz czerwony z uszkami i grzybami oraz kapusta z grochem. Nikt nie wie, jak goście zareagują na takie potrawy, ale widać im smakuje, bo wszystko znika z talerzy. Gospodarz zapowiada, że zaraz zrobi kopytka na drugie danie. Kopytka ponoć najlepsze na wschód od Łaby. Włosi koniecznie chcą to sfilmować. Pan Mariusz wyjaśnia do kamery poszczególne etapy robienia kopytek: - Teraz biorę dwa jajka i wbijam je do mąki oraz zmielonych ziemniaków. Amedeo z przejęciem rejestruje każdy ruch ręki. Gospodarz wygania ekipę z kuchni, żeby mógł spokojnie dokończyć lepienie i podać gotowe danie. Manuela znów przed kamerą. Trzeba sfilmować lepienie glinianych aniołków i innych figurek. - Teraz my tu wejdziemy do chaty, a pani będzie akurat to lepić, Manuela poprosi o wytłumaczenie, co tu się dzieje, a pani zacznie po polsku opowiadać, wyjmując kolejne figurki z pieca - instruuje tłumaczka.

- Ale to nie ten piec, ten prawdziwy mamy w zupełnie innym miejscu - oponuje Ewa Skowerska-Kosmalska. - Nie szkodzi, ale tu lepiej to widać. Niech pani markuje, że coś wypala - odpowiada pani tłumacz. W ten oto sposób gotowe aniołki udają te wyjęte prosto z pieca. Powstają następne minuty filmu. Manuela jest zachwycona. Gliniane aniołki robią furorę we włoskiej ekipie. Mąż pani Ewy zaprasza na kopytka. Włosi "z pewną taką nieśmiałością" spoglądają na swoje talerze, widząc jakieś dziwne, białe i grube kluchy. Wystarczy jednak, aby spróbowali, a od razu wszelka nieufność znika. My też tych kopytek próbowaliśmy. I przyznajemy, rzeczywiście są najlepsze na wschód od Łaby. Robi się już ciemno i włoska ekipa żegna gospodarstwo w Kapkazach. Jadą do Nowej Słupi z duszą na ramieniu, bo dyrektor Grzywna obiecała im wypożyczone oświetlenie. Jeśli nie dojedzie, nie będą mogli w Domu Opata sfilmować gospodyń ubranych w ludowe stroje, które lepią choinkowe ozdoby, tkają na krosnach i szydełkują. A przecież to ma być główną treścią filmu. Owe ginące już zawody, które Włosi chcą sfilmować w Polsce, Rumunii, na Węgrzech i w Grecji. Ciasne wnętrza Domu Opata, w którym mieści się gminna biblioteka, pękają w szwach, bo akurat trwają warsztaty rękodzieła. Ktoś lepi ozdoby, ktoś szydełkuje. Młodzi chłopcy pod opieką rzeźbiarza tworzą w mydle swoje pierwsze postacie świątków i Baby-Jagi. Włosi chcą koniecznie odwiedzić galerię rzeźbiarza, ale ten tłumaczy, że nic takiego nie posiada, rzeźbi w piwnicy, a w ogóle to daleko. Goście są wyraźnie zawiedzeni. Podoba im się wszystko. Zresztą w ogóle każdego dnia będą na każdym kroku podkreślać swój zachwyt. Byli już w Rumunii i Grecji, ale nigdzie nie podoba im się tak, jak w Polsce. Przyznają nawet, że o ile w Polsce nie wiedzą z czego zrezygnować, bo tyle nagrali, a czas mają ograniczony, o tyle w Rumunii musieli wręcz sztucznie "rozciągać" różne sceny, żeby zajęły dziesięć minut.

W trakcie pierwszego dnia zdjęć burmistrz Pińczowa, który o wizycie gości z Italii dowiedział się z mediów, proponuje im dość nieoczekiwanie wizytę u siebie. Ma w ręce atut nie do pobicia w postaci potomków włoskich rodzin, sprowadzonych kiedyś na Ponidzie. Mieszkają oni nawet w dzielnicy nazwanej Włochy, często jeszcze znają włoski i mają śródziemnomorski typ urody. Manuela jest zachwycona, a i burmistrz Łukasz Łaganowski również. Od dawna wiadomo, że ma on pozytywnego hopla na punkcie promocji turystycznej miasta. Niestety, takich dobrych przykładów ludzi zaangażowanych w turystykę jest wciąż zbyt mało i dobrze, że burmistrz ratuje honor branży.

Manuela znów jest w swoim żywiole, a gdy ekipa ogląda Ciuchcię Ekspres Ponidzie, w głowach Włochów rodzi się genialny pomysł na scenę końcową. To właśnie wsiadając do Ciuchci, będą się w filmie żegnać z Polską i jechać do kolejnego filmowanego kraju. Cały program wizyty wciąż się wali, bo goście z Italii najchętniej obejrzeliby wszystko naraz. Sam powrót samochodem do Kielc trwał jednego dnia godzinę dłużej niż powinien, bo gdy filmowcy zobaczyli po drodze zamek w Chęcinach, postanowili obejrzeć go ze wszystkich stron. Przy okazji poprosili także o odrobinę czasu wolnego. Pojechali na Kadzielnię, do WDK, na wzgórze katedralne, a na koniec na zakupy do... Galerii "Echo".

- Dlaczego nie mówiliście wcześniej, że macie tu tyle sklepów - wołała rozentuzjazmowana Manuela, nie mogąc oprzeć się pokusie zakupów. - Jestem zaskoczona wysoką jakością waszej odzieży, a te ceny. Jak na nasze włoskie zarobki to prawie za półdarmo. Gdybym miała więcej czasu, wróciłabym tam i pewnie wyszła z dwiema torbami zakupów - mówiła nam potem podczas kolejnej rozmowy. Włoscy goście byli na tyle taktowni, że prawdopodobnie nie powiedzieli nam, iż jadąc do Polski spodziewali się tu czegoś zupełnie innego i chyba gorszego, a zastali kraj na wbrew pozorom całkiem przyzwoitym europejskim poziomie, z bogatą tradycją i kulturą. Nie ma się co dziwić, że Europa Zachodnia wciąż nas tak postrzega, bo my z kolei podobnie postrzegamy Rosję czy Ukrainę. Potrzeba jeszcze wiele lat pracy, pieniędzy, takich filmów i promocji, aby wizerunek Polski zmienić na lepszy. W tej pracy pomogą nam między innymi Manuela, Roberto i Amedeo.

Zwiedzanie Kielc przedłużyło się na tyle, że trzeciego dnia wizyty w Kielcach goście z Italii trafili do skansenu w Tokarni dopiero późnym popołudniem, chociaż planowali w południe. W scenerii Muzeum Wsi Kieleckiej mieli kręcić pokaz sztuki kowalskiej w wydaniu kielczanina Ryszarda Skuzy, który od kilku lat zdobywa wszelkie możliwe laury na najważniejszych pokazach kowalstwa artystycznego w naszej części Europy.

W Tokarni zapada zmrok. Włosi filmują wnętrza kościółka. Nie mogą uwierzyć, że dziedzic ufundował go w XVIII wieku zaledwie dla sześciu ubogich. Amedeo kończy ostatnie ujęcia, gdy z niedalekiej chaty dobiega już dźwięk kowalskiego młota. Ryszard Skuza przygotowuje swój pokaz. Niestety, pojawia się problem. W bajkowo oświetlonej kuźni nie ma energii elektrycznej. Ekipa nie może ustawić oświetlenia. Pada pomysł, żeby oświetlić wnętrze światłami samochodu, ale to kompletny niewypał. W głowie Włochów pojawia się wątpliwość, czy w ogóle kręcić tę scenę. - Nie no ja nie mogę tego nie nakręcić, przecież to bajka - tak tłumaczy słowa Amedeo pani tłumacz, sugerując, że kolejne zdjęcia jednak powstaną. I rzeczywiście. Ekipie musi wystarczyć oświetlenie z kamery.

- Próba, próba, próba - Amedeo znów sprawdza dźwięk. Manuela powtarza sobie na głos to, co za chwilę powie przed kamerą. Nawet bez tłumaczenia rozumiemy, iż mówi, że wcześniej widzowie oglądali podobne muzeum w Rumunii, a teraz widzą "muzeum regionalne w Kielcach". Kamera filmuje, a Ryszard Skuza wraz synem wykuwają w metalu stalowy listek, wyjaśniając w trakcie pracy kolejne czynności. Zdjęcia jeszcze trwają, a tymczasem już dzwonią telefony ponaglające z Jędrzejowa, gdzie ekipa ma być wieczorem w Domu Kultury. Już nie starczyło czasu na Muzeum Zegarów, ani na wiele innych rzeczy. Włochów czeka jeszcze kilkugodzinna wizyta w Krakowie i ostatnie minuty filmu w Warszawie, tuż przed odlotem.

- Zachwycili mnie w Polsce ludzie. Ich otwartość, serdeczność i ta ciepła atmosfera. Zaskoczyło mnie to, że Ewa Skowerska-Kosmalska z mężem zaprosili nas do swojego domu, tyle o sobie opowiedzieli. U nas mieszkańcy nie byliby tak otwarci. Gospodarstwa agroturystyczne bardziej się skomercjalizowały - mówi Manuela. Przyznaje, że kompletnie rozbroiły ją warsztaty w Nowej Słupi, gdzie babcie przekazywały tradycje swoim wnuczkom, a wszystko odbywało się w tak ciepłej, pełnej miłości atmosferze. - Tego bardzo wam zazdroszczę. Takie obrazki we Włoszech spotyka się już coraz rzadziej.

Kiedy zobaczymy film nakręcony przez Manuelę, Roberta i Amedeo? Nie tak szybko, bo najwcześniej około marca przyszłego roku. Do Regionalnej Organizacji Turystycznej Województwa Świętokrzyskiego najprawdopodobniej trafi kaseta, więc gdy nam uda się ją obejrzeć, z pewnością zdamy relację naszym czytelnikom.

To było wielkie zdziwienie

Dwie rzeczy zdziwiły Włochów w Polsce najbardziej. Po pierwsze nie mogli zrozumieć, dlaczego w naszych kościołach Matka Boska przedstawiana na obrazach... nie jest blondynką. Zaskoczyło ich także, że żoną króla Zygmunta Starego była niejaka Bona. Kilka razy dopytywali się, czy aby na pewno Bona, bo to słowo oznacza dziś w najdelikatniejszym znaczeniu... "niezłą d..."

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie