Bez wahania przyjęła propozycję pracy w najbardziej męskim z resortów, ponieważ nie boi się żadnych wyzwań. Wojskowym szybko pokazała, że jako szef jest wymagająca. Po niespełna pół roku od objęcia teki mówi: - Czuję się właściwą osobą na właściwym miejscu.
Przeprowadzając się z gabinetu wicewojewody do gabinetu wiceministra zabrała ze sobą trzy rzeczy: krzyżyk wyhaftowany przez panią Anię, spotkaną na początku kadencji na śniadaniu wielkanocnym w Sandomierzu oraz dwie płaskorzeźby: orła z herbu Polski - pamiątka z Suchedniowa - oraz Stanisława Staszica z cytatem "Być narodowi użytecznym".
- Te słowa są moim życiowym mottem, moją myślą przewodnią. Nigdy ich nie zatracę. Jak przychodziłam do urzędu, założyłam sobie cel, by służyć ludziom. I tak starałam się pracować. Na nowym stanowisku to się nie zmieniło - mówi Beata Oczkowicz.
PRZYGODA Z POLITYKĄ
Do polityki trafiła pięć lat temu. Zdecydował przypadek. - Przez znajomych poznałam Adama Jarubasa (marszałka województwa i szefa PSL w regionie) i Piotrka Żołądka (członek zarządu województwa, wiceprezes PSL w regionie). Okazali się fajnymi ludźmi, o takich poglądach życiowych, które mi odpowiadały: szacunek dla ojczyzny, dla drugiego człowieka. Stanowiska ich nie zmieniły - mówi.
Pracowała wtedy jako kierownik Działu Inwestycji i Remontów w Zakładzie Gazowniczym w Kielcach. Jak to określa, gazyfikowała białe plamy na mapie województwa. Razem z grupą zgranych ludzi doprowadziła gaz do Pińczowa, Morawicy, Chmielnika i Jędrzejowa. Zarządzała budżetem na poziomie 42 milionów złotych. Jednak czegoś w jej życiu brakowało.
- Na pracę nie narzekałam. Może tylko na to, że pracując przez 15 lat w tej samej firmie, większość rzeczy wykonywało się już schematycznie. Wkradła się rutyna. A ja oczekuję od życia nowych doświadczeń i wyzwań. Ponieważ dzieci były już odchowane, miałam czas, który postanowiłam poświęcić dla wyższych celów, nie tylko dla siebie - opowiada.
Zapisała się do Polskiego Stronnictwa Ludowego. - Nikt mnie nie namawiał. Stronnictwo jest ugrupowaniem, które mi odpowiada, widzę sens jego działania. Zawsze byłam i będę nastawiona na to, by pomagać ludziom. Stąd się to wzięło. Żyjemy tylko raz na tym świecie i ludzie zapamiętają nas po czynach, a nie po stanowiskach, jakie zajmujemy - podkreśla.
Na początek dostała kubeł zimnej wody. W wyborach samorządowych 2010 wystartowała na radną w Kielcach. Nie dostała się. To jej jednak nie zniechęciło. Niedługo po wyborach Adam Jarubas odwiedził ją w pracy.
- W moim skromnym pokoju, w Zakładzie Gazowniczym złożył mi propozycję objęcia stanowiska wicewojewody. Pamiętam jak sobie usiadłam z wrażenia. Poprosiłam o czas do namysłu, bo nie znałam tego obszaru. Ale, jak widać, nie boję się wyzwań - wspomina. Czemu Prezes wybrał właśnie ją? - Może dlatego, że nie nastawiałam się na działanie polityczne tylko dla województwa - zastanawia się.
SZEFOWI SIĘ NIE ODMAWIA
Niedługo zagrzała tu miejsce. Niespełna rok później Adam Jarubas złożył jej kolejną ofertę pracy. - Pamiętam ten dzień. Marszałek zadzwonił i poprosił o spotkanie. Pojechałam do niego do domu. Przedstawił propozycję i powiedział, że byłby zadowolony, gdybym ją przyjęła. Byłam zaskoczona. MON to wyzwanie dla faceta, a co dopiero dla kobiety! Zawahałam się, czy aby na pewno dam radę. Powiedział, że sprawdziłam się na stanowisku wicewojewody, dałam się poznać jako osoba o twardym charakterze. Takie propozycje los daje nam tylko raz , ponadto mówi się, że szefowi się nie odmawia. Moja decyzja była szybka i zdecydowana, jak większość w moim życiu - wspomina Beata Oczkowicz.
Po powrocie do domu czekała ją jeszcze poważniejsza rozmowa - z mężem. - Chodziło o zmianę organizacji naszego życia. Mąż Robert, chociaż pewnie nie było mu łatwo, powiedział, że nie ma wyjścia, musi sobie dać radę. Zresztą jako wicewojewoda również byłam gościem w domu tyle, że wieczory spędzaliśmy wspólnie. Robert polecił, aby zostawić dla niego jeden dzień i staram się wywiązać z danej obietnicy- opowiada.
To wszystko pomogło jej odpowiedzieć pozytywnie na złożoną ofertę. - Ciągle dążę do rozwoju. A to było wyzwanie. Chcę iść do przodu, robić coś, w czym będę mogła się sprawdzić, wykorzystać wiedzę i zdobyte już doświadczenie - mówi.
ROBOTA DO WYKONANIA
Po niespełna pół roku od objęcia teki wiceministra mówi, że czuje się właściwą osobą na właściwym miejscu.
- Jestem bardzo zadowolona. Kiedy pełniłam funkcję wicewojewody, brakowało mi konkretnej pracy, budów, widocznych efektów, wszystkich tych technicznych rzeczy. Tutaj spełniam się od nowa. Doświadczenie, które wyniosłam z pracy w Zakładzie, w tej chwili procentuje. Warto czasami poświęcić się i poczekać na swoją chwilę - mówi z wyraźnym entuzjazmem.
Przyznaje jednak, że pierwsze dni w ministerstwie nie należały do najłatwiejszych. - Resort jest wojskowy. Po drobnej blondynce nie spodziewano się, że będzie chciała konkretnie rozmawiać. Na początku myślano, że będę miękkim szefem - wspomina Beata Oczkowicz.
Szybko pokazała, że nie przyszła tu robić za maskotkę. - Po tygodniu miałam pierwsze spotkanie ze wszystkimi podległymi mi szefami jednostek. Przedstawiłam jasno moje wymagania i oczekiwana w stosunku do nich. I tak poukładałam sobie właściwe relacje ze wszystkimi - opowiada.
- Ludzie w resorcie i ci związani z resortem zaczynają postrzegać mnie jako kogoś, kto chce coś zrobić. Jestem bardzo zaangażowania w to, czym się zajmuję i chciałabym w ministerstwie pozostawić po sobie pozytywny ślad. Splendory i wszystko, co wiąże się z tytułem wiceministra, szczególnie mnie nie obchodzą. Nie zamykam się w gabinecie. Podobnie, jak w poprzedniej pracy każdy może do mnie wejść. Mam po prostu kawałek roboty do wykonania - podkreśla Beata Oczkowicz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?