MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jeszcze wrócę na szczyt!

Dorota KUŁAGA

Popularny piłkarz Marek Citko opowiedział nam o wizytach w kasynach, głębokiej wierze, wielkich pieniądzach i innych kulisach swej kariery

Kilka lat temu Marek Citko był na ustach wszystkich polskich kibiców. Uwielbiali go nie tylko za piękne bramki - choćby tę z Atletico Madryt, zdobytą niemal z połowy boiska, ale również za sposób bycia i wyjątkową religijność. "Citkomania" sięgnęła zenitu, gdy za kwotę 7 milionów dolarów chciał go kupić angielski klub Blackburn Rovers. Drogę na szczyt przerwała poważna kontuzja ścięgna Achillesa. Teraz były reprezentacyjny piłkarz stara się wrócić do dawnej dyspozycji.


* Co słychać u najpopularniejszego sportowca 1996 roku w plebiscycie Telewizji Polskiej?

- Jestem na urlopie w Polsce. Zbieram siły na kolejny sezon.

* Wiosną docierały do nas informacje o pana dobrych występach w FC Aarau. Dużo brakuje panu do tego Marka Citki z 1996 roku?

- Jeszcze trochę, ale wierzę, że nadrobię te zaległości. Dobrze czuję się pod względem fizycznym, psychicznym, a to powinno zaprocentować.

* Zostaje pan w Szwajcarii na kolejny sezon?

- Nie. Kilka dni temu rozwiązałem kontrakt z Aarau, choć muszę przyznać, że dobrze czułem się w tej drużynie. Przyszedł jednak czas na nowe wyzwania. Teraz szukam klubu w lepszej lidze. Właściwie nie ja, tylko pewna grupa menażerska, która wypatrzyła mnie w Szwajcarii i obiecała pomoc.

* Jakie ligi wchodzą w grę?

- Pierwsza liga niemiecka i druga włoska. W ciągu dwóch tygodni na pewno wyjaśni się, gdzie będę grał w następnym sezonie.

* Czy z perspektywy czasu nie żałuje pan, że nie doszło do transferu do Blackburn Rovers?

- Nie żałuję. Wszyscy patrzyli na ten transfer pod względem finansowym. Dla mnie liczył się przede wszystkim poziom sportowy. Przejście do Blackburn nie byłoby dla mnie awansem. Zespół bronił się przed spadkiem, nie grał już w nim Alan Shearer. Większe aspiracje miał wtedy Widzew i dlatego zdecydowałem się zostać w Polsce. Nie żałuję tej decyzji. Pieniądze to nie wszystko, są ważniejsze rzeczy w naszym życiu.

* Przy tym transferze padały niebotyczne kwoty. Jaka naprawdę była cena za pana przejście do angielskiego klubu?

- Z tego co wiem, siedem milionów dolarów. Ta kwota rzeczywiście mogła robić wrażenie.

* A ile teraz jest wart Marek Citko?

- Nic. Dysponuję swoją kartą zawodniczą. Możemy negocjować warunki indywidualnego kontraktu (śmiech). Mam nadzieję, że po następnym sezonie moja cena jeszcze wzrośnie.

* W jednym z wywiadów powiedział pan: "Handlowano mną jak workiem kartofli"...

- Bo w moim przypadku tak było. W Anglii rozmowy prowadzone były z boku, za moimi plecami. Działacze nie zwracali na mnie uwagi, liczyły się tylko pieniądze. O wielu propozycjach dowiadywałem się z prasy. A ofert nie brakowało. Pytały o mnie inne kluby z Anglii, Marek Koźmiński powiedział mi później, że interesował się mną Inter Mediolan. Ja byłem skutecznie odcinany od tych informacji.

* Transfer do Anglii, czy Włoch mógł być przełomowym momentem w pana karierze. Tak się jednak nie stało. Które wydarzenia były zatem najważniejsze w pana życiu, tym prywatnym i sportowym?

- Mistrzostwo Polski z Widzewem Łódź, awans do Ligi Mistrzów i bramka, którą udało mi się strzelić na Wembley. A w życiu prywatnym? Na pewno poznanie Agnieszki, ślub i narodziny dwójki dzieci. Weronika ma 3,5 roku, a Konrad właśnie skończył roczek. Szczęśliwa rodzinna to bezcenny skarb.

* Gdyby dało się cofnąć czas, to zmieniłby pan coś w swoim życiu?

- Na pewno nie dałbym się tak wykorzystywać. Często zaciskałem zęby, grałem z bólem, kilka spotkań w tygodniu, bo prosili o to trenerzy i działacze. Jak jest się młodym, to nie zwraca się uwagi na takie rzeczy. To wszystko teraz odbija się na zdrowiu. Teraz bardziej bym o siebie dbał. Na szczęście jakichś poważnych błędów w życiu nie popełniłem.

* Wspomniał pan o meczu na Wembley z 1996 roku, który przegraliście 1:2. Polskiej bramki strzegł wtedy Andrzej Woźniak. Czy wie pan, co teraz porabia?

- Oczywiście. Na bieżąco śledzę wyniki w polskich ligach, również i Kolportera Korony Kielce. Wiem, że ten zespół awansował do drugiej ligi. Trzymam kciuki za Andrzeja Woźniaka. Mam nadzieję, że sprawdzi się w pracy szkoleniowej.

* Kojarzony jest pan głównie z bramkami na Wembley i z Atletico Madryt, zdobytą prawie z połowy boiska. Często ogląda je pan na wideo?

- Nie oglądam, bo nie mam nawet kaset z tymi bramkami (śmiech). Owszem, czasem w gronie znajomych wspominamy tamte mecze, ale sam nie wracam pamięcią do tych bramek. Nie należę do osób, które żyją przeszłością, uwielbiają wspomnienia.

* Parę lat temu kibiców w Polsce ogarnęła "Citkomania". Udzielał pan mnóstwa wywiadów, często gościł na czołówkach gazet. Ta popularność była miła, czy raczej męcząca?

- I miła, i męcząca. Każdy z nas jest trochę próżny i lubi, gdy się o nim mówi, gdy prosi się o wywiady i autografy. Ale miało to też swoje minusy. Czasami nie mogłem spokojnie usiąść w restauracji, żeby zjeść obiad, bo od razu było przy mnie parę osób. Nie było wyjścia. Podjeżdżałem do "McDonaldsa", zamawiałem jedzenie w "McDrive" i jadłem w samochodzie.

* Popularność zyskał pan również przez to, że na każdym kroku podkreślał swoją religijność i często dawał świadectwo swojej głębokiej wiary. Niewielu sportowców decyduje się mówić o tych sprawach.

- I to mnie dziwi. W takim kraju katolickim, jak Polska, ludzie wstydzą się mówić o swojej wierze. Nie wiem, czym to jest spowodowane. Może tym, że za słowami powinny iść czyny, a niektórzy chcieliby się ograniczyć do mówienia? Ja mówiłem o wielu sprawach, a przez niektórych i tak nie było to dobrze odbierane. Zarzucali mi, że robię to pod publiczkę, bo zależy mi na tym, żeby o mnie było głośno. Nic z tych rzeczy. Po prostu, miałem taką potrzebę. Zresztą nadal to robię, bo nie wstydzę się swojej wiary. Jestem dumny z tego, że jestem katolikiem. To Bóg dał mi talent do piłki i jestem mu za to wdzięczny.

* Modli się pan przed meczami?

- Modlę się do Matki Boskiej.

* Prosi pan o zwycięstwo?

- Nie. Modlę się o błogosławieństwo dla wszystkich zawodników. Żeby nie było kontuzji, żeby każdy z nas szczęśliwie zakończył mecz. Zresztą ja dziękuję Bogu nie tylko za chwile radosne. Smutne momenty widocznie też są potrzebne, żebyśmy nie zbłądzili. Dlatego spokojnie przyjąłem kontuzję, do nikogo nie miałem pretensji, że coś takiego akurat mnie się przytrafiło. Miałem dłuższą przerwę w treningach, ale dzięki temu był czas, żeby założyć rodzinę (śmiech).

* Teraz jest pan człowiekiem bardzo religijnym. Ale w młodości podobno lubił się pan dobrze zabawić, szczególnie w kasynach...

- Lubiłem hazard, często odwiedzałem kasyna, bawiłem się na dyskotekach. Straciłem trochę pieniędzy. Lubiłem się pobawić, ale alkoholu nigdy dużo nie piłem. Jeździłem samochodem, nie było więc takiej możliwości.

* Ale w pewnym momencie ten samochód musiał pan sprzedać, żeby spłacić długi...

- To prawda. I jeszcze trzeba było trochę dopłacić (śmiech). Na szczęście w końcu trafiłem na mądrą książkę o naszej wierze, wybrałem się na rekolekcje, które całkowicie zmieniły moje życie. Teraz też nie jestem święty, nie ma przecież ludzi idealnych, ale staram się walczyć ze swoimi słabościami.

* Jakie są marzenia Marka Citki?

- Jeśli chodzi o sportowe, to chciałbym się jeszcze pokazać w dobrej lidze i wrócić do reprezentacji Polski. Rozegrałem w niej dziesięć spotkań, wierzę, że jeszcze poprawię ten dorobek. A prywatnie? Nadal mieć tak szczęśliwą rodzinę, żyć w zdrowiu i zgodzie ze swoim sumieniem.

* Dziękuję za rozmowę.

_Marek Citko - urodzony 27 marca 1974 roku w Białymstoku. Żonaty, żona Agnieszka, dzieci - Weronika (3,5 roku), Konrad (12 miesięcy). Wzrost: 177 cm. Waga: 72 kg. Kluby: Włókniarz Białystok, Jagiellonia Białystok, Widzew Łódź, Legia Warszawa, Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski, Hapoel Beer-Sheva, Legia Warszawa, FC Aarau. W polskiej ekstraklasie: 146 spotkań, 22 gole. Największe sukcesy: dwa tytuły mistrza Polski z Widzewem. W reprezentacji Polski: 10 meczów, 2 bramki - z Anglią i Brazylią._

Koledzy o Citce

Wojciech Małocha, były piłkarz KSZO Ostrowiec i Kolportera Korony Kielce, teraz Zagłębia Sosnowiec: - Z Markiem poznaliśmy się w Widzewie. To nietuzinkowy piłkarz. Mógł zrobić oszałamiającą karierę. Odrzucił jednak ofertę Blackburn, mimo że była bardzo korzystna pod względem finansowym. A później przytrafiła mu się ta nieszczęsna kontuzja...Cieszę się, że wraca do wysokiej dyspozycji. To niezwykle sympatyczny człowiek. I osoba o bardzo głębokiej wierze.

Andrzej Woźniak, drugi trener Kolportera Korony Kielce: - Marek to człowiek bardzo "charakterny", zawsze chodzi swoimi drogami. Na pewno jest to doskonały piłkarz. Myślę, że przypomni się jeszcze polskim kibicom, bo gry w piłkę się nie zapomina. Ważne jest to, żeby trafił do dobrego europejskiego klubu, wtedy łatwiej będzie mu wrócić na szczyt.

Tomasz Kiełbowicz, były zawodnik Siarki Tarnobrzeg, obecnie piłkarz Legii Warszawa: - O Marku mogę mówić w samych superlatywach. Graliśmy razem w Widzewie i Legii, cały czas jesteśmy w kontakcie. Atutem Marka jest wyszkolenie techniczne, pod tym względem niewielu polskich zawodników może mu dorównać. Ja wierzę, że wróci do wysokiej dyspozycji i jeszcze przez kilka sezonów będzie nas zadziwiał efektownymi akcjami. Życzę mu powodzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie