MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Karol Bielecki zadziwił świat. Lekarze mówią - on przesunął granicę ludzkich możliwości!

Dorota KUŁAGA, Paweł KOTWICA, Iza BEDNARZ
Piłkarz ręczny z Sandomierza, który w czerwcu stracił wzrok w jednym oku, znów zdobywa bramki dla swojej drużyny. Nadal jest gwiazdą najlepszej ligi świata.

Bielecki przesunął granicę ludzkich możliwości

Bielecki przesunął granicę ludzkich możliwości

Doktor Adam Rybowski, specjalista okulista: - Od początku zastanawiam się nad fenomenem Karola i nie znam ze swojej praktyki pacjenta, który by tak przesunął granicę ludzkich możliwości. Wypadek, któremu uległ Karol, oznacza katastrofę dla człowieka, zwłaszcza dla sportowca, w jednej chwili cała kariera wali mu się w gruzy. Z widzenia stereoskopowego, umożliwiającego nam odbieranie świata w trzech wymiarach, nagle musiał się przestawić na postrzeganie świata w dwóch wymiarach. Proszę zasłonić sobie jedno oko i spróbować przejść po pokoju zastawionym meblami. A co dopiero grać w piłkę ręczną i rzucać bramki! W polskich warunkach zawodnik po takim wypadku byłby skazany na rolę ciecia szatniowego, zbierającego butelki po skończonym meczu. Nie tylko dlatego, że oferowane w polskich szpitalach możliwości leczenia i rehabilitacji są nieco inne od niemieckich. Karol zostałby zdyskwalifikowany na podstawie przepisów przekreślających sportowca z takim kalectwem. W Niemczech, jak się okazuje, nie przekreśla się utalentowanego człowieka. Na pewno potężną pracę wykonali rehabilitanci, psycholog, specjaliści prowadzący zajęcia ruchowe. Karol jest człowiekiem o niesamowitym harcie ducha. Myślę, że utrzyma tę dobrą formę i będzie grał na 120 procent swoich możliwości sprzed wypadku. Trzyma go adrenalina, ogromna motywacja powrotu na boisko i pewnie też chce udowodnić wszystkim, a przede wszystkim sobie, że pieniądze, które klub zainwestował w jego leczenie i rehabilitację, się nie zmarnowały.

"Żaden scenarzysta Hollywood nie wymyśliłby lepszej historii. Sport czasami pisze najpiękniejsze opowieści" - pisała strona internetowa niemieckiego klubu piłkarzy ręcznych Rhein-Neckar Loewen o Karolu Bieleckim, chłopaku z Sandomierza, który znów zadziwił świat.

Wtorkowy mecz niemieckiej ligi piłkarzy ręcznych, najmocniejszej na świecie, pomiędzy Rhein-Neckar Loewen a Frisch Auf Göppingen w Mannheim oglądało 10 tysięcy kibiców. Wszyscy liczyli, że na boisku pojawi się Karol Bielecki.
11 czerwca w przypadkowym starciu z reprezentantem Chorwacji Josipem Valciciem, podczas towarzyskiego meczu w Kielcach, Bielecki poważnie uszkodził oko. Dwie operacje nie przyniosły efektu, wzroku nie udało się uratować. Dramat najsłynniejszego sandomierzanina śledziła z zapartym tchem cała, nie tylko sportowa, Polska. O jego stanie zdrowia informowały główne wiadomości wszystkich stacji telewizyjnych.

Kariera Karola stanęła pod wielkim znakiem zapytania. Początkowo załamany, już kilkanaście dni po wypadku zapowiedział powrót do sportu. Zaczął trenować, grał w sparingach, zdobywał swoje pierwsze w nowej sytuacji bramki. Klub ściągnął mu ze Stanów Zjednoczonych specjalne gogle do gry, które chronią zdrowe oko.

BIELECKI: - ZAPOMINAM O TYM OKU

W spotkaniu z Frisch szwedzki trener Ola Lindgren zaufał "Koli", wypuszczając go do boju w pierwszym składzie. Nie pomylił się. - Byłem zdenerwowany, bo co innego gra w sparingach, a co innego w lidze. Mam wprawdzie duże wsparcie w klubie, od wypadku słyszę, że dają mi czas, że nie szukają nikogo na moje miejsce. Ale wiem, że gra idzie o wielkie pieniądze i nikt nie będzie się ze mną cackał tylko dlatego, że nie widzę na jedno oko - śmieje się Bielecki.

Na pierwsze trafienie wychowanka Wisły Sandomierz, a potem zawodnika Vive Kielce, trzeba było czekać zaledwie 43 sekundy. - Już wtedy emocje ze mnie spłynęły i wiedziałem, że będzie dobrze - mówi bohater wtorkowego wieczoru. Do końca meczu bombardował bramkę rywala, trafił w sumie aż 11 razy, co jest jednym z jego najlepszych osiągnięć w Bundeslidze. - Przedtem też rzucałem bramki, po tym względem nic się nie zmieniło. Na boisku staram się zapomnieć, że widzę tylko na jedno oko - mówi popularny "Kola".

"Bielecki rozegrał wybitny mecz. Trafił jedenaście razy, w kluczowych momentach wziął na siebie odpowiedzialność" - pisała internetowa strona Rhein-Neckar Loewen. "Żaden scenarzysta Hollywood nie wymyśliłby lepszej historii. Sport czasami pisze najpiękniejsze opowieści" - dodała.

Od dramatu do wielkiego powrotu

Od dramatu do wielkiego powrotu

Do dramatycznego zdarzenia doszło 11 czerwca w Kielcach, podczas towarzyskiego meczu z Chorwacją. Karol Bielecki w 9 minucie spotkania doznał poważnego urazu oka - palec rywala przypadkowo trafił w lewą gałkę oczną, rozrywając ją. Były gracz Vive Kielce błyskawicznie został przewieziony do szpitala w Kielcach, a następnie do Lublina. Tam przeszedł skomplikowaną operację. W poniedziałek, 14 czerwca późnym wieczorem został przetransportowany do Niemiec. We wtorek, 15 czerwca był operowany po raz drugi w klinice okulistycznej przy Szpitalu Uniwersyteckim w Tübingen. Operacja trwała kilka godzin i miała na celu poprawę parametrów uszkodzonego oka. Niestety, oka nie udało się uratować. Karol nie odzyskał w nim wzroku. Pochodzący z Sandomierza zawodnik przeszedł rehabilitację w specjalistycznej klinice uniwersyteckiej w Heidelbergu. 17 lipca wrócił do treningów. Dostał specjalne okulary, chroniące zdrowe oko, w nich gra i trenuje. 22 lipca zagrał po raz pierwszy w meczu sparingowym. Kibice powitali go jak bohatera. Przygotowali specjalne transparenty, zgotowali mu owację na stojąco.

NAŁADOWANY ENERGIĄ

- Myślę, że Karol po wypadku rzuca jeszcze trudniej do obrony - mówił bramkarz "Lwów" Henning Fritz. - On stał się jeszcze lepszy, kiedy znalazł się pod presją swojej kontuzji - mówił inny bramkarz tego zespołu, Polak Sławomir Szmal. - Słyszałem już takie opinie, że po kontuzji mogę paradoksalnie grać lepiej niż przed nią. To chyba kwestia motywacji. Rzeczywiście, wychodzę teraz na boisko bardzo naładowany energią. Na pewno jestem też mocniejszy psychicznie. Wiem, że nic mnie nie złamie - mówi Bielecki.

W 50 minucie wtorkowego meczu gospodarze wygrywali tylko 23:22. Wtedy znów dał o sobie znać Bielecki, zdobywając cztery z pięciu ostatnich goli "Lwów", które wygrały ostatecznie 28:26.

OWACJA 10 TYSIĘCY KIBICÓW

Dziesięciotysięczna publiczność w ostatnich sekundach spotkania skandowała imię bohatera meczu: "Karol!!! Karol!!!". Bielecki schodził do szatni bardzo wzruszony. - To było niesamowite uczucie, schodziłem z boiska mają świadomość, że ci wszyscy ludzie cieszą się nie tyle z tych jedenastu bramek, ale z tego, że wróciłem, że praca, którą wykonałem od czerwca, nie idzie na marne - mówi Bielecki.

W środę Karol wrócił na czołówki niemieckich i polskich mediów. "Zachwycający Bielecki wykuł zwycięstwo" - pisał "Kicker", "Niewiarygodny, fenomenalny, zachwycił wszystkich" - rozpływał się w zachwytach portal internetowy sport1.de.

CAŁY SANDOMIERZ O TYM MÓWI

Pod wrażeniem występu Karola Bieleckiego jest też Ryszard Kiliański z Sandomierza, pierwszy trener "Koli", człowiek, który namówił go do piłki ręcznej. - W środę, dzień po meczu, znajomi zaczepiali mnie na ulicy, prosili, żebym pogratulował Karolowi wspaniałej gry, co oczywiście już zrobiłem. Dzisiaj naprawdę nie było u nas innego tematu. Cały Sandomierz żyje tym, co się stało w poniedziałkowym meczu, co Karol wyprawiał na parkiecie. Wszyscy trzymamy za niego kciuki. Teraz liczymy na to, że wróci do reprezentacji Polski, bo z taką grą na to zasługuje - mówi Ryszard Kiliański.

Szkoleniowiec podkreśla, że Karol Bielecki po tym tragicznym zdarzeniu wykazał się niesamowitą odpornością psychiczną. - Obawialiśmy się, że może się skończyć ta wspaniale rozwijająca się kariera, a okazuje się, że nie, że Karol gra jeszcze lepiej. Jestem w szoku. Pogratulowałem mu tego wspaniałego występu telefonicznie, później rozmawialiśmy jeszcze przez Internet, bo w ten sposób też się kontaktujemy - dodaje Kiliański.

- Razem z Markiem Adamczakiem doszliśmy do wniosku, że teraz w grze Karola widać jeszcze więcej dynamiki. Wiadomo było, że ma niesamowity potencjał, siła jego rzutu jest ogromna. Ale według mnie odpoczął psychicznie i poczuł też głód gry. Teraz jest doskonały, szybki, skuteczny i jest to zadziwiające, co on wyprawia. Jest jak wulkan, jak dynamit - z podziwem mówi o Karolu jego pierwszy trener.

Marek Adamczak: - To jest zupełnie inny Karol!

Marek Adamczak: - To jest zupełnie inny Karol!

Marek Adamczak, przyjaciel Karola, który opiekował się jego karierą, gdy Bielecki grał w Kielcach: - Rozmawiałem ostatnio o Karolu z kilkoma okulistami. Mówili, że o takim przypadku nie piszą żadne podręczniki, że z jednym okiem można żyć, ale żeby w tak krótkim czasie po wypadku podjąć taki wysiłek, tak przystosować się do zupełnie innego widzenia, to jest po prostu cud, bo zwykle zajmuje to około dwóch lat. Ja w tym widzę rękę Boga. Karol to po prostu dobry człowiek, przecież on swoje oba medale mistrzostw świata oddał na licytację na chore dzieci. Znam go tyle lat i wiem, że on będzie teraz grał jeszcze lepiej. Przed wypadkiem to było takie duże dziecko, był słaby psychicznie, ciągle myślał o różnych problemach, a nie o graniu. Teraz dojrzał, uwierzył w siebie. Niedawno przyjechał do Kielc, z którymi jest przecież bardzo związany, ma tu mieszkanie. To był inny Karol! Nie poznawałem go, wyluzowany, uśmiechnięty. Mówił: "Marek, nie rozmawiajmy o nieważnych sprawach, ja się muszę teraz skupić na tym, żeby wrócić do formy". Zobaczycie, ta kontuzja będzie początkiem nowego, wielkiego Karola. On ma 28 lat, dopiero wchodzi w najlepszy dla piłkarza ręcznego wiek.

CIESZYMY SIĘ RAZEM Z NIM

Z niezwykłym uznaniem o powrocie do wielkiej piłki ręcznej mówi też o Karolu jego kolega z reprezentacji Polski Michał Jurecki. - Trzeba mieć niesamowity charakter, niezwykłą odporność psychiczną, żeby w tak krótkim czasie wrócić nie tylko do normalnego życia, ale i do gry na światowym poziomie. To, co zrobił Karol, jest niezwykłe. Tym wspaniałym występem uciął chyba wszystkie spekulacje na temat swojej osoby. Teraz już chyba nikt nie wątpi, że "Kola" nawet z jednym okiem może grać na wysokim poziomie. On nie tylko rzucił 11 bramek, ale dogrywał do koła, na skrzydło, brał na siebie ciężar gry w najtrudniejszych momentach. On jest niesamowity. Wszyscy cieszymy się razem z nim - podkreśla Michał Jurecki.

- Nie dziwię się, że gdy emocje opadły, to Karol się rozpłakał. Mnie też cisnęły się łzy do oczu, gdy o tym czytałam. A jeszcze być w tej hali, słyszeć tę owację kibiców... Trudno sobie to wyobrazić. Ale Karol na pewno na to zasłużył - dodaje Joanna Jurecka, żona popularnego "Dzidziusia".

WRÓCI DO KIELC

Od piątku do niedzieli "Lwy" będą gospodarzem turnieju eliminacyjnego do Ligi Mistrzów. Jeśli go wygrają, trafią do grupy, w której jest dawny klub Karola, Vive Targi Kielce. I wtedy 17 października Bielecki znów zagra w Hali Legionów.

Nieco ponad rok temu Karol był w redakcji "Echa Dnia", w sobotnie przedpołudnie rozmawialiśmy ponad dwie godziny, nie tylko o sporcie. Snuł plany, mówił, że w Niemczech chce jeszcze wygrać Ligę Mistrzów, a za kilka lat wrócić do Kielc. - Nic się nie zmieniło. Zawsze podkreślam, że chcę skończyć karierę w Kielcach. 11 czerwca myślałem, że właśnie ją kończę. Ale jeszcze nie teraz - mówi Karol.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie