Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karol Mochocki, cukiernik z Suchedniowa od lat ściga się w motocyklowych mistrzostwach kraju. Wywalczył już szósty mistrzowski tytuł

Piotr STAŃCZAK [email protected]
Karol Mochocki (z lewej) od lat należy do najlepszych motocyklistów w kraju. Jego marzeniem jest zdobycie dziesięciu tytułów mistrza Polski. Fot. Remigiusz Rutka
Karol Mochocki (z lewej) od lat należy do najlepszych motocyklistów w kraju. Jego marzeniem jest zdobycie dziesięciu tytułów mistrza Polski. Fot. Remigiusz Rutka
- W czasie startów decydujących o mistrzostwie Polski nie było zmiłuj, na trasie dochodziło nawet do przepychanek na łokcie - wspomina 26-letni Karol Mochocki z Suchedniowa, który od dekady ściga się na motocyklu i gromadzi kolejne laury. Pod koniec września po raz szósty został mistrzem kraju w formule supermoto.

Karol Mochocki

Karol Mochocki

Ma 26 lat. Pochodzi z Łącznej, obecnie mieszka w Suchedniowie. W motocyklowych wyścigach rywalizuje od 2002 roku. Ma na koncie sześć tytułów mistrza kraju w klasach S1 i open oraz tyle samo wicemistrzowskich. Uczestniczył w Mistrzostwach Czech oraz Niemiec. Reprezentuje RTM Radom, należy także do grupy Wtórpol Racing Team 3S. Z zawodu jest technologiem żywienia, prowadzi rodzinną Cukiernię Lazur w Suchedniowie. Ma żonę Sandrę. Lubi aktywny tryb życia, bieganie, pływanie, wyścigi na skuterach wodnych, grę w tenisa ziemnego.

Piotr Stańczak: W ostatniej rundzie MP supermoto w Starym Kisielinie koło Zielonej Góry nie brakowało emocji!
Karol Mochocki: - Oj tak! Po pięciu rundach traciłem dwa punkty do najlepszego, Marcina Rybskiego z Gościeradza. W Starym Kisielinie stoczyłem walkę, jakiej jeszcze w historii swych startów nie miałem. Były przepychanki, starcia na łokcie, zacięta batalia od startu do mety. 70 procent trasy pokonywaliśmy na torze kartingowym, następne 30 w terenie, na tym samym motocyklu. Odrobiłem stratę do Rybskiego, wyprzedziłem go jeszcze o trzy punkty i zostałem mistrzem Polski.

Na trasie wiało jednak grozą, podobno dojechał pan do mety na kapciu…
- Tak. Dopiero po wyścigu zorientowałem się, że z tylnego koła uchodzi powietrze, puścił zawór. Niewiele brakowało, a tytuł mistrzowski przeszedłby mi koło nosa. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.

Pański sport jest widowiskowy, ale też niebezpieczny. Wypadki i kontuzje pana omijają?
- Do tej pory tak. Przez dziesięć lat startów nabawiłem się tylko jednego stłuczenia, podczas wyścigu w Czechach. Na szczęście niegroźnego.

Skąd u pana zainteresowanie wyścigami motocyklowymi?
- Jakieś dziesięć lat temu razem z kolegą Bartkiem Pawlikiem pojechałem na mistrzostwa supermoto i… tak się w to wkręciłem. Początkowo rywalizowałem w zawodach Pucharu Polski, potem w enduro, w obecnej klasie open startuję od sześciu lat.

Jakim motocyklem pan jeździ?
- Kawasaki KX o pojemności silnika 450 cm sześciennych. W przyszłym roku zamierzam się przesiąść na TM Racing. To motocykl o tej samej pojemności.

Ściganie to pana pasja czy sposób na zarobek?
- Zdecydowanie to pierwsze. Utrzymuję się z rodzinnej Cukierni Lazur w Suchedniowie, można powiedzieć, że żyję ze słodkiego interesu (śmiech). Do mojego sportu trzeba niestety dokładać. Polski Związek Motocyklowy nas nie wspiera. Aby wystartować w jednej rundzie mistrzostw kraju, trzeba zapłacić wpisowe 300 złotych, za zwycięstwo można tymczasem dostać 180 zł. Gdzie koszty dojazdów, wymiany opon, napraw sprzętu? O czym my więc mówimy... Reprezentuję w zawodach RTM Radom, ale tak naprawdę mogę liczyć na siebie i wsparcie menedżera oraz mechanika Remigiusza Rutki, także sponsorów - firm Wtórpol ze Skarżyska, Siek z Radomia i rodzinnej cukierni. Dziękuję im za to, że we mnie wierzą.

W naszym regionie nie brak miłośników motocrossów. Zna pan tych ludzi?
- Oczywiście, w samym powiecie skarżyskim mógłbym policzyć około 40 takich osób. Chętnych jest sporo, ale niestety, nie ma gdzie jeździć. Okazuje się, że w Suchedniowie, Skarżysku czy Bliżynie brak miejsc na odpowiedni tor.

Bliżyn przed laty słynął z motocrossowych imprez.
- Właśnie, zmagania motocyklistów oglądały tam setki, tysiące kibiców. Cieszyły się ogromną popularnością. Wyścigi odbywały się w miejscu, gdzie później wybudowano zalew. Wtedy też zakończyły się motocrossowe imprezy w Bliżynie.

Mówi się, że jesteście zmorą leśników i tych, którzy cenią sobie błogi spokój oraz odpoczynek na łonie natury…
- Fakt, słyszy się o różnych takich sytuacjach. Oficjalnie w lasach nie możemy się ścigać. Po drogach publicznych również, więc gdzie? Koło się niestety zamyka. Problem nie zniknie, dopóki nie powstaną wytyczone miejsce w miastach czy gminach.

Startuje pan średnio przez 4-5 miesięcy w roku. Jak wyglądają treningi w pozostałym okresie?
- Stawiam na ogólnorozwojówkę, bieganie, pływanie, latem ścigam się na skuterach wodnych. Ostatnio często gram w tenisa ziemnego na kortach w Skarżysku. Ważę 100 kilogramów, moi rywale z torów góra 70-80, muszę więc wagę zbijać. Wymogów takich nie ma, ale wiadomo, że lżejsi mają przewagę. Daję jednak radę.

Ktoś z pana najbliższych jeździł kiedyś wyczynowo na motocyklu?
- Nie, żona się tym nie interesuje (śmiech). Mam dwóch braci, ale ich nie ciągnie do takiej ekstremalnej jazdy.

Ile czasu chce pan jeszcze ścigać się w rajdach?
- Trudno powiedzieć, wszystko zależy od finansów, sponsorów. W przyszłym roku chciałbym odpuścić sobie wyścigi w Polsce i poszukać szczęścia w zawodach w Czechach, tam jest wyższy poziom, można się rozwijać. Moim marzeniem jest zdobyć dziesięć tytułów najlepszego w kraju. Wtedy uznam, że spełniłem się w tym sporcie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie