- Z pewnością nie jest to złośliwość, bo tym którzy kąsają chodzi o to by ktoś się uśmiechnął i coś zrozumiał - tłumaczył. Za instytucję najbardziej kąśliwą uznał małżeństwo i na potwierdzenie opowiedział małżeński dowcip.
Pierwszy gość wieczoru, Tomasz Jachimek opowiadał o kłopotach w porozumiewaniu się z nastolatkami. Przekonywał, że jego pokolenie (a w ubiegłym miesiącu skończył 40 lat) ma problemy z powodu bariery językowej i przytaczał swoje rozmowy z 14-letnim Pawłem. Dzięki temu trochę dojrzalsi słuchacze dowiedzieli się co to jest lajkować na fejsie, dlaczego małotal wali esy i woli pofifanić.
Jachimek, ojciec kilkuletniego Igora proponował osobom, które planują dziecko zastanowić się nad tym krokiem, podał im nawet coś, co nazwał mentalna prezerwatywą - był to opis pobytu z synem w supermarkecie. Czy zniechęcił, czy zachęcił nie wiadomo, ale sala pokładała się ze śmiechu.
Jacek Fedorowicz występ zaczął od wspomnień, wyznał, że w Kielcach spędził rok 1944 i część 1945. - Mieszkaliśmy na Silnicznej 9, nic się tam nie zmieniło - stwierdził. On na cel wziął polityków i ich język. Wytykał im, że zamiast mówić ja mówią: moja osoba. - Niedługo usłyszymy: Moja osoba dostała zaproszenie, moja osoba je przeczytała, moja osoba przyszła - drwił. Wyśmiewał też tak popularnie używane: nie posiadam wiedzy zamiast prostego: nie wiem.
Dostało się używającym angielskich zwrotów, także dziennikarzom zapowiadającym jego występ.- Przeczytałem, że zamiast monologu będą jakieś stendupy - mówił. - Nie chcę brać w tym udziału, bo moja jest w dobrym stanie.
Na bis Jacek Fedorowicz dorzucił kąśliwą opowieść o mężu, żonie, psie i kocie, przy czym ten ostatni okazał się największym sojusznikiem pana domu.
Robert Kasprzycki, najłagodniejszy ze wszystkich występujących, porwał publiczność piosenką autorską, ludzie zaśmiewali się słuchając jego muzycznej zemsty na boskim ratowniku i dowcipnych przeróbek szlagierów.
Od kąśliwości odżegnywał się pochodzący z Kielc Andrzej Poniedzielski. - Jestem w wieku mocno pokąśliwym, zęby już nie te, zmarszczki - to nie zmarszczki, ale szkody górnicze - mówił o zmianach w swym wyglądzie i charakterze. - Dzisiaj to ja jestem kurhanem radości.
Nie chciał mówić o polityce, bo jak wyznał polityka to kłopot mentalny, a nawet estetyczny. - Jak ktoś idzie w politykę to tak jakby szedł za potrzebą - tłumaczył. Dlatego uwagę poświęcił paniom i swojemu optymizmowi a publiczność przerywała mu salwami śmiechu.
Na pożegnanie Artur Andrus, który przyzwyczaił kielczan do pisania pod ich dyktando wierszy, ułożył balladę z tekstów wyczytanych w sobotnim Echu Dnia. Powstał z tego zabawny miszmasz i nic dziwnego, że po takim popisie musiał kilka razy bisować.
Festiwal jak zwykłe cieszył się ogromnym zainteresowaniem, chętni siedzieli na parapetach, stali w drzwiach. - A wiele osób musiało odejść z kwitkiem, dlatego w przyszłym roku, jeśli chcecie się bawić z nami postarajcie się o bilety wcześniej - namawiał Ryszard Pomorski, dyrektor pałacyku i pomysłodawca festiwalu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?