Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katowali, mordowali, działali na zlecenie, zabijali z... miłości. Usłyszeli taki sam wyrok: 25 lat

Elżbieta Zemsta
freeimages.com
Zabijali brutalnie. Dręcząc ofiarę, działając na zlecenia lub zlecając zbrodnię. Motywy morderstwa często bywały błahe, niewspółmierne z późniejszym działaniem. Ich kara też nie mogła być zwyczajna, musiała być surowa. Tak, by społeczeństwo mogło odczuć satysfakcję. Zabójca musi odsiedzieć swoje ćwierć wieku. Przypominamy sprawy.

Kary 25 lat pozbawienia wolności nie dostaje się ot tak sobie. Za nic. Świętokrzyscy sędziowie mówią, że wydając wyroki pozbawienia wolności oskarżonego na ćwierć wieku muszą mieć konkretne przesłanki. Zbrodnia zabójstwa jest tą najcięższą dokonaną przeciwko człowiekowi, a analiza spraw ze świętokrzyskich sądów pokazuje, że jedną trzecią wieku za kratami spędzają ci, którzy dokonali relatywnie patrząc - najokrutniejszych zbrodni.

Zabójstwo z zazdrości?

W ostatni poniedziałek na 25 lat więzienia w nieprawomocnym jeszcze wyroku kielecki sąd skazał 54-letniego dziś mężczyznę za zabójstwo, gdzie - jak mówili śledczy - motywem była zazdrość. W sierpniowy wieczór dwa lata temu na ulicy Szkolnej w Kielcach znaleziono poważnie rannego mężczyznę. Policjanci pracujący przy sprawie mówili, że dawno nie wiedzieli tak zmasakrowanej ofiary. Z obrażeń na dłoniach i przedramionach mężczyzny można było wnioskować, że ofiara próbowała się bronić. Z kolei zaś głębokie rany na głowie, placach, klatce piersiowej i innych częściach ciała wykazywały już wtedy, że napastnik nie użył zwykłego kuchennego noża. Była mowa o maczecie lub siekierze. Ranny mężczyzna zmarł krótko po przewiezieniu go do szpitala. Szybko ustalono, że to 43-latek, właściciel jednego z nieźle prosperujących zakładów pogrzebowych w Kielcach.

- W początkowej fazie śledztwa brano pod uwagę motyw porachunku pomiędzy konkurującymi ze sobą zakładami - przyznawali śledczy. Kilka godzin po śmierci 43-latka policjanci zatrzymali 52-letniego wówczas mężczyznę. Przyznał się do zabójstwa, pokazał gdzie do rzeki Silnicy wrzucił siekierę, a gdzie nóż. - Szybko okazało się, że motywy zabójstwa są inne niż te brane na początku pod uwagę, są bardziej intymne. Nikt oficjalnie nie chciał mówić, ale plotki obiegały miasto - dodawali mundurowi.
Z ich ustaleń wynikało, że 43-latek, późniejsza ofiara, niedawno rozwiódł się z żoną. Wkrótce uczucia miał ulokować gdzie indziej, w zadbanej kobiecie, matce dwójki dzieci, żonie przyszłego oskarżonego - 52-latka. - Zdradzany mąż na wieść o romansie żony postanowił rozprawić się z jej kochankiem, zaatakował na ulicy. Napaść była wyjątkowo brutalna - mówili policjanci pracujący przy sprawie.

Proces toczył się przy zamkniętych drzwiach. Sąd uznał, że wina oskarżonego jest bezsprzeczna i skazał mężczyznę na 25 lat więzienia. Prokuratura chciała dożywocia za kratkami. Wyrok jest jeszcze nieprawomocny.

Zbrodnia, która wyglądała
jak egzekucja

To był jeden z tych procesów, który ciągnął się latami, aby wreszcie znaleźć swój finał. Gangsterzy, pieniądze, haracz i egzekucja... 6 września 1997 roku w rzece w okolicach Sukowa znaleziono ciała dwóch mężczyzn. Jeden z zamordowanych był domniemanym bossem kieleckiego półświatka. Drugiego uznawano za jego ochroniarza. Jak ustalił prokurator, dzień wcześniej wraz z trzecim mężczyzną przyjechali na posesję oskarżonego w Dyminach. Mieli domagać się haraczu. Według ustaleń śledczych gospodarz zwabił ich do starego kurnika i tam dwóch zastrzelił. Trzeci, postrzelony, zdołał uciec. Proces toczył się od 1998 roku. Na kilka lat go zawieszono ze względu na zły stan zdrowia oskarżonego. W 2003 r. zapadł wyrok: dożywocie.

Obrona się odwołała, sprawa wróciła do ponownego rozpatrzenia. W lipcu 2006 roku finiszowała po raz drugi. Według ustaleń sądu zbrodnia na domniemanym szefie półświatka wyglądała jak egzekucja. Najpierw trafiły go trzy strzały, później został bestialsko pobity, na końcu dobito go strzałem w tył głowy. Czemu więc oskarżony nie został skazany na dożywocie? – Nie możemy przyjąć, że był sprawcą kierowniczym. Kara 25 lat pozbawienia wolności jest najwłaściwsza. Poddając go długotrwałej resocjalizacji, nie odbieramy mu szansy na powrót do społeczeństwa - argumentował sąd.

Chciała ukryć prawdę? Zadała ponad 100 ciosów...

W kwietniu 2003 roku w Lesie Winiarskim koło Buska znaleziono ciało 21-letniej Justyny, mieszkanki podpińczowskiej wsi. Zginęła straszną śmiercią. Ktoś zadał jej ponad sto ciosów nożem. Nie mniej wstrząsająca była informacja o zatrzymaniu prawdopodobnego sprawcy. Aresztowana kilka dni później Patrycja była rówieśniczką Justyny, znały się od szkoły średniej, przyjaźniły, razem studiowały. Patrycja tylko raz, w śledztwie, przyznała się do zabójstwa. Później konsekwentnie powtarzała, że jest niewinna. Że spotkała się z Justyną tego dnia, nawet się pokłóciły, pobiły, ale że zostawiła ją w lesie żywą. Ani razu w sądzie nie wyraziła skruchy, nie przeprosiła.

Od razu na początku śledztwa Patrycja trafiła do aresztu. Za kratami urodziła syna. W czerwcu 2005 roku w kieleckim Sądzie Okręgowym zapadł wyrok. Najsurowszy z możliwych – dożywocie. Sędziowie nie mieli wątpliwości, że Patrycja zaplanowała zbrodnię. Dlaczego zabiła? Motyw, ustalony podczas procesu był straszny w swoim prymitywizmie - bo Justyna domyśliła się, że koleżanka podkrada jej pieniądze z konta.

Pieniądze, które Justyna dostała z odszkodowania za wypadek samochodowy. Pochodząca z zamożnej rodziny Patrycja wprawdzie mogła oddać to, co ukradła, ale bała się, że sprawa wyjdzie na jaw i przez to ona naje się wstydu. Dlatego Justyna musiała zginąć.

Obrona odwołała się od wyroku. Sąd Apelacyjny złagodził karę do 25 lat więzienia.

Mord bez racjonalnych powodów

Dziś trudno uwierzyć w bezmiar tragedii, która rozegrała się w gminie Radoszyce w powiecie koneckim w 2005 roku. 41-letni wtedy mężczyzna - mocno pijany wtargnął do domu 60-latków - małżeństwa. Przebywała tam wówczas córka pary i jej dzieci.

Pijany napastnik, wcześniej parter córki starszego małżeństwa, rzucił słowa: „Nie będziecie mną rządzić” i zastrzelił parę 60-latków. Groził bronią swej znajomej i sąsiadowi. Ogłaszając w 2006 roku wyrok 25 lat więzienia dla 41-latka sąd nie mógł dopatrzeć się racjonalnych motywów zbrodni. W uzasadnieniu stwierdzono między innymi, że życie straciło dwoje niewinnych ludzi, zaś zbrodnię popełnił poczciwy, nie wchodzący wcześniej nikomu w drogę mężczyzna.

Domniemywano, że oskarżony obciążał małżonków za niepowodzenie swego związku z ich córką. Mężczyzna nie mógł sobie poradzić z rozstaniem. Co istotne, w sprawie pojawił się także wątek udziału sąsiadów, którzy telefonami i SMS-ami próbowali skłócić oskarżonego i jego dawną miłością... Mężczyzna wciąż odsiaduje swój wyrok.

Przejechał dwa razy. Strzelił,
by zabić

Planował zbrodnię, myślał o niej, zastanawiał się jak ją przeprowadzić - mówił sąd o 48-letnim dziś mieszkańcu Jędrzejowa. Mężczyzna w 2010 roku został skazany na 25 lat więzienia za to, że na początku października 2008 roku w Jędrzejowie zastrzelił swojego 43-letniego brata. Prokurator zarzucił mu również, że podczas próby zatrzymania usiłował zabić strzałem policjanta. W akcie oskarżenia znalazł się ponadto atak z nożem na matkę oraz wcześniejsza, nieudana próba zamordowania brata.

- W oskarżonym od dłuższego czasu tkwił zamiar zabicia brata. Jego zachowanie wskazywało na to, że chce mu zrobić krzywdę. Zaopatrzył się w kwas solny, śledził go i strzelał do niego w Krakowie. Potem przyjeżdżał do Jędrzejowa z myślą, że spotka tam brata, kiedy ten będzie odwiedzał matkę – mówiła sędzia Maria Derela uzasadniając wyrok wydany w 2010 roku przez Sąd Okręgowy w Kielcach. – Zaplanował też dokładnie sam atak. Swój zamiar zrealizował z premedytacją. Najpierw potrącił brata samochodem, potem po nim przejechał i kiedy miał pewność, że jest unieruchomiony, wysiadł z auta i strzelił dwa razy w jego głowę. Potem wrócił i dla pewności, że brat nie przeżyje, strzelił trzeci raz.

Przed laty, w sierpniu 2009 roku regionem wstrząsnęła sprawa śmierci 20-letniej Mileny w podkieleckich Leszczynach. Dziewczynę znaleziono martwą w wąwozie. O jej zabójstwo oskarżono jej 24-letniego chłopaka. Feralnego wieczora prawdopodobnie doszło do kłótni między kochankami, dziewczyna być może chciała zakończyć związek. W pewnej chwili, jak ustalili śledczy, 24-latek wyjął scyzoryk i zaatakował 20-letnią Milenę, ciął nożem na oślep. Lekarze, którzy później zeznawali przed sądem, mówili, że gdyby pomoc nadeszła szybko, dziewczyna miałaby szanse na przeżycie. Pomoc jednak nie nadeszła, bo oprawca Mileny uciekł z miejsca. Gdy trwały poszukiwania dziewczyny, on miał celowo kierować grupy w inne obszary.

Skazując 24-letniego wtedy oskarżonego sąd uznał, że mężczyzna chciał zabić, że cały dzień tuż przed tragedią działał irracjonalnie, budował napięcie. Że łatwo mu przyszło pozbawić życia Milenę... Jej zabójca usłyszał wyrok 25 lat, nadal odsiaduje prawomocnie już zasądzoną karę.

„Uderzając czułem satysfakcję”
Osiem ciosów siekierą i dwa pchnięcia nożem - tyle ran doliczyli się biegli na ciele mieszkanki Piekoszowa, którą w kwietniu 2009 roku zamordował jej 24-letni wtedy syn. Oskarżony mieszkał z rodzicami i bratem w trudnych warunkach, w mieszkaniu o powierzchni 32 metrów kwadratowych. Trudne relacje w dysfunkcyjnej rodzinie doprowadziły do wykształcenia nieprawidłowej osobowości. Oskarżony wąchał kleje, rozpuszczalnik, próbował popełnić samobójstwo.

- Czułem się ignorowany. Nie żal mi jej, bo nie mogłem sobie radzić z życiem, a ona jakby mnie skreśliła – mówił mężczyzna podczas procesu.

Wcześniej do policjantów miał powiedzieć: „Uderzając, czułem satysfakcję, że nie będzie mnie już denerwować. Czułem ulgę”. Miesiąc wcześniej przygotował siekierę i ukrył ją za szafką w kuchni. W krytyczny dzień, gdy ojciec był w pracy, a brat wyszedł z domu, oskarżony zaczął rozmowę z matką. Wedle jego relacji, matka ubliżyła mu. Poszedł do kuchni, wziął siekierę i zaatakował z dużą siłą. Uderzał w głowę. Aby mieć pewność, że kobieta nie żyje, wziął do ręki nóż kuchenny i wykonał dwa cięcia. Sąd skazał 24-latka na 25 lat więzienia. Ani ojca, ani brata mężczyzny nie było na ogłoszeniu wyroku...

Zlecenie, zabójstwo, śmierć

Sprawa zabójstwa 21-letniego Grzegorza budziła pod koniec 2012 roku ogromne emocje w Sandomierzu. 27 listopada na ścieżce w okolicach ulicy Okrzei, w pobliżu Przedszkola numer 1 w Sandomierzu znaleziono pokrwawionego młodego człowieka. Na pomoc lekarską było już za późno, mężczyzna zmarł w szpitalu. Zdaniem prokuratury miał około 13 ran kłutych na całym ciele. Rozpoczęły się poszukiwania podejrzanych o dokonanie zbrodni, policjanci dzień później zatrzymali czterech bardzo młodych mieszkańców Sandomierza. Trzech miało skończone 18 lat, czwarty ledwo 20. Dwóm z nich 18- i 20-latkowi prokurator postawiła najcięższe zarzuty - zabójstwa i zastosowano paragraf, w którym mowa jest o motywacji zasługującej na szczególne potępienie.

Drugi 18-latek, zdaniem prokuratury miał za kwotę 4 tysięcy złotych zlecić zabójstwo 21-letniego Grzegorza. Zarzut podżegania do popełnienia zbrodni, który usłyszał 18-latek, zagrożony jest taką samą karą jak sprawstwo, a w przypadku zabójstwa nawet dożywociem. Czwarty z oskarżonych - również 18-latek usłyszał między innymi zarzuty utrudniania śledztwa. Z ustaleń śledczych zapisanych w akcie oskarżenia wynika, że 21-letni Grzegorz upadł do rowu, a dwaj młodzi mężczyźni zaczęli go kopać. – Kopaliśmy go po głowie, plecach, całym ciele. W pewnej chwili wyciągnąłem nóż i przez kurtkę zadałem kilka ciosów – opowiadał policjantom 20-latek.

Po chwili nóż miał od niego zabrać drugi oskarżony: – Widziałem, jak zadał dwa ciosy w okolice brzucha. Później podwinął kurtkę i koszule i uderzył jeszcze kilka razy w gołe ciało. Trysnęła krew, która zabrudziła jego bluzę – wyjaśniał policji 20-latek. Sąd uznał trójkę oskarżonych o najcięższe zbrodnie winnymi stawianych im zarzutów i skazał ich na 25 lat pozbawienia wolności. Według sądu zbrodnia została zaplanowana i w sposób bezwzględny, cechujący się wyjątkową premedytacją przeprowadzona. Chłopcy wciąż odsiadują swe wyroki, sąd apelacyjny nie uwzględnił odwołania obrońców oskarżonych.

Zasada niezawisłości

Nie ma statystyk w sądach, które mówią ile spraw o zabójstwo zakończonych zostało wyrokiem 25 lat więzienia lub dożywotnim pobytem w więzieniu. - Te dwie kary stosuje się przy wyjątkowych zbrodniach, bo „normalną” karą za zabójstwo jest kara 15 lat pozbawienia wolności - mówi Marcin Chałoński, rzecznik Sądu Okręgowego w Kielcach i dodaje: - Sędzia skazując oskarżonego na te „wyjątkowe” w polskim kodeksie karnym kary musi kierować się przede wszystkim zasadą niezawisłości. Ciekawostką jest, że przed laty pokutowało stwierdzenie, że na ziemi świętokrzyskiej częściej dochodzi do zabójstw niż na przykład na ziemiach zachodnich naszego kraju. W ocenie sędziów działo się tak ze względu na szczególne cechy społeczeństwa z Świętokrzyskiego.

Mniej medialnych mordów?

- Dziś, co warto zauważyć, głośne, medialne sprawy zabójstw szczęśliwie omijają nasz teren. Sprawy, które są na ustach całej Polski, odbywają się gdzie indziej: na Śląsku, Pomorzu czy we Wrocławiu lub Poznaniu - w dużych miejskich aglomeracjach - ocenia sędzia Chałoński.

Co istotne, analizy statystyk pokazują, że w ostatnich latach wyraźnie spadła liczba zabójstw. A jeśli już do nich dochodzi, to zwykle są to zbrodnie, za którymi nie kryją się jakieś mocno wysublimowane metody działania zabójców. - Na wokandy naszych sądów trafiają sprawy zbrodni, w których w czasie kłótni - zwykle po spożyciu alkoholu - ktoś kogoś potraktuje nożem lub siekierą, gdzie w grę mogą wchodzić dawne zaszłości lub kłótnie - zauważa Marcin Chałoński.

Kara
względniejsza

Potrójne zabójstwo w podkieleckiej Cedzynie sprzed 20 lat miało miejsce w 1991 roku, wtedy obowiązywały przepisy kodeksu karnego z roku 1969, gdzie za zbrodnie zabójstwa sąd mógł skazać na karę śmierci. Kodeks karny zmieniono dopiero w 1997 roku i obowiązuje do dziś. Jeśli zbrodnia nastąpiła w czasie obowiązywania starego kodeksu karnego, sąd jest zobligowany do zastosowania przepisów względniejszych dla oskarżonego. W przypadku procesu zbrodni w Cedzynie sąd zdecydował, że względniejszy jest kodeks z 1969 roku, ponieważ według przepisów obowiązujących dziś za najwyższą karę uznaje się dożywotni pobyt w więzieniu.

Za co 25 lat więzienia?
Artykuł 148 Kodeksu karnego mówi: „Kto zabija człowieka, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 8, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności”. Co istotne jednak polskie prawo przewiduje karę 25 lat pozbawienia wolności także za inne przestępstwa.

Ta kara obowiązuje w przypadku wszelakich zbrodni wojennych i przeciwko ludzkości. Na 25 lat można zostać skazanym za zbrodnie nienawiści, zamach stanu, eksterminację ludności. I co ciekawe także za puszczanie w obieg i podrabianych pieniędzy.

Mniej zabójstw
Statystyki wskazują, że zmniejszyła się znacznie liczba przestępstw przeciwko życiu. Dane ze świętokrzyskiej policji pokazują, że w 2008 roku doszło do 23 zabójstw, rok później dokonano ich 19. W roku 2010 popełniono 19 morderstw, a rok później 21. Rok 2011 był rekordowym w ciągu ostatnich ośmiu lat, bo doszło aż do 29 zabójstw, rok później zamordowano 14 osób. W 2013 roku zbrodni dokonano na 12 osobach. Z kolei w 2014 roku padł rekord pod względem najmniejszej liczby zbrodni, doszło tylko do 4 zabójstw, rok później już do 11 zabójstw.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie