Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kielczanin pracuje przy wynalazkach zmieniających świat w Ameryce

Iwona ROJEK
W trójkę mieszkają w Pensylwanii, ale Kielce odwiedzają dość często.
W trójkę mieszkają w Pensylwanii, ale Kielce odwiedzają dość często. archiwum
Kielczanin Leszek Hozer świetnie poradził sobie w Ameryce - pracuje przy wynalazkach zmieniających świat. Tęskni jednak za mamą w Bliżynie i... codziennie czyta "Echo Dnia".

Leszek Hozer
Doktor nauk technicznych, inżynier ze specjalnością nauki o materiałach, pracownik naukowy The Dow Chemical Company, zajmuje się materiałami do przygotowywania układów scalonych, mieszka w Pensylwanii, żonaty z Joanną, córka Katarzyna, studentka.

Leszek Hozer, syn wieloletniego redaktora naczelnego "Echa Dnia", dwadzieścia lat temu wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Zdobył tam satysfakcjonującą pracę, odniósł sukces i ma poczucie dobrze przeżywanego życia.
Ale zdradza, że tęsknota za najbliższymi i Polską wcale nie jest mniejsza niż 20 lat temu, a sentyment do rodzinnych Kielc pozostał nienaruszony.

Z Leszkiem rozmawiamy przy okazji jego wizyty w Bliżynie, gdzie obecnie, po wyprowadzce z Kielc, mieszka jego mama Hanna, żona nieżyjącego redaktora Tadeusza Hozera. - Odwiedziłem wiele krajów świata, mieszkałem w różnych miejscach w Stanach Zjednoczonych, Japonii i Chinach, ale najlepiej czuję się u mojej mamy, która robi zresztą najlepszą zupę grzybową na świecie - przyznaje.
Na pytanie, co skłoniło go do wyjazdu z Polski mówi, że złożyło się na to parę powodów i kilka lat konsekwentnych starań. - Pochłaniała mnie praca naukowa, czytałem fachową literaturę właściwie tylko z Zachodu i widziałem wtedy wielką przepaść między naszym krajem a tamtym światem - opowiada. - Po studiach inżynierii materiałowej na Politechnice Warszawskiej pracowałem w Instytucie Technologii Materiałów Elektronicznych w Warszawie. Tam spotkałem profesora Andrzeja Szymańskiego, którego entuzjazm zawodowy, wysokie wymagania, a zarazem wielka życzliwość dla wysiłków "młodego obiecującego pracownika naukowego" motywowały mnie i wyposażyły na całe zawodowe życie. Pod jego kierunkiem napisałem doktorat w dziedzinie ceramiki elektronicznej, który przerodził się w książkę. Dostrzeżono ją, została przetłumaczona i wydana w Stanach Zjednoczonych, dokąd potem wyjechałem, realizując swoje ówczesne marzenie pracy na jednej z najbardziej znanych uczelni świata.

TRZEBA PRZEJAWIAĆ INICJATYWĘ

- Muszę przyznać, że wtedy oprócz myślenia o wyjeździe, podjąłem też konkretne działania - wspomina. - W czasach, kiedy nie było mowy o Internecie, a rozmowa telefoniczna do Stanów kosztowała prawie moją miesięczną pensję zacząłem wysyłać aplikacje do konkretnych firm i instytucji. Na jedną z aplikacji, którą wysłałem do Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Jorku dostałem, prawie po roku, pozytywną odpowiedź. Korespondowałem też z profesorem Harrym Tullerem z Bostonu, bo tam właśnie najbardziej chciałem pojechać. Niewtajemniczonym wyjaśniam, że uczelnia w Bostonie to prawie Olimp nauk technicznych. Mogłem więc tam pracować i ciężko byłoby mi z takiej oferty nie skorzystać. Sprzedałem wówczas moją znakomitą 7-letnią skodę i za te pieniądze kupiłem bilet lotniczy. Kilka miesięcy później, z dwiema walizkami, znalazłem się w Bostonie. Oceniając z perspektywy czasu, ten wyjazd był wynikiem 10-letniej pracy, pomocy dobrych ludzi, wielu szczęśliwych zdarzeń i pewnej konsekwencji z mojej strony.

CENA EMIGRACJI

Dziś po latach, zapytany w Bliżynie czy warto było opuszczać kraj, czy jednak za emigrację zawsze płaci się jakąś cenę odpowiada, że na takie pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. - Są plusy i minusy - uważa. - Trudno przewidzieć jak by wyglądało moje życie, gdybym został w Polsce. W Stanach mogłem pracować nad rzeczami, które wtedy, a czasem jeszcze i teraz, opisywane są jak science fiction. Miałem kontakt z najprężniejszymi ośrodkami naukowymi w mojej dziedzinie. W Bostonie trzeba uważać, przepychając się w kolejce po lunch, aby nie potrącić któregoś noblisty. Mogłem tam na przykład wysłuchać wykładu o wynikach doświadczeń z tak zwanym kwantowym oscylatorem, przypominając sobie pytanie na egzaminie z fizyki 10 lat wcześniej o tym, czy skonstruowanie czegoś takiego jest teoretycznie w ogóle możliwe. Projektowałem i kompletowałem pierwsze pomiary baterii w laboratorium mojego szefa profesora Yet-Ming Chiang, późniejszego założyciela jednej z obecnie najbardziej znaczących firm produkujących akumulatory litowe. W Sarnoff Corporation miałem szczęście pracować nad technologią płaskich ekranów plazmowych, kiedy ich obecność w sklepach była marzeniem niewielu. W Cookson Electronics opracowywaliśmy materiały, które jeszcze teraz czekają na zastosowanie w elektronice. Pracowałem z kolegami z całego świata i nawet prowadziłem laboratorium w Japonii, co wiązało się z uciążliwymi częstymi podróżami. Teraz zajmujemy się tym jak w przyszłości będą robione układy scalone. Zawodowo było sporo plusów. Finansowo i turystycznie także - podsumowuje Leszek Hozer.

Ale rodzinnie czasem bywało ciężko. - Mogę być tylko wdzięczny moim rodzicom za niepowiększanie mego poczucia winy - podkreśla, a losowi, że zawsze w ważnych momentach mogłem jednak być w kraju. - Generalnie jednak widywałem się z bliskimi raz w roku. Emigranckie rozterki dawały często w kość - szczerze wyznaje.

Przez całe 20 lat Leszek Hozer razem z żoną Joanną, która też z zawodu jest inżynierem, mają stały kontakt z Polską, z najbliższymi i z tym, co w kraju się dzieje. - Do Polski, do naszych mam dzwonimy prawie codziennie - przyznaje Joanna. - Na bieżąco śledzimy wieści z kraju, do "Echa Dnia", teraz jak jest wydanie internetowe zaglądamy codziennie - dodaje Leszek. - Wiemy, co nowego zdarzyło się w Kielcach. Tutaj w Stanach Zjednoczonych widzę jak bardzo potrzebne są gazety lokalne, które nawet lepiej funkcjonują od gazet ogólnokrajowych. Czytelników chyba bardziej interesuje to, co dzieje się na ich własnym podwórku, niż w świecie.

RÓŻNORODNOŚĆ I TOLERANCJA

Opowiadają, że w Ameryce wiele im się podoba. - Zwłaszcza różnorodność, zbiorowisko przeróżnych kultur, klimatów, geografii, fascynująca przestrzeń i natura. - Oczywiście porównywanie wodospadu Niagara do Łysicy nie ma sensu, oba są najładniejsze na świecie - mówi Leszek. - Tyle że w Stanach wszystkiego jest znacznie więcej. Ameryka to kraj olbrzymich kontrastów od skrajnego bogactwa do skrajnej biedy. Powszechna tu jednak jest wiara, że każdy, kto wie, czego chce i ciężko pracuje może się wybić. Taki kraj niepoprawnych optymistów, nawet i w tym największym od lat 30. kryzysie.

- Pierwsze święta Bożego Narodzenia w Stanach Zjednoczonych spędziłem sam, żona z córką przyjechały dopiero po kilku miesiącach - wspomina Leszek. - Bliscy bardzo mi współczuli, bo w Polsce świętowali, a ja zostałem bez pierogów i karpia. Ale kiedy wyszedłem na ulicę pełną otwartych sklepów, ludzi idących do pracy i normalnego zgiełku, wówczas uświadomiłem sobie, że nie wszyscy obchodzą te święta. I to był początek mojej coraz większej tolerancji, ciekawości i poszanowania dla ludzi żyjących inaczej niż my. Teraz staram się pamiętać o złożeniu życzeń w Chiński Nowy Rok moim przyjaciołom i znajomym z Tajwanu. Nie zapominam o świętach muzułmańskich, żydowskich i hinduskich kolegów z pracy. Współistnienie z wieloma obcokrajowcami uczy tolerancji i akceptacji dla odmienności. A porównywanie, który kraj jest lepszy jest bez sensu. Lepiej cieszyć się różnorodnością i poznawać specjalności różnych kultur.

Zdaniem Leszka, dobrze jest uciekać od stereotypów. Na przykład nie ma kogoś takiego jak typowy Amerykanin. W Ameryce można spotkać dosłownie każdego, od religijnego rolnika z małej wsi położonej 200 kilometrów od najbliższego miasta, po wysublimowanego artystę w Nowym Jorku. Są tacy, którzy wiedzą o świecie mnóstwo i tacy, którzy nie byli nigdzie poza swoją ulicą.

POLACY KOJARZĄ SIĘ PIEROGAMI

Kiedy pytam jak obecnie postrzegani są w Ameryce Polacy, czy nadal kojarzą się z pierogami i kapustą, Leszek śmieje się, że i owszem, a dodatkowo z gołąbkami i kiełbasą. - To jest taki temat na szybką rozmowę w przysłowiowej windzie - uważa. - Kolumbijczyka zagadniemy o kawę, Hindusa o Taj Mahal, a Japończyka pewnie o kwitnące wiśnie i elektronikę. Każdy z tych ludzi może mieć dobre cechy i złe. - Nieważne jest skąd człowiek pochodzi, istotne jest to, co sobą reprezentuje - podkreśla. - Spotykam Polaków na dobrych stanowiskach, naukowców, manadżerów. Trafiam na tych pracujących na budowie. Tak samo jak Rosjan czy Turków. Polonia nie jest już jednak standardowym tematem żartów.

W duchu obycia z różnorodnością wychowywała się córka Joanny i Leszka Hozerów, Kasia. Pytam czy czuje się Polką, Amerykanką, czy obywatelką świata. - Zapewne wszystkim po trochu, bo takich ludzi jak ona wszędzie przybywa - mówi Joanna Hozer. - Może nadszedł czas, aby wymyślić nowe definicje na ich określanie. Kasia poznała sporo krajów, studiowała jeden semestr w Australii, realizując jedno z największych swoich marzeń. Bardzo dobrze mówi po polsku, całkiem nieźle czyta i pisze. Słyszała sporo o polskiej historii, o co dbał dziadek Tadeusz. Jest przywiązana do polskich tradycji, dzieli się nimi ze swoimi wielonarodowościowymi przyjaciółmi, dla których potrafi zrobić pierogi czy kopytka.

Zdradzają, że obecnie dużo czasu pochłania im praca. - Razem z dojazdami nasz dzień pracy trwa 12 godzin - mówi Leszek. - Jak dotąd zbyt wiele okazji do relaksu nie mieliśmy. Na co dzień praca, a w wakacje najczęściej wyjeżdżamy do Polski, do rodziców, spotykamy się z bratem Andrzejem. - Bo nie ma to jak z bliskimi na starych śmieciach - śmieją się. - Jaki by człowiek duży urósł, to zawsze u mamy w Bliżynie najlepiej - podkreśla Leszek. - Kielce też się niesamowicie rozwinęły i jest tu co robić. W Ameryce bardzo lubimy zwiedzać bliższe i dalsze okolice, jedziemy przed siebie w nieznane i zatrzymujemy się tam, gdzie nas coś zainteresuje. Urządzamy sobie takie przejażdżki w czasie weekendu. Tu gdzie teraz mieszkamy mamy blisko i ocean, i góry, jeziora i stare historyczne miasteczka, wielkie miasta i mnóstwo parków. Ważne jest, żeby robić coś całą rodziną, bo wtedy ma to inną wartość.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie