Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kieleccy przedsiębiorcy bohaterami WOŚP!

Iza BEDNARZ [email protected]
Bertus Servaas ma serce do pomagania. Mówi ,że wyniósł to z domu i ze swojego kraju – Holandii. W tym roku złożył dokumenty niezbędne do przyznania mu polskiego obywatelstwa.
Bertus Servaas ma serce do pomagania. Mówi ,że wyniósł to z domu i ze swojego kraju – Holandii. W tym roku złożył dokumenty niezbędne do przyznania mu polskiego obywatelstwa. Łukasz Zarzycki
Historia dwóch wielkich bohaterów XX Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Świętokrzyskiem - kieleccy przedsiębiorcy Bertus Servaas i Robert Kołomański

Echo Investment też ma serduszko

Robert Kołomański, kielczanin, chciałby ożywić centrum miasta i zaktywizować kieleckich przedsiębiorców do wrażliwości społecznej.
Robert Kołomański, kielczanin, chciałby ożywić centrum miasta i zaktywizować kieleckich przedsiębiorców do wrażliwości społecznej. Aleksander Piekarski

Robert Kołomański, kielczanin, chciałby ożywić centrum miasta i zaktywizować kieleckich przedsiębiorców do wrażliwości społecznej.
(fot. Aleksander Piekarski )

Echo Investment też ma serduszko

Podczas tegorocznego Finału Orkiestry złote serduszko licytowała tradycyjnie również ekipa Echa Investment. Kielecka firma Echo Investment bierze udział w aukcjach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy nieprzerwanie od 1998 roku. - Pierwsze serduszka licytowaliśmy jeszcze podczas otwartych koncertów w Kielcach, potem zaczęliśmy brać udział w aukcjach internetowych i tę tradycję kontynuujemy - powiedział nam Wojciech Gepner, rzecznik prasowy Echo Investment. Dotychczas spółka wylicytowała 11 serduszek i 6 medali Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. - W czasie tegorocznej edycji Orkiestry wylicytowaliśmy serduszko o wartości 9 000 złotych. Walczyliśmy o serduszko z pierwszej trzydziestki, ale ostatecznie poznamy jego numer, kiedy przyjdzie potwierdzenie od organizatorów aukcji - precyzuje Gepner.

Na taką licytację czekaliśmy od 2003 roku. Wtedy w Kieleckim Centrum Kultury padł rekord Polski w cenie serduszka Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy osiągniętej na otwartej licytacji w sztabie. Podobnie było w tym roku
W 2003 roku o dwa najostatniejsze serduszka XI Finału - potem Orkiestra emitowała medale - walczyli Marian Glita, szef jędrzejowskiego "Elmaru" i Stanisław Rosiak, prezes "Stolbudu" we Włoszczowie. Pierwsze kupił Marian Glita za 68 tysięcy złotych, drugie Stanisław Rosiak o tysiąc złotych taniej. Dziewięć lat po tamtych emocjach przeżywaliśmy w Kieleckim Centrum Kultury swoiste deja vu.

TRZECH DO SERDUSZKA

Wszystko rozpętało się za sprawą przedsiębiorców ze Stowarzyszenia Kielce Nasz Dom: Jarosława Balińskiego i Krzysztofa Rubinkiewicza, którzy przekazali naszemu sztabowi Echa Dnia na Orkiestrową aukcję Finałowe serduszko z 1994 i 1997 roku, kupione w tamtych latach na aukcjach internetowych. W kuluarach mówiło się, że kupcy będą chcieli odkupić te serduszka.
Pierwsza licytacja poszła jak burza. Od kwoty 999 złotych - tradycyjna cena wywoławcza Orkiestrowego serduszka - wartość złotego drobiazgu szybko, co tysiąc złotych, pięła się w górę. W końcu na placu było trzech głównych graczy: Bertus Servaas - właściciel grupy firm Vive, Jan Cedzyński - poseł z Ruchu Poparcia Palikota i Robert Kołomański - właściciel sklepów z odzieżą "Fantazjusz" w Kielcach. - Nie było żadnego spisku - śmieje się Robert Kołomański. - Powiedziałem kolegom, że skoro oni ofiarowali serduszka na aukcję, ja o nie powalczę. Nie wiedziałem, że będę miał takich mocnych przeciwników. Kiedy powyżej 15 tysięcy do licytacji włączył się Bertus, odpuściłem, wiedziałem, że go nie przelicytuję - przyznaje Kołomański.
- Ja też chciałem mieć takie serduszko. Pamiętam tamte licytacje Rosiak - Glita, było fajnie, ale trzeba było mieć dużo pieniędzy. Ja też mam limity - śmieje się Bertus Servaas. - Teraz zdecydowaliśmy z żoną, że będziemy próbować, założyliśmy sobie maksymalną kwotę. Licytacja poszła dobrze, serduszko było tańsze niż parę lat temu.

SERDUSZKO DLA FILIPA

Zaraz po pierwszym serduszku pod młotek poszło drugie (z 1994 roku od Jarosława Balińskiego). - Tu już były nerwy - opowiada Robert Kołomański. - Dodatkowo mobilizował mnie syn, strasznie chciał mieć to serduszko.
Wielka gra toczyła się między Janem Cedzyńskim i Robertem Kołomańskim. - Pilnowałem swojego rywala, a syn przeżywał: wstawał, siadał, łapał się za głowę. W końcu jak wylicytowaliśmy to serduszko, poszedł ze mną zapłacić, żeby mieć pewność, że naprawdę je kupiliśmy. Był przeszczęśliwy jak je zobaczył.
Serduszko z 1994 roku wisi teraz w pokoju Filipa. Lada dzień obok zawiśnie drugie serduszko z 1997 roku, które Robert Kołomański wylicytował niedzielnego wieczoru na Allegro. - Chyba zrobimy w domu ścianę serc - żartuje.
Bertus Servaas swoje pierwsze serduszko usadowi w firmie: - Gdzieś blisko mnie, może w moim pokoju, albo w sali konferencyjnej, nie na pokaz. Bardziej dla siebie - planuje.

TRZEBA POMÓC

Robert Kołomański nie ma wątpliwości, że warto grać w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. - To czysta, przejrzysta instytucja, która rozlicza się z każdej złotówki. Przez tyle lat Polacy w kraju i za granicą dają dowody zaufania do Wielkiej Orkiestry i pokazują, że potrafimy razem działać nie tylko w obliczu klęsk i katastrof, ale także wtedy, kiedy dzieje się coś dobrego, fajnego, z pożytkiem dla innych. I że potrafimy się razem dobrze bawić, jeśli mamy przekonującego lidera. Mnie ta impreza przekonuje i będę grał dalej. Pomyślimy też z przyjaciółmi ze Stowarzyszenia Kielce Nasz Dom o innych akcjach charytatywnych - deklaruje. Urodził się w roku, w którym "Beatlesi" stworzyli swoje największe przeboje. Hasło: miłość, przyjaźń, rock'n'roll jest dla niego nadal aktualne.

Bertus Servaas, który pod koniec ubiegłego roku został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za działalność charytatywną, tłumaczy, że czuje się w obowiązku pomagać, zwłaszcza dzieciom. - Dla mnie dzieci są bardzo ważne, tak samo jak piłka ręczna. W końcu to, co robimy w klubie Vive, robimy też dla dzieci, bo jak będą miały jakąś pasję, będą się rozwijać jako zawodnicy, czy nawet będą chodzić na mecze jako kibice, nie będą miały czasu na narkotyki, alkohol, czy inne głupoty - wykłada swoją filozofię.
Przyznaje, że przeszkadza mu to, że nie wszyscy przedsiębiorcy są skłonni do pomocy. - Ja sobie myślę: masz jakiś dochód, zatroszcz się też o swoją społeczność lokalną. Ja wolę wydać pieniądze, niż zostawić je na koncie, bo jak umrę, tylko inni będą się o nie kłócić. Tak postanowiliśmy z żoną, mamy z tego satysfakcję i jesteśmy szczęśliwi.

WRAŻLIWOŚĆ PROCENTUJE

W Holandii, skąd Servaas pochodzi, wolontariat jest bardzo popularny. Według badań Euroberometu z 2010 roku tylko 22 procent Polaków aktywnie uczestniczy w działaniach dobroczynnych, woluntarystycznych. W Holandii odsetek zaangażowania obywateli w prace społeczną przekracza 50 procent. - U nas jest większe budowanie odpowiedzialności za społeczność lokalną - tłumaczy Bertus Servaas. - Generalnie od dziecka Holender jest uczony, żeby dbać o swoje środowisko, swoją okolicę, najbliższe otoczenie. Ale myślę, że dużo Polaków też tak robi, tylko pewnie tutaj są większe potrzeby. Trzeba zachęcać ludzi, żeby się bardziej angażowali. To jest duża radość, jak się coś daje i widać, że dziecku to pomaga, ono rośnie, dochodzi do zdrowia. Przecież nie wszystkich rodziców stać na leczenie dzieci, dlatego chciałbym zachęcić, żeby ci, którzy mają lepiej, dzielili się z innymi.

Bertus mówi, że wrażliwości społecznej nauczyli go rodzice. - Pochodzę z biednej rodziny, było nas pięcioro w domu: ja, trzy siostry i brat, mama zajmowała się domem, tato był kierowcą tira, ciągle nie było go w domu, potem jak już nie mógł jeździć, pracował w magazynie. Musieliśmy ciężko pracować na jedzenie i na ubranie, liczyć się z każdym groszem. Mama i tato mieli dużą wrażliwość na drugiego człowieka, uważali, że trzeba pomagać. Mama próbowała nawet parę groszy zaoszczędzić, żeby komuś pomóc. Miałem fajnych rodziców. Dali nam dużo miłości, tego się nie nauczysz, trzeba to czuć w środku, i być dobrym dla innych. Miłość jest najważniejsza - mówi z autentycznym wzruszeniem. Brakuje mu rodziców, którzy wcześnie odeszli. Do tej pory, mimo, że od 20 lat mieszka w Polsce, trzyma się blisko ze swoimi siostrami i bratem.

Bertus nie lubi nowobogackich. - Takich egoistów, co tylko mają i z nikim się nie dzielą. Egoizm nic nie daje - precyzuje.
Widział już różne strony życia. W 2002 roku spaliła mu się prawie cała firma. - Wtedy ludzie bardzo dużo mi pomogli. I ja też pomagam. Coś dajesz, coś dostajesz. Nigdy nie wiesz, jak będzie. Ja zawsze mówię do dzieci: nie można patrzeć tylko na to, że teraz mamy, trzeba patrzeć dalej. Próbujemy z żoną uczyć je wrażliwości społecznej i szacunku do pracy, tego, że nie wszystko jest za darmo, że na wszystko trzeba zapracować. My z żoną też ciężko pracujemy, mało śpimy, ale życie jest za krótkie, żeby długo spać. Ja wolę być szczęśliwy i niewyspany. Wewnątrz mam duży spokój.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie