Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kielecki rzeźbiarz był w sześciu domach dziecka, docenia życie

Iwona Rojek
Władysław Trzpiot z wielkim sentymentem odwiedził Dom Dziecka w Małachowie, w którym spędził 6 lat swojego życia.
Władysław Trzpiot z wielkim sentymentem odwiedził Dom Dziecka w Małachowie, w którym spędził 6 lat swojego życia. Iwona Rojek
Kielecki rzeźbiarz Władysław Trzpiot wcześnie stracił mamę i ojca, wychowywał się w kilku domach dziecka, do których teraz z nostalgią powraca.

Kielecki rzeźbiarz, Władysław Trzpiot, który słynie z rzeźby sakralnej i historycznej, jest jednym z nielicznych mieszkańców regionu, który aż do pełnoletności tułał się po kilku domach dziecka. Nie ma jednak o to do nikogo żalu. Wyszedł na ludzi, wychował dobrze dzieci, od wielu lat rzeźbi i wystawia swoje prace w różnych miejscach. - Mój tata zmarł przed moim urodzeniem na gruźlicę, były to ciężkie wojenne czasy, mama odeszła, gdy miałem 6 lat z powodu zawału serca - opowiada. - Było to ogromne przeżycie, tym bardziej że spaliśmy wtedy na skutek ciężkich warunków w jednym łóżku. Gdy się obudziłem, już nie żyła. Bardzo płakałem, nie wiedziałem co się stało. Wtedy trafiłem do pierwszego domu dziecka w Kielcach przy ulicy Wesołej. Potem przeniesiono mnie do Radomia, Polic i kilku innych miejscowości, a na koniec trafiłem na sześć lat do placówki opiekuńczej do Małachowa koło Ostrowca Świętokrzyskiego. Tam pobyt wspominam najlepiej.

Władysława Trzpiota spotykamy właśnie w Domu Dziecka w Małachowie, który po kilkudziesięciu latach z sentymentem odwiedził. - Ja tutaj się wychowywałem i wyszedłem na prostą - zwraca się do kilkunastoletnich podopiecznych placówki. Wzbudza wielkie zainteresowanie wychowanków, którzy towarzyszą mu w obchodzie pomieszczeń. - W tym samym miejscu była świetlica, stołówka, tylko dobudowano jeszcze pokoje na górze - zauważa. - Serce bije mi bardzo mocno, gdy chodzę po znanych mi pomieszczeniach. Lata w tym domu wspominam chyba najlepiej z tego względu, że to był mój ostatni dom przed osiągnięciem pełnoletności. Jest usytuowany w lesie, pamiętam, że po całych dniach graliśmy tu obok na boisku w piłkę nożną, bawiliśmy się w podchody, zawiązywaliśmy przyjaźnie. Tutaj przeżyłem też swoją pierwszą wielką miłość. Miała na imię Basia, do dziś wysyłamy sobie świąteczne kartki.

Kielecki rzeźbiarz, który zrobił wystrój kościoła w Radomicach, teraz rzeźbi szopki bożonarodzeniowe, przyznaje szczerze, że lata spędzone w placówkach wychowawczych sprawiły, że bardzo docenił życie i starał się przekazać jak najwięcej miłości swoim dwóm synom, bo sam jej nie zaznał od rodziców. - Brak najbliższych, normalnego dzieciństwa sprawił, że w środku ciągle mam pewien smutek, nieukojony ból, który pozostanie pewnie już końca życia, ale z drugiej strony mam satysfakcję z tego, że sam stworzyłem dobrą rodzinę. Cieszyłem się życiem rodzinnym, codzienną pracą w kieleckim Chemarze, a potem rzeźbieniem. Moja żona zmarła pięć lat temu z powodu krwiaka, ale mam dwóch wspaniałych synów i troje wnuków. Po odejściu małżonki staram się raz w roku właśnie przed grudniowymi świętami odwiedzić jeden dom dziecka, w którym się wychowywałem. Tu, w Małachowie odszukałem nawet mojego wychowawcę, mieszkającego nieopodal. Dobrze mnie pamiętał, powspominaliśmy dawne czasy.

Na pytanie, w której placówce było najciężej, kielczanin odpowiada, że w domu dziecka w Radomiu. - Ale to z tego względu, że wtedy pościągali do niego wychowanków sprawiających największe problemy z Warszawy i Łodzi, i trudno mi było się w tym otoczeniu odnaleźć. - Czułem się samotny, a i często głodny - pamięta. - Na szczęście udało mi się te wszystkie lata przetrwać i nie stracić radości życia. Zawsze je doceniałem i potrafiłem się cieszyć z drobiazgów, z tego, że jest słońce albo śnieg, że mam rodzinę, że moje rzeźby podobają się ludziom i chcą je oglądać - mówi Władysław Trzpiot.

- Dużym przeżyciem była indywidualna wystawa moich rzeźb i płaskorzeźb w stolicy Austrii, Wiedniu - zdradza. - Ale cieszyłem się też wtedy, gdy pokazywałem moje prace pensjonariuszom domów pomocy społecznej. Chętnie odpowiadałem na każde pytanie, bo wiem, że ludziom w takich miejscach dokucza samotność.

Władysław Trzpiot dodaje, że rzeźbieniu zawsze oddaje całe swoje serce, choć nieraz i krew lala się z jego rąk, gdy dłuto nie chciało się mu podporządkowywać. Nad jednym szczegółem potrafi siedzieć godzinami. - Dziś jest tak samo, tym bardziej że synowie poszli już na swoje, a ja zostałem sam - mówi. - Najwięcej przyjemności sprawia mi praca twórcza i kontakty z innymi rzeźbiarzami, twórcami poezji czy malarstwa.

- Z osobą Władka wiąże się zabawna historia - wspomina kielczanka Anna Lachnik, która wydała kilka tomików poezji. - Wiele razy na plakatach zapo-wiadających jego wystawę pisano „Czpiot”, a nie Trzpiot, a i tak wszyscy wiedzieli o kogo chodzi. - Mieszkańcy regionu i nie tylko cenią jego twórczość, bo jest ludzki i sympatyczny.

Na pytanie, o czym twórca najbardziej marzy - Władysław Trzpiot odpowiada, że o dwóch rzeczach - o dobrym zdrowiu, bo ono jest dla niego najważniejsze, kilka lat temu wszczepiono mu by passy, i własnej pracowni, najlepiej gdzieś blisko lasu.

Władysław Trzpiot
Urodził się w 1942 roku. Zaczął rzeźbić w latach osiemdziesiątych. Swoje prace wystawiał w Kielcach, Krakowie, Warszawie, Wiedniu. Jego płaskorzeźby zdobią wiele urzędów i placówek kulturalnych. Został uhonorowany statuetką Nike Świętokrzyska. Członek Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie