Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolega prezydenta, były żołnierz konspiracji opowiedział nam o brutalności wojny

Marek MACIĄGOWSKI [email protected]
Marian Wojdan i prezydent Ryszard Kaczorowski podczas spotkania w Kielcach.
Marian Wojdan i prezydent Ryszard Kaczorowski podczas spotkania w Kielcach. Marek Maciągowski
Całe dorosłe życie Marian Wojdan, syn cenionego kieleckiego tapicera z ulicy Leonarda spędził na emigracji. W powojennej Polsce nie widział dla siebie miejsca.

Wspólnie opowiadamy wojenną historię

Wspólnie opowiadamy wojenną historię

W tym roku przypada 70 rocznica wybuchu II wojny światowej. Wśród nas żyje wielu świadków tamtych trudnych wojennych dni. Jeżeli chcesz podzielić się z czytelnikami " Echa Dnia" i radiosłuchaczami Radia Kielce swoimi wspomnieniami z trudnych lat II wojny światowej, opowiedzieć o trudnych latach okupacji - zadzwoń pod numer 041-36-36-115, 041-34-95-351 lub 0801-164-279. Twojej historii wysłuchają reporterzy, a najciekawsze materiały opublikujemy na łamach "Echa Dnia" i antenie Radia Kielce. Jeżeli znasz ciekawe relacje z czasów II wojny światowej, byłeś świadkiem dramatycznych wydarzeń, a może ktoś z twoich bliskich lub znajomych wie o czymś, co warto upamiętnić - napisz o tym. Czekamy na osobiste wspomnienia świadków historii. Nie chodzi nam o opis wielkich wydarzeń, ale o osobiste zapamiętane wspomnienia okupacyjnych dni. Wspomnienia i zdjęcia, opatrzone adresem i telefonem prosimy przesyłać na adres redakcji: "Echo Dnia", 25-520 Kielce 12 , skrytka pocztowa 131, ulica Targowa 18; z dopiskiem "II wojna światowa". Można też przysłać wspomnienia, zdjęcia i nagrania pocztą elektroniczną na adres [email protected] lub [email protected]

Kielczanin Marian Wojdan przyleciał specjalnie ze Stanów Zjednoczonych by być obecnym na ceremonii wręczenia Honorowego Obywatelstwa Kielc jego koledze z II Korpusu Armii Polskiej generała Władysława Andersa - prezydentowi Ryszardowi Kaczorowskiemu.

Wojnę spędził w Sitkówce koło Kielc. Był żołnierzem konspiracji. Opowiedział nam swoją historię.

PRYMUS

W 1937 roku, on - prymus w kieleckiej podstawówce imienia Staszica, bez egzaminu dostał się do gimnazjum Śniadeckiego. Pamięta kolegę z Mąchocic. Raz w tygodniu matka przychodziła na targ i przynosiła mu w chuście chleb i masło. Ten kolega zginął w czasie wojny, był w konspiracji. W "Śniadku" prymus okazał się byś słabym uczniem.

- Tam chodzili synowie wojskowych, urzędników. Nauczyciele byli Piłsudczykami. A mój ojciec był rzemieślnikiem, narodowcem. Więc nieraz słyszałem od nauczycieli: "ty wracaj do rzemiosła" - mówi Marian Wojdan, bez żalu, choć lekka gorycz pozostała w nim do dziś.
Ojciec przeniósł go po roku do "Żeromskiego". I tu okazało się, że słaby uczeń znów zabłysnął. Nieraz prowadził wykłady przy tablicy. - Po latach w Montrealu spotkałem księdza Kuca, syna dyrektora Henryka Kuca. To było bardzo sympatyczne spotkanie - mówi Marian Wojdan.

SAMI W SITKÓWCE

Pamięta, że we wrześniu 1939 roku chciał jechać na Wschód. Brat Zdzisław, służący w żandarmerii wojskowej poszedł na front, a ojciec chciał by drugi syn został w domu. Zabrał koło od roweru.
- Gdy przyszedł po mnie Zenek Tomczyk, z którym mieliśmy razem jechać, zobaczyłem, że nie mam koła. Zostałem i rozpłakałem się - mówi Marian Wojdan.

Brat Zdzisław po kapitulacji Warszawy wrócił do domu z początkiem listopada. Od razu jako wojskowy włączył się w działalność konspiracyjną. Już w Boże Narodzenie został aresztowany, bo z kolegami wynosili z magistratu radia skonfiskowane przez Niemców. Cudem został zwolniony. Później był żołnierzem oddziału Armii Krajowej "Wybranieccy" Mariana Sołtysiaka "Barabasza".

Marian z bratem zamieszkali w domu, który ojciec wybudował na Sitkówce. To było wtedy kieleckie letnisko. Dom był duży. Przyjechała do nich z Warszawy siostra Halina, która pracowała w gabinecie ministra Kasprzyckiego, zamieszkali jacyś wojskowi, nauczyciele. Sami młodzi. - Czekaliśmy na Francję, ale odsiecz nie przyszła. Trzeba było z czegoś żyć.

Marian poszedł do pracy w kamieniołomie. Było ciężko, czasem trzeba było przerzucić dziennie 30 ton kamienia. Ale miała wielką zaletę. Dawała dobre papiery, chroniące przed wywózką i aresztowaniem.

Serdecznie dziękujemy

Serdecznie dziękujemy

Wspaniale państwo odpowiedzieli na nasz apel i dzielą się z nami osobistymi wspomnieniami z lat wojny i okupacji. Serdecznie dziękujemy i prosimy o jeszcze. Codziennie otrzymujemy niezwykle ciekawe opisy własnych losów. To są niezwykle dramatyczne i interesujące historie. Jest w nich zawarta cała bolesna nieraz prawda o wojnie, opisana z pozycji zwykłych mieszkańców naszego regionu. Ostatnio swoje relacje przekazał nam pan Tadeusz Wałek z Kielc, opisujący wojenną rzeczywistość Szydłowa i swój pobyt w karnym obozie pracy. Pani Alicja Relidzyńska z Kielc, która wojnę zastała na Ukrainie. Otrzymaliśmy też relację pana Andrzeja Gołębiowskiego z Białegostoku, urodzonego we Wzdole - Wiączce, w czasie wojny żołnierza 4 Pułku Piechoty Legionów Armii Krajowej, a także pana Zbigniewa Miernika ze Skarżyska, pani Izabeli Oracz z Kielc, pani Iwony Michalec ze Staszowa, pana Stanisława Modły z Kielc, pana Janusza Buczkowskiego z Kielc. Otrzymaliśmy też między innymi wspomnienia od Józefa Górczaka - obrońcy Helu, jeńca stalagu w Woldenbergu, które spisała jego wnuczka Eliza Aksanowska, wspomnienia z wojny obronnej 1939 roku Jana Pronobisa - ułana 14 pułku Ułanów Jazłowieckich spisane przez jego syna Kazimierza Pronobisa z Bodzechowa, spisane przez Stanisława Kędziora wspomnienia epizodów wojennych ze Zbrzy i Dębskiej Woli. Otrzymaliśmy także wiele telefonów od Państwa, którzy opowiedzieli nam swoje wojenne przeżycia, a wiele osób zostawiło swoje numery telefonów i zaprosiło do wysłuchania ich wspomnień. Będziemy kontaktować się i umawiać na rozmowy, a wspomnienia systematycznie będziemy publikować na łamach "Echa Dnia". Miło nam poinformować, że w akcję włącza się Radio Kielce. Państwa wspomnienia trafią także na antenę radiową.

W KONSPIRACJI

W 1941 roku Marian Wojdan złożył przysięgę. Do działalności podziemnej wciągnął go chorąży Kąkol. W 1942 roku skończył tajny kurs podchorążówki. Strzelanie ćwiczyli pod Buskiem. Miał pseudonim "Weygand", jak ten francuski generał. Dlaczego tak oryginalnie? - Wojdan, Wejgan - brzmi podobnie - śmieje się Marian Wojdan. Tak zostało.
Jako plutonowy podchorąży dowodził pogotowiem Akcji Specjalnej. Miał 10 żołnierzy. W rejonie Polichna, Gałęzic, Piekoszowa tropili konfidentów, odbierali broń bandytom, konwojowali uciekinierów z armii niemieckiej do oddziałów pod Skarżysko, odbierali zrzuty pod Buskiem. Nieraz czekali na hasło przez radio, melodię: "Bartoszu Bartoszu, nie traćwa nadziei", nieraz zrzuty odwoływano. Raz dwa spadochrony z kontenerami spadły na Chęciny. Byli w oddziale "Grota". W 1944 roku w czasie akcji "Burza" w 4 Pułku Piechoty Legionów Armii Krajowej.

Marian Wojdan cały czas pracował w kamieniołomie. Jeździł codziennie do Kielc z kluczem od magazynu z materiałami wybuchowymi, który trzeba było składać w depozycie. Dokumenty z kamieniołomu nieraz uratowały go przed aresztowaniem. - Czuwała nade mną opatrzność. Nie raz i nie dwa razy.

GROZA WOJNY

- Ojciec miał też tartak, kupił dębinę, robił klepki okrętowe, wysyłał je do Anglii. Sobel miał zakład mebli giętych, nie konkurowali z ojcem, współpracowali, przyjaźnili się nawet. Na święto kuczek pani Sobelowa przysyłała nam mace, mama im na Boże Narodzenie - makowiec - mówi Marian Wojdan. Potem mój ojciec, katolik, zwolennik Endecji chodził do getta póki było wolno, miał, nawet uszyte rękawy w nogawkach i nosił w nich cukier, kaszę.

- Pamiętam, przyjeżdżam raz do naszego domu przy Karczówkowskiej, róg Zielonej, a ojciec siedzi przy biurku i ma łzy w oczach. I mówi: - Wiesz, wysiedlili getto, byłem na ulicy, prowadzili Żydów na stację. Zobaczyłem Sobela, pomachał mi ręką na pożegnanie. Straciłem przyjaciela.
- Myśmy wtedy jeszcze nie wiedzieli o żydowskiej tragedii, o tym, że idą na stracenie. Znaliśmy grozę w getcie, ale brutalność odczuwaliśmy też sami - mówi Marian Wojdan.

ZABRAKŁO MIEJSCA

Po kapitulacji powstania z Warszawy przyszedł rozkaz do rozformowania. Naoliwili i pochowali broń. Wrócił na Sitkówkę. Był tam już brat Zdzisław z kolegami. Pewnego dnia przyszli Niemcy brać ludzi na roboty do kopania okopów. Prawie wszyscy się pochowali na strychu. Niemcy nie szukali, wzięli Mariana do Kielc, do fabryki świec Wawrzyniaka. Ojciec przyszedł tam zaraz z litrem wódki, dał własowcom, wypuścili syna.
Gdy weszli Rosjanie Marian zaczął pracę w piekarni Maciejczaka. W lipcu 1945 roku dostał wiadomość, że chce się z nim zobaczyć Kąkol. Siadł w kieleckim parku na ławce, zaraz przyszli agenci Urzędu Bezpieczeństwa. Aresztowali go. Ale miał już wtedy legitymację członka Polskiej Partii Socjalistycznej. Fałszywą, ale ta partia była sojusznikiem władzy. Po dwóch tygodniach wypuścili go z aresztu na dzisiejszej ulicy Paderewskiego. Ale zrozumiał, że w nowej Polsce nie ma już dla niego miejsca.

NA ZACHÓD

Szybko wyjechał z Kielc, najpierw do Jeleniej Góry, potem do Pilzna. Armia kanadyjska podarowała Polskiemu Czerwonemu Krzyżowi dwa tysiące ciężarówek. Nie opłacało ich się zabierać za ocean. Potrzeba było kierowców. Wtedy z Jeleniej Góry jako kierowcy jechał kto mógł - księża, kobiety w ciąży. Tylko wracał mało kto. Dotarł do Włoch. Tu był już II Korpus Armii Polskiej. - To był kawałek wolnej ojczyzny - mówi Marian Wojdan.

W Sitkówce zamieszkali u nich uchodźcy z Warszawy. Była wśród nich pani Borowska z córką Izą. Jej syn Edward był sekretarzem ambasady polskiej w Rzymie. - Zawiozłem mu wiadomość o tym, że jego matka i siostra żyją i mieszkają w naszym domu w Sitkówce. To była pierwsza o nich wiadomość jaką otrzymał - mówi Marian Wojdan.
Edward Borowski bardzo mu pomógł. Marian Wojdan dostał się z II Korpusem do Anglii. Jak mówi, tam było szczęśliwe życie. To właśnie tam poznał Ryszarda Kaczorowskiego, działali razem w harcerstwie.

Ważne

Ważne

Kolejne wspomnienia wojennego życia w "Echu Dnia" od poniedziałku, 24 sierpnia i przez wszystkie kolejne dni tygodnia.

W 1952 roku pojawiła się możliwość emigracji do Kanady. Wyjechał. Po dwutygodniowym szukaniu pracy, zostało mu 4 dolary z wojskowych oszczędności. Ale w końcu znalazł pracę, został właścicielem dwóch taksówek, potem był przedstawicielem jednej z firm na prowincję Quebec, miał firmę przewozową. Przez 12 lat był tłumaczem przy celnikach w czasie przyjazdów "Batorego" do portu w Montrealu. Żonę poznał odwiedzając Polskę w 1959 roku. Ma syna Tomasza i córkę Annę. Po 1980 roku wysyłał do Polski pomoc charytatywną. Zaangażował się w budowę pomnika Armii Krajowej w Kielcach. Od 1983 roku mieszka w Stanach Zjednoczonych.

ZASZCZYT DLA KIELC

Na ceremonię wręczenia Ryszardowi Kaczorowskiemu tytułu Honorowego Obywatelstwa Kielc przyleciał specjalnie wcześniej, choć rodzinne miasto zamierzał odwiedzić we wrześniu. Stanął skromnie z boku.
- To wielki zaszczyt dla mnie, kielczanina, że mój wielki kolega z czasów II Korpusu, a potem Prezydent Rzeczypospolitej otrzymuje honorowe obywatelstwo mojego rodzinnego miasta. Kielce mogą być dumne z takiego obywatela - mówi Marian Wojdan. To dla mnie bardzo symboliczne, że w tym samym miejscu, gdzie kiedyś, 95 lat temu zaczął się bój o wolną Polskę w tak piękny honorowy sposób dobiega końca droga pokolenia, które przez całe życie o tę wolną Polskę walczyło.

Podczas ceremonii przed pomnikiem Czynu Legionowego koledzy z Londynu serdecznie uścisnęli sobie dłonie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie