Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolejna rozprawa w procesie w sprawie remontu Szpitala Powiatowego w Opatowie

Michał Kolera
Podczas poniedziałkowej rozprawy.
Podczas poniedziałkowej rozprawy. Michał Kolera
W poniedziałek w Sądzie Okręgowym w Kielcach miała miejsce czwarta rozprawa w sprawie nieprawidłowości przy remoncie Szpitala Powiatowego w Opatowie. - Czuję się oszukany przez starostę opatowskiego Bogusława Włodarczyka. Domagam się, by naprawił on szkody, które wyrządził - mówił jeden ze świadków.

Na ławie oskarżonych zasiada były starosta opatowski Bogusław Włodarczyk, który obecnie jest szefem struktur Polskiego Stronnictwa Ludowego w powiecie opatowskim, oraz dwie inne osoby. Proces toczy się przed Sądem Okręgowym w Kielcach. Zarzuty dla oskarżonych dotyczą domniemanych przestępstw przy remoncie szpitala w Opatowie w latach 2013-2014.

W poniedziałek przed sądem zeznawał były przedsiębiorca z Ostrowca Świętokrzyskiego. Jego firma wykonywała w szpitalu w Opatowie roboty związane z remontem bloku operacyjnego.

- Czuję się oszukany przez Bogusława Włodarczyka - zaczął mężczyzna. - Poznałem go podczas odbioru wodociągu w gminie Tarłów, jesienią 2013 roku. Zorganizowałem przyjęcie z okazji zakończenia inwestycji. Bogusław Włodarczyk siedział naprzeciwko mnie. Na spotkaniu byli obecni także inni znani politycy - wspominał.

- Bogusław Włodarczyk namawiał mnie do picia alkoholu. Nie chciałem, ale on nalegał. Zadzwoniłem więc po syna, który miał mnie odwieźć do domu i wtedy zgodziłem się wypić dwa kieliszki. Kiedy przyjechał mój syn, wyszliśmy wszyscy na papierosa. Wtedy ówczesny starosta powiedział, że jest remont w szpitalu w Opatowie i, jeśli chcemy, możemy wykonać niektóre prace - mówił mężczyzna.

- Sporządziliśmy więc wstępny kosztorys przedsięwzięcia i udaliśmy się za kilka dni do gabinetu Bogusława Włodarczyka w starostwie. Przedstawiliśmy nasz kosztorys, a on powiedział, że to za drogo i ma już inną firmę do wykonania tych prac. Odwróciliśmy się do wyjścia. Wtedy on na odchodnym powiedział, że jeśli chcemy, to jest jeszcze blok operacyjny do zrobienia - mówił były przedsiębiorca.

- Później odbyło się spotkanie w szpitalu. Udział brał w nim starosta opatowski Bogusław Włodarczyk, ówczesny szef spółki dzierżawiącej szpital i jeszcze kilka innych osób. Przedstawiliśmy kosztorys, na co starosta zapytał, ile możemy zejść z ceny. Nie dogadaliśmy się, co do warunków. Szef spółki stawiał trudne warunki. Mój syn podarł umowę i wyszliśmy - mówił mężczyzna.

- Jakiś czas później zadzwonił Bogusław Włodarczyk i powiedział, że szef spółki nie będzie się już sprzeciwiał. Następnym razem spotkaliśmy się już na podpisaniu umowy w szpitalu w Opatowie. Tutaj pierwszy raz się zdziwiliśmy, bo umowa na prace była podpisywana przez spółkę dzierżawiącą szpital, a nie przez starostwo. Zapytaliśmy, czemu tak jest. Na to starosta opatowski dał do zrozumienia, że musi tak być, dlatego, że to właśnie spółka dzierżawi szpital - opowiadał mężczyzna.

- Starosta powiedział do nas, żebyśmy nie obawiali się o pieniądze, bo on tu jest gospodarzem i to on odpowiada. Gdyby wydarzyła się sytuacja, że spółka nie zapłaci, to on może zagwarantować spłatę - mówił przed sądem były przedsiębiorca.

- Powiem szczerze, że byłem zaskoczony, bo wcześniej myśleliśmy, że to starostwo będzie stroną umowy. Jednak ją podpisaliśmy - dodał.

Jak relacjonował, kilka dni później jego firma przystąpiła do realizacji inwestycji. - Wyznaczyłem kierowników. Starosta bardzo życzliwie odnosił się do naszej ekipy. Współpracował, dawał wskazówki, na przykład dotyczące koloru płytek. Gdy raz zaszła potrzeba, pożyczył nawet komputer. W ogóle sprawiał wrażenie, jakby to on za wszystko odpowiadał - mówił mężczyzna.

Mężczyzna relacjonował, że w kwietniu 2014 roku inwestycja zmierzała do końca. - Wartość wszystkich robót zaczęła przerastać nasze możliwości. Całość inwestycji do tej pory była finansowana z naszych pieniędzy. W pewnym momencie obawialiśmy się, że nie starczy nam, by dokończyć. Sytuacja była dość nieciekawa, jeden z banków odmówił nam kredytu. Syn chciał przerwać inwestycję, ale ja namówiłem go, byśmy dokończyli. Spotkaliśmy się z Bogusławem Włodarczykiem i przedstawiliśmy mu sytuację. Powiedzieliśmy, że nie mamy pieniędzy, i czy jest jakaś szansa na zapłatę. Powiedzieliśmy, że brakuje nam 400-500 tysięcy. On odparł, że umówi nas na spotkanie w jednym z banków w Kielcach, i że kredyt jest załatwiony - mówił były przedsiębiorca.

- Niestety, w Kielcach okazało się, że żadnego kredytu ten bank nam nie udzieli, bo sprawa spółki dzierżawiącej szpital jest znana i nie obejdzie się bez poręczenia powiatu. Wróciliśmy na drugi dzień do Bogusława Włodarczyka. Spytaliśmy go, po co kazał nam jechać do Kielc, byśmy dostali tam pewny kredyt, skoro nic takiego nie miało miejsca - relacjonował mężczyzna

- Bogusław Włodarczyk powiedział, że on sam pożyczy nam pieniądze z prywatnych środków Zrobił to słowami "To jo wom pożyczę". Tak też się stało. Po jakimś czasie podpisaliśmy umowę na pożyczenie 360 tysięcy złotych, której drugą stroną była żona starosty. Zapytaliśmy, dlaczego tak, a on z kolei zapytał, co nas to obchodzi. Pieniądze w całości przeznaczyliśmy na dokończenie prac - opowiadał.

- Umówiliśmy, się, że spłacimy pożyczkę, jak tylko spółka nam zapłaci. Pieniądze jednak nie nadchodziły. Nadeszło za to wezwanie do zapłaty od prawnika reprezentującego naszego pożyczkodawcę. Poszliśmy z tym do Bogusława Włodarczyka. Ten nakazał prawnikowi, by więcej już żadne ponaglenia nie były wysyłane- wspominał.

- Kiedy zapytaliśmy, kiedy będzie zapłata, szef spółki dzierżawiącej szpital odparł, że on nam nie zapłaci. Najpierw powiat musiałby mu poręczyć kredyt - mówił mężczyzna.

- Finał jest taki, że nic nie otrzymaliśmy do tej pory. Prawie 4 miliony 200 tysięcy złotych zostało wpisane na listę wierzytelności w postępowaniu upadłościowym szefa spółki. Wiem, że starosta organizował spotkania, na których oferował zapłatę części pieniędzy poszczególnym przedsiębiorcom. Ja z synem doszliśmy do wniosku, że nie przystajemy na to. Sumiennie wykonaliśmy pracę i czekamy na całość naszych pieniędzy. Wiem, że inni poszkodowani przy remoncie szpitala przedsiębiorcy, którzy przystali na otrzymanie części zapłaty, dziwili się naszemu postępowaniu. A przecież my po prostu chcieliśmy pieniędzy za naszą pracę. Kiedy odrzuciliśmy propozycje starosty, on przestał się z nami kontaktować - mówił były przedsiębiorca.

- Pewnego razu zapytałem Bogusława Włodarczyka, czy nie pamięta, na co się z nami umawiał. On odparł, że przecież on z nami umowy nie podpisywał. Innym razem mówił, że nie będzie naszym komornikiem. Jednak wcześniej zapewniał nas, że wszystko jest w porządku. Robił to słowami "róbta, róbta, bo wybory idą" - opowiadał mężczyzna.

- Pewnego dnia oznajmiliśmy, że wymontujemy jeden z kosztownych aparatów zamontowanych wcześniej przez nas, jeśli nam nie zapłacą. Na to starosta nasłał na nas policjantów. Oczywiście wyjaśniliśmy, że chcemy tylko wymóc zapłatę należności, a nie narażać dobra pacjentów - powiedział były przedsiębiorca.

- 4 milionów 200 tysięcy złotych nigdy nie otrzymaliśmy. Komornicy nas zlicytowali. Dobrze prosperująca firma podupadła. Życie rodzinne moje i mojego syna się rozleciało. Komornik zostawił mi 1000 złotych. Wszystkie moje działalności są zamknięte - relacjonował były przedsiębiorca.

- Powiem szczerze, że nie chciałbym teraz spotkać Bogusława Włodarczyka na swojej drodze. Nie musiałem brać tego zlecenia, prosperowałbym, robota była. Mógłbym jeszcze dla Polski zrobić setki kilometrów wodociągów, a nie robię nic. Domagam się, by były starosta opatowski naprawił szkody, które mi wyrządził - powiedział.

- W tym samym czasie starosta chwalił się, że ma najnowocześniejszy szpital w południowej Polsce. Nie mówił jednak, na jakiej zasadzie to się odbywało - dodawał.

Pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego zapytał mężczyznę, jaką pozycję w owym czasie miał starosta opatowski w powiecie.

- Bardzo silną. Było wrażenie, że wszyscy się go bali - mówił były przedsiębiorca.

ZARZUTY W SPRAWIE SZPITALA

W sprawie szpitala na ławie oskarżonych zasiadają trzy osoby.

11 kwietnia 2018 roku prokurator przedstawił Bogusławowi Włodarczykowi zarzuty popełnienia 7 przestępstw związanych z pełnioną przez niego funkcją starosty, a w tym 4 dotyczących przekraczania uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej i oszustw co do mienia znacznej wartości na szkodę 4 podmiotów gospodarczych wykonujących remont i rozbudowę szpitala opatowskiego w latach 2013-2014. Wartość wyłudzonych kwot co do poszczególnych zarzutów to odpowiednio w pierwszym przypadku blisko 5 milionów złotych, w drugim ponad 4 miliony złotych, w trzecim 3,6 miliona złotych, w czwartym ponad 1,9 miliona złotych, przy czym w tym przypadku doszło do usiłowania wyłudzenia kwotę 3,3 mln zł 5. zarzut dotyczy oszustwa na szkodę jednej z pokrzywdzonych firm dokonanego w maju 2014 roku, to jest usiłowania na kwotę 40 000 złotych, a w tym dokonania na kwotę 25.000 złotych; pozostałe dwa zarzuty dotyczą września i października 2014 roku i są związane z przekraczaniem uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przy zawieraniu umów na sprzątanie pomieszczeń biurowych Starostwa w sytuacji, gdy podejrzany wiedział, iż zlecone prace wykonywały inne osoby i z poświadczeniem nieprawdy w dokumentach przesyłanych do ZUS w związku z tymi umowami.
Bogusław Włodarczyk nie przyznał się popełnienia zarzucanych mu czynów, złożył wyjaśnienia. Tytułem środka zapobiegawczego prokurator zastosował wobec niego zawieszenie w czynnościach służbowych Starosty Powiatowego w Opatowie.

5 kwietnia 2018 roku prokurator przedstawił Joannie Sz. dwa zarzuty związane z działaniem na szkodę spółki „Top Medicus” w Opatowie jako pełniącej funkcję prezesa zarządu spółki i podejmującej decyzje w jej imieniu. W przypadku pierwszego z tych czynów zarzut dotyczy zawarcia w dniu 31 lipca 2014 roku umowy wykupu wierzytelności na kwotę ponad 680 000 złotych, w przypadku drugiego wykupu wierzytelności w okresie od 19 maja 2015 roku do 26 czerwca 2015 roku w ramach 4 umów, łącznie na kwotę 6 milionów złotych. Wykup wierzytelności nastąpił od podmiotów, które dokonywały remontu i rozbudowy szpitala w Opatowie i były wierzycielami spółek „Twoje Zdrowie – Lekarze Specjaliści” w Katowicach oraz „Medical Stocks – Składy Medyczne” w Katowicach.
Podejrzana nie przyznała się do zarzucanych jej czynów, skorzystała z prawa do odmowy składania wyjaśnień.

16 kwietnia 2018 roku prokurator przedstawił Janowi G. 18 zarzutów oszustw i usiłowań oszustw, a w tym co do mienia znacznej wartości, na szkodę 4 podmiotów gospodarczych w kwocie łącznej blisko 14 mln zł i dodatkowo w kwocie ponad 1,5 mln zł co do oszustw, których usiłował dokonać. Wszystkie te zarzuty są związane z pracami remontowo-budowlanymi prowadzonymi w opatowskim szpitalu przez spółkę „Twoje Zdrowie – Lekarze Specjaliści” w Katowicach i „Medical Stocks – Składy Medyczne” w Katowicach, w których wyżej wymieniony był odpowiednio prezesem zarządu i członkiem zarządu, a w imieniu których zawierał umowy z oszukanymi podmiotami. Pokrzywdzone firmy to te same 4 podmioty gospodarcze, które zostały ujęte w zarzutach Bogusława W.

Jan G. nie przyznał się do zarzucanych mu czynów i skorzystał z prawa do odmowy składania wyjaśnień. Prokurator zastosował wobec niego środki zapobiegawcze w postaci poręczenia majątkowego w kwocie 50.000 zł, dozoru policji i zakazu opuszczania kraju połączonego z zatrzymaniem paszportu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie