MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kolejni świadkowie zeznawali w sądzie w tak zwanej sprawie mieszkaniowej

M.K.
Żadnych prac na posesjach prezydenta i wiceprezydenta nie wykonywali trzej pracownicy firmy ogrodniczej, którzy dostali mieszkania od gminy Starachowice. Mężczyzn nie było ich na liście mieszkaniowej.

Kolejnych dziewięć osób: pokrzywdzonych i świadków zeznawało przed sądem w tak zwanej sprawie mieszkaniowej, w której na ławie oskarżonych zasiadają prezydent i wiceprezydent Starachowic.

Prokurator zarzuca im, że przydzielali mieszkania gminne osobom, których nie było na liście mieszkaniowej.

Przed sądem zeznawali trzej mężczyźni, pracownicy firmy ogrodniczej, która kiedyś zajmowała się nasadzeniami kwiatów na dwóch starachowickich rondach. Zeznania składał też właściciel firmy. Wszyscy zaprzeczyli, że kiedykolwiek wykonywali jakieś prace na posesjach należących do prezydenta i wiceprezydenta miasta oraz na ulicach, przy których mieszkają prezydent i wiceprezydenci.

Mężczyźni zgodnie twierdzili, że dostali lokale z Urzędu Miasta, ale nie wszyscy byli pewni, czy ich rodziny znajdowały się na liście mieszkaniowej a także czy mieszkają w lokalu socjalnym czy komunalnym. Jak powiedzieli, sprawą zajmowały się małżonki. Przyznali za to, że remontowali otrzymane lokale we własnym zakresie, ponieważ mieszkania były przeraźliwie zdewastowane.

Zeznania złożyło też sześć osób, które były na liście mieszkaniowej a mieszkań nie dostali. Niektórym Urząd Miasta proponował nowe lokale, innym nie. Żadnej propozycji nie dostał mężczyzna, który przez kilka lat wraz z żoną i dziećmi mieszkał w szopie przerobionej na mieszkanie. Kiedy zmarł jego ojciec, przeprowadził się do mieszkania po zmarłym.

- Spadałem na liście mieszkaniowej. Najpierw byłem na 4 pozycji, potem na 25. Żadnej propozycji od gminy nie dostałem, chociaż prosiłem u prezydenta o przyspieszenie przydziału mieszkania - powiedział.

Jeden raz propozycję otrzymała kobieta mieszkająca z mężem i trójką dzieci. Urzędnicy zaproponowali jej lokal socjalny.

- Nie przyjęłam go, bo mnie nie stać na remont. Tam były piece kaflowe i kuchnia węglowa. Dziś też nie przyjęłabym mieszkania do generalnego remontu.

Trzy propozycje nowego lokalu dostała kobieta, która po rozwodzie mieszka we wspólnym mieszkaniu z byłym mężem. Przed sądem zeznała, że nie przyjęła mieszkań, bo były w fatalnym stanie i w nienajlepszych dzielnicach. Po trzeciej odmowie została przeniesiona na koniec listy mieszkaniowej. Więcej propozycji nie było, kobieta do dziś mieszka pod jednym dachem z byłym małżonkiem.

Na rozprawę nie stawiło się 5 osób, sąd zamierza przesłuchać ich podczas kolejnego posiedzenia na początku czerwca. Wtedy też zaplanowano dwie konfrontacje. Wezwani ponownie zostaną kierownik Referatu Lokalowego Urzędu Miasta, były wiceprezydent, radca prawny oraz urzędnik, który dostał mieszkanie poza listą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie