Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koszmar z ulicy Koseły w Sandomierzu - usuną kłopotliwego lokatora?

Michał LESZCZYŃSKI [email protected]
Sufit z zaciekami w mieszkaniu piętro niżej po pożarze z 18 grudnia 2010 roku. Po roku znowu woda kapała z sufitu.
Sufit z zaciekami w mieszkaniu piętro niżej po pożarze z 18 grudnia 2010 roku. Po roku znowu woda kapała z sufitu. Michał Leszczyński
Ważą się losy 61-latka, uciążliwego dla innych mieszkańców bloku przy ulicy Koseły w Sandomierzu. Mężczyzna gromadzi w swoim mieszkaniu śmieci, które dwukrotnie już płonęły.

Ośrodek Pomocy Społecznej w Sandomierzu złożył wniosek do Prokuratury Rejonowej w Sandomierzu o ubezwłasnowolnienie 61-letniego mieszkańca miasta, który od kilku lat w swoim mieszkaniu gromadzi śmieci.

Już dwukrotnie płonęły śmieci w mieszkaniu na czwartym piętrze w bloku przy ulicy Koseły w Sandomierzu. Mieszkańcy tej klatki są zrozpaczeni, obawiają się o swoje życie. - Dwa razy był pożar, co ten pan jeszcze nam zafunduje? - pyta anonimowo sąsiadka. - Trzeba go stąd zabrać zanim pozabija ludzi.

Wieczorem 18 grudnia 2010 roku strażacy przyjechali do pożaru w mieszkaniu przy ulicy Koseły. Okazało się, że płoną w nim śmieci. Jak to zawsze przy takich akcjach bywa, na wszelki wypadek zaangażowano aż trzy samochody strażackie, w tym podnośnik drabinę. W tym czasie mężczyzny nie było w domu, ale policjanci szybko go znaleźli. W wydychanym powietrzu miał ponad półtora promila alkoholu.

ŚMIETNIK NA CZWARTYM PIĘTRZE

Rok później, 14 grudnia 2011 roku, pożar w mieszkaniu wybuchł po raz drugi. Znowu strażacy przyjechali trzema samochodami. Podobnie jak rok wcześniej płonęły śmieci. Dym zauważyła kobieta, przychodząca do mieszkania 61-latka dokarmiać jego koty.

- Mamy dość tego pana - mówi kategorycznie kolejna z lokatorek. - W końcu wszyscy się tu spalimy żywcem.

Podczas tegorocznego pożaru mieszkańcy tej klatki byli wściekli. Nie obyło się bez krzyków i wielkiego oburzenia, głównie pod adresem spółdzielni mieszkaniowej, administrującej blokiem. Mieszkańcy podkreślali, że przez rok żadna z instytucji nie poradziła sobie z uciążliwym i niebezpiecznym dla otoczenia mężczyzną.

Krzysztof Nowacki, wiceprezes Sandomierskiej Spółdzielni Mieszkaniowej wczoraj odmówił odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób spółdzielnia upora się z niechcianym lokatorem. Nowacki stwierdził, że nie jest upoważniony do kontaktów z prasą. Odesłał do Marii Aleksandrowicz, szefowej spółdzielni, która wczoraj była na urlopie.

W grudniu 2010 roku Maria Aleksandrowicz poinformowała, że lokator stracił status członka Sandomierskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, ale nadal posiada spółdzielcze prawo własnościowe do lokalu. Wcześniej komornik sądowy przeprowadzał licytację mieszkania, ale nie było chętnych.

"OPIEKA" POMOŻE?

Tymczasem w sprawę bardzo mocno zaangażował się Ośrodek Pomocy Społecznej w Sandomierzu, który widać, że próbuje coś z tym zrobić. Ośrodek Pomocy Społecznej zadziałał po pisemnej interwencji mieszkańców bloku przy ulicy Koseły 14.

- Panu zaproponowaliśmy miejsce w ośrodku dla bezdomnych przy ulicy Trześniowskiej w Sandomierzu - informuje Iwona Olechowska, rzecznik prasowy sandomierskiej "opieki". - Odmówił, twierdząc, że to warunki nie dla niego.

Po pożarze w 2010 roku mężczyzna trafił już do schroniska na Trześniowskiej, ale po kilku nocach nie chciał spać w ciepłym pokoju i czystym łóżku. Wrócił do spalonego mieszkania. Spokojnie i bez przeszkód na nowo gromadził śmieci.

- Zaproponowaliśmy też ciepły posiłek. Skorzystał dwa razy i podziękował - mówi Olechowska. I dodaje, że Ośrodek Pomocy Społecznej zaproponował pomoc w uprzątnięciu z domu sterty śmieci, ale 61-latek również z tego nie skorzystał.

- Pan ten nadużywa alkoholu, dlatego wystąpimy do Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, aby skierowała go na przymusowe leczenie odwykowe - uzupełnia rzeczniczka "opieki".
W końcu, jak zaznaczyła, Ośrodek Pomocy Społecznej wystąpił do sandomierskiej Prokuratury Rejonowej z wnioskiem o ubezwłasnowolnienie.

EPIDEMII NIE BĘDZIE

Sprawa trafiła też do Powiatowej Stacji Sanitarno Epidemiologicznej w Sandomierzu. - Nie ma zagrożenia epidemiologicznego - potwierdza Leszek Zbrojkiewicz, szef sandomierskiego "Sanepidu". - Tę sprawę musi rozwiązać spółdzielnia mieszkaniowa, nie my.

Mieszkańcy klatki z niepokojem patrzą w stronę czwartego piętra. - Obawiamy się bardzo poważnie. Nikt nam nie wmówi, że nie ma zagrożenia. Każdy pożar wiąże się ze strachem, niepewnością i setkami litrów wylanej wody, która potem przesiąka do naszych mieszkań - zauważa sąsiad 61-latka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie