Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof K.A.S.A. Kasowski: Jestem niezależny i mogę mówić co chcę!

Redakcja
ZOOM
Krzysztof K.A.S.A. Kasowski świętuje 20-lecie swojej aktywności na scenie. W czerwcu światło dzienne ujrzała jego debiutancka powieść "Kontrakt"

Krzysztof K.A.S.A. Kasowski

Krzysztof K.A.S.A. Kasowski

Ma 42 lata. Urodzony w Kielcach. Polski muzyk, kompozytor i podróżnik, założyciel Kapeli z Miasta Kielce. Lider pierwszej kieleckiej grupy rapowej o nazwie Zespół Downa, z którą w 1991 roku wystartował w eliminacjach do festiwalu w Jarocinie, jednak został zdyskwalifikowany z powodu wulgarnych tekstów. W 1996 roku rozpoczął solową karierę jako K.A.S.A., podpisując kontrakt z wytwórnią BMG i wydając płytę "Reklama". Dziś ma na swoim koncie 14 płyt. W swojej działalności sięga po różne gatunki muzyczne: latynoskie, reggae, folkloru. Ojciec Muzycznych Scyzoryków.

Kiedyś usłyszał, że najpierw musi trochę pograć i zdobyć doświadczenie. Dopiero potem może pisać. Tak zrobił. Po prawie dwóch dekadach obecności na rynku muzycznym napisał książkę "Kontrakt". Ostro ocenia polski showbiznes. Nam opowiedział, jak przez dwa dziesięciolecia zmieniła się scena muzyczna.

* Dorota Klusek: Skąd się wziął pomysł na napisanie książki?

Krzysztof K.A.S.A. Kasowski: - Pomysł na napisanie książki jest tak samo stary, jak na muzykę. Mając naście lat pisałem teksty do kabaretu szkolnego, chodziłem do liceum Ściegiennego, pisałem też jakieś opowiadania, felietony. Cześć tych tekstów wysłałem do czasopisma "Szpilki" i nawet zostały w nim zamieszczone, opublikowały je też kieleckie pisma, jak na przykład "Plotkarka". Potem były "Machina", "Agora", czy "Gentelman". Kiedy miałem około 20 lat szukałem w Warszawie wydawcy na moje opowiadania. Nawet spotkałem się z takim jednym redaktorem w dużym wydawnictwie. Obejrzał to, co przyniosłem i powiedział, że fajne, zabawne, ale usłyszałem, że jestem za mody, mam za mało doświadczenia i zapytał mnie: co pan jeszcze robi? Powiedziałem, że gram. To on mi na to: to niech pan trochę pogra, a potem coś napisze. Zająłem się muzyką i zupełnie zapomniałem o tej rozmowie. Po latach stwierdziłem, że mam coś do napisania. Mam za sobą pewne doświadczenie, z pozoru przyjemne, ale bycie w showbiznesie ma swoją cenę. Niekiedy można to przyrównać do piekła!

* Tak narodził się "Kontrakt". Ale to nie jest książka autobiograficzna.

- Choć wykorzystuję w niej swoje doświadczenia, autobiografią nie jest. Moim zdaniem na autobiografię jest jeszcze za wcześnie. To zwykła książka do czytania, powieść. Nie ma w niej zdjęć czy ilustracji. Liczy się tylko słowo i wyobraźnia.

* Bohaterem "Kontraktu" jest muzyk.

- To książka o młodym człowieku, który podpisał kontrakt z dużym wydawnictwem płytowym. To zderzenie muzyka-amatora z wielkim biznesem, z tym, jak się handluje muzyką, jak wygląda muzyczny rynek, jest początkiem różnego rodzaju problemów. Bohater popada w uzależnienia, sex, drugs and rock'n'roll tylko bez narkotyków (śmiech). Pokazuje historię kariery jako sinusoidę. Są wychylenia do góry i na dół, bo tak wygląda życie w zawodach artystycznych: albo mamy formę lepszą, albo gorszą, albo publiczność się nami interesuje, albo nie. Tę sinusoidę widać w książce. Opisuję trochę, jak funkcjonuje showbiznes, jak się zachowują w nim ludzie: artyści, producenci, menadżerowie.

* Pan znakomicie zna ten świat z własnego doświadczenia. Czy dużo się zmieniło od czasów, kiedy pani w niego wkraczał?

- Uważam, że jak ja wchodziłem do niego 15 lat temu, to było względnie normalnie. Firmy płytowe może miały swoje twarde zasady, ale nie wchodziły we wszystkie sfery działalności artystycznej. Dziś wytwórnie niestety próbują zarobić na wszystkim, również na koncertach, prawach autorskich, wizerunku, stąd obecnie kontrakty są dużo bardziej ostre, niekorzystne dla młodego wykonawcy. Cóż jednak poradzić? Bardzo trudno jest debiutować bez dużej wytwórni płytowej.

* Znany jest pan z dość surowych wypowiedzi o polskim showbiznesie, o polskich artystach, przemyśle muzycznym. Odważnie krytykuje pan to środowisko.

- Jestem niezależny i mogę mówić, co chcę. W 2003 roku miałam swoje ostatnie zobowiązanie na płytę dla dużej wytwórni (album K.A.S.A. BEST). Od tamtej pory jestem niezależny.

* Kiedy skończył się pana kontrakt z wytwórnią BMG poczuł pan ulgę?

- Wtedy tak, bo miałem dość szybkie tempo pracy. Dziś może trudno zrozumieć to młodym wykonawcom, ale to były takie czasy, gdy firma płytowa nalegała, żeby wciąż nagrywać kolejne płyty, bo one cały czas się sprzedawały. Trzy miesiące po ukazaniu się jednej płyty, już pytano mnie czy mam materiał na następną! Tempo było ogromne, a przecież oprócz tego cały czas koncertowałem, brałem udział w różnych programach telewizyjnych. Mimo tej liczby obowiązków jakoś dawałem radę. W pięć lat nagrałem cztery płyty, a na każdej był co najmniej jeden przebój! W którymś momencie praca na pełnych obrotach poważnie dała mi się we znaki. Nie miałem już sił ani nowych pomysłów. Nie zdecydowałem się na odnowienie kontraktu. Postanowiłem odpocząć. Nie przerwałem koncertowania, ale zacząłem realizować moje niezależne projekty muzyczne (jak na przykład Kapela z Miasta Kielce) i w ten oto sposób na kilka lat wypadłem z głównego nurtu. Powróciłem dopiero po kilku latach z piosenką "Piękniejsza", która znów podbiła krajowe listy przebojów. Ale nagrałem i wydałem ją już sam, bez dużej firmy płytowej. Nigdy też nie przestałem aktywnie koncertować.

* Jest pan człowiekiem niezależnym. Swoją działalnością zajmuje się pan od początku do końca?

- Po skończeniu kontraktu pojawiła się taka możliwość, by skompletować sprzęt studyjny i nagrywać niezależnie. Stworzyłem swoje studio i zajmowałem się wszystkim. Po kilku latach okazało się, że lepiej jednak zatrudniać specjalistów. Sprzedałem studio i zająłem się wyłącznie pisaniem piosenek, a aranżację piosenek, miks czy mastering zlecam komuś innemu. Byłbym szczęśliwy, gdyby większość moich nowych utworów wykonywał jednak ktoś inny (śmiech). Piszę coraz więcej utworów, których nie jestem w stanie zaśpiewać, są zbyt wymagające wokalnie. Jak na razie tylko Leszcze, Rafał Brzozowski i Edyta Strzycka nagrali po jednej mojej piosence.

* Czy showbiznes uzależnia?

- "Kontrakt" mówi właśnie o uzależnieniu od sławy. Widzę, jak czasami celebryci zachowują się na bankietach, kiedy są fotografowani. Jakby byli uzależnieni od fleszy! Potrafią iść za fotografami z imprezy na imprezę. W Warszawie jest wielu sławnych ludzi, którzy nie wiadomo do końca co robią. Są znani z tego, że są znani. Ich kariery są co prawda krótkie, ale w miejsce jednej takiej osoby przychodzą dwie następne. Takie czasy. O tym też piszę w "Kontrakcie", jak showbiznes się zmienił. Dziś można się zastanawiać co się bardziej opłaca: nagrać kolejny kawałek, czy pokazać majtki na bankiecie? To drugie nie wymaga ani kosztów, ani talentu. W taką stronę poszło wszystko, czego przykładów jest coraz więcej. Ale ludzie szybko zapominają o skandalach… Edyta Bartosiewicz też mogła zwracać uwagę swoim wyglądem, podwójnymi brwiami, etc. Ale podobnie jak w przypadku Czesława Niemena czy Maryli Rodowicz wygląd był ważny, ale nie najważniejszy. Lubiłem czasy, gdy najlepszą promocją dla artysty pop była dobra piosenka, nawet typowo komercyjna ale nie skandal. To się chyba jednak skończyło…

* Nie jest to zbyt optymistyczna diagnoza.

- Książka Kontrakt mówi właśnie o tym jak się zmieniło wszystko, chyba na gorsze. Ale wciaż chodzi o to samo: o sławę i o cenę jaką trzeba za nią zapłacić. To jak cyrograf z diabłem. Sława pociąga i dlatego wciąż jest tak wielu chętnych. Mało kto zdaje sobie sprawę z zagrożeń, jakie ona niesie: można stracić bardzo wiele: przyjaciół, szanse na normalną rodzinę a czasem zdrowie czy nawet życie. Dlatego trzeba bardzo uważać. Książka ma więc dość smutne przesłanie, zupełnie odwrotnie niż moja muzyka! Już w niedzielę 14 października zapraszam więc wszystkich kielczan na wyjątkowy koncert z kieleckim Big Bandem do Kieleckiego Centrum Kultury. Moją domeną zawsze były stylizacje muzyczne. Tym razem przeniesiemy się w eleganckie lata 40. i 50. Zaśpiewam swoje piosenki w nowych, przygotowanych specjalnie na ten wieczór aranżacjach. Nie zabraknie też wspaniałych standardów z tamtych lat, które zaśpiewają zaproszeni przeze mnie goście. Postaram się, byśmy przenieśli się do czasów, gdy występowali Frank Sinatra czy Ella Fizgerald!

* Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie