Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Legia nie miała prawa ograć Molde. Defensywa dziurawa niczym ser szwajcarski

Łukasz Konstanty
Łukasz Konstanty
Fot. PAP/Leszek Szymański
Legia Warszawa po dwumeczu z Molde pożegnała się z rozgrywkami Ligi Konferencji Europy. I trudno się dziwić takiemu obrotowi spraw - wicemistrz Polski zaprezentował się, zwłaszcza w rewanżu, fatalnie. Przyczyn niepowodzenia można znaleźć wiele i wbrew pojawiającym się tu i ówdzie opiniom nie tylko golkiper odpowiada za wstydliwe rozstrzygnięcie.

Owszem, zwłaszcza w pierwszym meczu spłynęła na niego zasłużona fala krytyki, w rewanżu jednak jeśli cokolwiek można mu zarzucić, to zachowanie przy pierwszej bramce - golkiper Legii odbił piłkę pod nogi rywala, a ten bez kłopotu z prezentu skorzystał. Na znacznie większą naganę zasługuje za to defensywa warszawskiej ekipy. Błędy, jakie popełniali obrońcy w obydwu potyczkach nie mają prawa przytrafiać się w trzeciej lidze, a co dopiero na poziomie międzynarodowym.

O tym, że defensywa jest najsłabszą formacją wicemistrza Polski, widzieliśmy już jesienią. W kwalifikacjach LKE cztery gole naszej drużynie potrafili strzelić piłkarze kazachskiego Ordabasy Szymkent i duńskiego FC Midtjylland, pięć Austria Wiedeń. Wtedy jednak Legia potrafiła mankamenty obronne zakryć niezłą dyspozycją ofensywną. Najwyraźniej zespół czynił to na tyle skutecznie, że nawet klubowi działacze nie dostrzegli, że palącym problemem jest jej wzmocnienie - zimą pojawił się nowy wahadłowy i anonimowy defensywny pomocnik, za to nie pozyskano nikogo, na kim można byłoby oprzeć zasieki utrudniające dostęp do własnej bramki. Efekty widzieliśmy w meczach z Molde.

W czwartek przy wszystkich bramkach dla norweskiej ekipy palce maczał Radovan Pankov. Podania, po których padły bramki, posyłane były ze strony boiska, za którą odpowiadał serbski defensor. Już jednak jesienią widać było, że 28-letni zawodnik grał niepewnie i popełniał błędy, czy kogoś więc dziwi, że w rewanżowym starciu w LKE dawał się często ogrywać rywalom z Norwegii? Równie nieobliczalny bywa Steve Kapuadi, którego umiejętności są chyba niewystarczające, by mierzyć się z klasowymi atakującymi. Na tle wspomnianej dwójki lepiej wypada Yuri Ribeiro, który również przecież nie jest wybitnym defensorem. Problem polega na tym, że nie ma ich zupełnie kim zastąpić.

Za pożegnalny mecz na europejskiej arenie zganić należy jednak nie tylko tylną formację. Josue, który jest niekwestionowaną gwiazdą i liderem zespołu, nie był w stanie zaproponować nic, co mogłoby poderwać zespół do walki. O wykonywanych stałych fragmentach gry nawet nie ma co wspominać, w bieżącym sezonie przecież nie przynoszą one Legii żadnych korzyści, a mimo to jakoś przez kilka miesięcy nie dokonano zmiany ich wykonawcy - najwyraźniej najważniejsze jest dobre samopoczucie Portugalczyka, nie chęć zyskania dodatkowego atutu. Napastnicy? Marc Gual miał szansę na strzelenie gola w drugiej połowie, wcześniej jednak przez całą pierwszą jedynie irytował (niemal każde podanie lądowało pod nogami rywala). Tomas Pekhart? "Błysnął" jedynie dwa razy - gdy na początku meczu nie zostawił piłki dobrze nabiegającemu i szykującemu się do strzału Juergenowi Elitiomowi, a także w drugiej połowie, gdy w idealnej sytuacji do zdobycia bramki zdjął piłkę z głowy Ribeiro i posłał ją za bramkę.... Można by tak długo wymieniać.

Oczywiście nie można nie wspomnieć o osłabieniu w postaci sprzedaży dwóch zawodników - tyle że więcej szkody wyrządził transfer Barosza Slisza, niż Ernesta Muciego. Utrata defensywnego pomocnika, który pracował na całym boisku, starając się łatać niedoskonałości defensywne kolegów z zespołu sprawiły, że do drugiej linii przesunięty został Rafał Augustyniak. A to z kolei osłabiło i tak przecież słabą obronę warszawskiego zespołu. Transfer Slisza poczynił więc wyrwę nie tylko w pomocy, ale także w ustawionej najbliżej bramkarza formacji Legii. Z kolei Albańczyk i owszem, świetnie odnajdował się w meczach na międzynarodowej arenie, prawda jest jednak taka, że oferta, jaką otrzymał za niego klub, mocno przebijała wartość zawodnika i najzwyczajniej w świecie grzechem byłoby z niej nie skorzystać - za kilka czy kilkanaście miesięcy ofensywny gracz mógłby bowiem być wart 3-4 razy mniej. Zresztą od kapitalnego wrześniowego meczu z Aston Villą Muci wpisał się na listę strzelców zaledwie dwa razy (i zanotował dwie asysty). Nie są to liczby, które powalają na kolana.

Legia odpadła z Molde przede wszystkim przez grzech zaniechania. Zamiast spróbować wyeliminować problemy, które były widoczne gołym okiem już jesienią (defensywa), jedynie je pogłębiono. Jakie to przyniosło efekty, widzieliśmy wczoraj.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Legia nie miała prawa ograć Molde. Defensywa dziurawa niczym ser szwajcarski - Sportowy24

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie