MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lekarz Roku 2009: - Trzeba cieszyć się życiem

Iwona ROJEK [email protected]
W ubiegły piątek na gali w Kielcach zostały ogłoszone wyniki dorocznego plebiscytu Lekarz Roku 2009. Tytuł ten zdobył Waldemar Kowalski z Kielc, pracujący w Szpitalu Kieleckim przy ulicy Kościuszki.

Waldemar Kowalski

Waldemar Kowalski

Lekarz Roku 2009 w województwie świętokrzyskim. Urodził się w Busku-Zdroju, ma 57 lat, ordynator Oddziału Położniczo-Ginekologicznego w Szpitalu Kieleckim przy ulicy Kościuszki w Kielcach. W placówce tej pracuje od 1978 roku, trafił tam zaraz po ukończeniu Akademii Medycznej w Krakowie. Żonaty z Martą, z zawodu inżynierem budownictwa lądowego. Hobby: piesze wędrówki po pięknych zakątkach Kielecczyzny, podróże, literatura z okresu II wojny światowej i science fiction.

Iwona Rojek: * W ubiegłym roku zajął pan doktor w naszym plebiscycie drugie miejsce, w tym pierwsze, jakie to uczucie być najlepszym lekarzem roku?
Waldemar Kowalski, Lekarz Roku 2009: - To dla mnie ogromne zaskoczenie i wyróżnienie. Bardzo się z tego cieszę, że doceniły mnie pacjentki. Skoro wpłynęło na mnie 17 tysięcy głosów, to jest to liczba kobiet, które przyjąłem w ciągu ostatnich 6-7 lat. Na dobrą opinię trzeba pracować przez lata. Kobiety lubią u nas - w Szpitalu Kieleckim przy ulicy Kościuszki - rodzić, czują się bezpiecznie, liczba rodzących podwoiła się w ciągu roku, w 2009 mieliśmy 2300 porodów. Ale to nie tylko moja zasługa, na ten sukces dobrze pracuje cały personel oddziału. Mój zastępca Grzegorz Wydrzyński też był w czołówce plebiscytu, obaj z zespołem staramy się, aby pacjentki miały u nas jak najlepszą opiekę medyczną.

* Jaki, pana zdaniem, powinien być dobry lekarz?
- Na pewno nie każdy może wykonywać ten zawód, trzeba mieć odpowiednie predyspozycje, jakiś dryg. Ktoś może być kierowcą przez 20 lat i beznadziejnie jeździć, tak samo nie każdy nadaje się na lekarza. Oprócz fachowych umiejętności, dobry lekarz powinien być człowiekiem punktualnym, pracowitym, obowiązkowym, kulturalnym, mieć szacunek do drugiej osoby, ludzkie podejście. Mając takie cechy, każdy lekarz z pewnością zostanie dostrzeżony przez chorych.

* Czy między lekarzami panuje ostra rywalizacja?
- Jest takie powiedzenie, że żebrak tak nie znienawidzi żebraka, jak lekarz lekarza, ale ja się nie zgadzam z tym. Każdy robi swoje jak najlepiej, a pacjentów starczy dla wszystkich. Długość życia wydłuża się, chorób też przybywa. Nie zauważyłem, żeby lekarze z sobą rywalizowali. Przyjaźnią się z sobą, spotykają, a zawodowo każdy zajmuje się swoją dziedziną i doskonali w niej. To ciężki kawałek chleba, lekarze są zajęci w świątek piątek, mało jest czasu na życie osobiste czy odpoczynek. Poza tym praca na oddziale jest bardzo stresująca. Można mieć sukces, a za chwilę porażkę, wszystko może się zmienić, trzeba mieć mocną psychikę.

* Ma pan ordynator wrażenie, że w ostatnich latach prestiż lekarza zmalał, niektórzy wyrażają się o tej grupie krytycznie, że lekarze stali się bogami, a pacjent niewiele znaczy?
- Może to wynikać z pewnych przemian. W dawnych czasach istniało tylko kilka prestiżowych zawodów, był to właśnie lekarz, ksiądz czy nauczyciel, obecnie pojawiło się całe mnóstwo interesujących zawodów na topie, stąd może mniejszy prestiż medyków. Ale nie zgodziłbym się z określeniem "bogowie", bo obecnie panują partnerskie stosunki między przełożonymi a pozostałym personelem, także między chorymi a lekarzami. Jest mnóstwo placówek niepublicznych, przychodni, szpitali, chory ma wybór, u kogo chce się leczyć.

* Często chodzi pan do lekarzy jako pacjent?
- Przyznam się, że mam kilka przypadłości, bywam u lekarzy, staram się dbać o siebie, choć nie tak bardzo, jak powinienem. Żona zachęca mnie do robienia badań okresowych, do profilaktyki, a ja ją. Motywujemy się do dobrego. W tym względzie w naszym społeczeństwie wiele zmieniło się na lepsze. Dawniej kobiety chodziły do ginekologa tylko wtedy, gdy były w ciąży, teraz starają się odwiedzić lekarza od spraw kobiecych przynajmniej raz w roku. To bardzo dobrze, bo można szybko zareagować na problem zdrowotny, gdy się pojawi.

* Czy podejście do macierzyństwa też uległo zmianie?
- Oczywiście. Kobiety rodzą pierwsze dziecko o wiele później, kiedyś decydowały się na ciążę w wieku około 23 lat. Dziś rodzą po raz pierwszy, gdy skończą 28, 29 lat. Podchodzą bardziej świadomie do swojej roli. Dawniej przychodził odpowiedni wiek i należało urodzić dzieci, teraz kobieta chce być matką, bo odczuwa taką potrzebę. Ostatnio w naszym szpitalu swoje pierwsze, zdrowe dzieci urodziły kobiety przed czterdziestką. Każdej ciężarnej po 35. roku życia proponujemy zrobienie badań prenatalnych. Zmienia się też podejście mężczyzn do tego tematu. Dawniej rola faceta polegała na tym, że przychodził do szpitala albo dzwonił, dowiadywał się, co mu się urodziło i szedł z kumplami to oblać. Obecnie panowie towarzyszą swoim partnerkom w czasie ciąży, chodzą z nimi na gimnastykę, razem rodzą i znakomicie opiekują się noworodkiem. To cieszy.

* A co ze specyfiką chorób na oddziale ginekologicznym, jest inna niż kiedyś?
- Zdecydowanie. Nie ma już prawie stanów zapalnych narządów rodnych, dawniej były one bardzo częste. Później występuje u kobiet menopauza, co sprawia, że dłużej są zdrowsze. Wiele kobiet pyta, czy potrzebna jest im hormonalna terapia zastępcza i zawsze dokładnie to rozważamy, czy przyniesie więcej korzyści czy skutków ubocznych. Mamy różne możliwości pomagania kobietom, aby poprawić komfort ich życia.

* Czy po przyjściu ze szpitala rozmawia pan z żoną o pracy?
- Jest to nieuniknione, ale w domu staram się zagadnienia zawodowe minimalizować. Nie można żyć samą pracą. Mnie najbardziej relaksują podróże, spędzanie czasu z wnuczką żony Ewą, lektura ciekawej książki czy piesze wycieczki. Ostatnio w grudniu udało nam się pojechać z żoną Martą do Dubaju, przeżyliśmy wiele emocji, oglądając piękne hotele, najwyższy budynek świata czy centrum finansowe. Można było zaobserwować pokaz ludzkich możliwości, przecież wszystko zostało wybudowane na dawnej pustyni. W wolnych chwilach bardzo lubię też czytać ciekawostki z okresu II wojny światowej, wspomnienia znanych dowódców, partyzantów i powieści science fiction Stanisława Lema. Wtedy wchodzę w zupełnie inny świat i odcinam się od rzeczywistości. To pozwala mi naładować akumulatory.

* Uważa pan, że zagraża nam III wojna światowa?
- Nie sądzę. Myślę, że ludzie są na to już za mądrzy, wyrośli z takich zachowań, żeby zgotować sobie ponowne piekło. Ale może dojść do wojny ekonomicznej, Chińczycy nieźle sobie poczynają, zostawili wiele krajów w tyle. Na ziemi są za duże dysproporcje, obszary dobrobytu i biedy.

* Podoba się panu doktorowi świat, w których żyjemy?
- Przeraża mnie szybkie tempo życia. Dopiero były święta grudniowe, już zbliża się Wielkanoc. Jest za dużo informacji, hałasu, nowinek, człowiek jest bezustannie czymś bombardowany, nie ma czasu zastanowić się, pomyśleć spokojnie, dokąd tak pędzimy. Powstało dużo możliwości studiowania, podróżowania, zarabiania. Niektórzy pędzą z jednej pracy do drugiej, dotyczy to nawet lekarzy, a trzeba umieć powiedzieć sobie stop, postawić jakieś granice. Nie można bezustannie gonić, bo prowadzi to do wyczerpania. Trzeba mieć czas na cieszenie się życiem.

* Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie