Leszczek Kumański: Vive – coś tu nie gra...

Odnoszę wrażenie, że w klubie Vive coś nie gra, nie tylko na parkiecie. Po cudownym, dosłownie i w przenośni, triumfie w Lidze Mistrzów, w rozgrywkach tych w minionym sezonie lały nas regularnie przeciętne, europejskie kluby. Mam wrażenie, że na fali triumfu klub „odleciał” na czele z zarządem i zachowuje się jak rozkapryszone dziecko tupiące nogami, że nie dostaje natychmiast tyle ile zapragnie ulubionych zabawek...Tymczasem rzeczywistość w Polsce się zmienia, zmieniają się władze w wielkich spółkach skarbu państwa, a nowe niekoniecznie gotowe są lecieć z kasą bo Vive tupnęło nogą. Również władze samorządowe niekoniecznie gotowe są latać na wyścigi dowożąc do klubu taczkami, na tupnięcie, szmal czyli kasę, bo znów brakuje...

Dotąd wszystko grało w Vive i żadne kombinacje prawno – organizacyjne nie były potrzebne. Odnoszę dziwne wrażenie, że klub robi bokami, wybrał więc ucieczkę do przodu: Spółka Akcyjna Vive z prezesem Servaasem skupi aktywa i skupi się na grze w zawodowej Superlidze, a Vive dotychczasowe zostanie z wszelkimi, dotychczasowymi długami i amatorskim sportem, a po czasie ogłosi niewypłacalność, upadek by w końcu długi umorzono...

Mam wrażenie, że mocarstwowe plany zakontraktowania takich graczy jak Janc, Dujszebajew i Cindric, o których zabiegała Europa, dziwnie stoją w sprzeczności z problemami klubu w uzyskaniu pieniędzy na „wpisowe” do gry w zawodowej Superlidze...
Życzę klubowi, rzecz jasna, by pozyskał potężnych sponsorów i znów zdobył za rok Ligę Mistrzów, ale jeśli nie to świat się nie zawali. Wierni kibice będą dopingować „Iskierkę” choćby grała w amatorskiej lidze szczypiorniaka...W końcu taki Hamburg wygrał Ligę Mistrzów i 5 minut po tym przestał praktycznie istnieć z powodu braku kasy, to samo AG Kopenhaga z Hansenem w składzie tuż po tym jak awansowali do Final 4 LM. I świat się też nie zawalił...

Leszek Kumański