Marek Motyka
Marek Motyka
Ma 51 lat. Karierę piłkarską rozpoczynał w Sokole Żywiec, potem jako prawy obrońca grał między innymi w Wiśle Kraków i Cracovii. W reprezentacji Polski rozegrał 8 spotkań. Karierę trenerską rozpoczął w MKS Kalwarianka, a potem, prowadził między innymi Wisłę II Kraków, Polonię Warszawa, Górnika Zabrze i Polonię Bytom. W Koronie od maja 2009 roku i z kielecką drużyną awansował do ekstraklasy. Hobby: kino.
Sławomir Stachura. *Czemu Korona gra tak nierówno? Nawet w czasie jednego meczu potrafi mieć katastrofalną połowę i na przykład bardzo dobre pół godziny. Tak było chociażby w pojedynku z Piastem Gliwice wygranym 3:2.
- Marek Motyka. - Wie pan, sam się nad tym głęboko zastanawiam i nie potrafię znaleźć jednoznacznej odpowiedzi. Wiem, że kieleccy kibice tą naszą huśtawką formy są mocno zaniepokojeni. Cóż mogę powiedzieć, jeszcze raz proszę o cierpliwość. Wiele siedzi w głowach zawodników, w ich psychice. My cały czas szukamy tego optymalnego ustawienia i gdy wydaje się, że już coś się rodzi, gdy wychodzi w jednym meczu, to nie zdaje egzaminu w następnym
* Tak jak wariant z trzema pomocnikami w środku, w ostatnim przegranym 0:1 meczu z GKS w Bełchatowie?
- Chociażby. Pamiętamy przecież, że gdy z Piastem Gliwice przegrywaliśmy już 0:2, to po golu Ediego Andradiny wszystko nagle ruszyło i wygraliśmy 3:2. Wprowadziłem na bosko Mariusza Zganiacza i razem z Czarkiem Wilkiem i Vukoviciem zrobili przewagę w środku, odrzuciliśmy rywala od własnej bramki. Wszystko funkcjonowało wtedy dobrze i wydawało mi się, że taka koncepcja w meczu w Bełchatowie też będzie dobra i może zdać egzamin. Ale okazało się, że jednak nie. Widzę, że nie jest to dobre rozwiązanie dla nas. Inna sprawa, że w Bełchatowie źle weszliśmy w mecz, popełniliśmy zbyt dużo błędów w obronie w pierwszych 15 minutach, no i straciliśmy bramkę. Koncepcja gry z kontry legła w gruzach, musieliśmy gonić wynik, ale nie dało się już odwrócić losów spotkania tak jak udało się z Piastem. Mało tego - gdyby nie fantastyczna postawa Radka Cierzniaka, to w Bełchatowie przegralibyśmy wyżej. Obronił rzut karny, miał kilka dobrych interwencji. Z drugiej strony zaryzykowałem, bo moim zdaniem nie ma znaczenia czy przegrywa się 0:1 czy 0:3. Trzeba robić wszystko, by odwrócić losy meczu. W końcówce mieliśmy jeszcze pecha, bo limit zmian był wyczerpany, a Paweł Buśkiewicz doznał urazu i nie mógł kontynuować gry. W dziesięciu trudno było dobrać się do takiego solidnego rywala, jakim jest Bełchatów.
Z tej pierwszej części jesieni nie jest pan chyba zadowolony?
- Oczywiście, że nie. Ta drużyna ma potencjał i zawsze to podkreślam. Ale wie pan, to jest tak jak z domem. Musi mieć solidne fundamenty i muszą one być zbudowane w odpowiednim czasie, zanim człowiek weźmie się za budowanie ścian i dachu. Nie wolno zapominać, że Korona to beniaminek, taki jak Zagłębie Lubin. Wielu zawodników naszej drużyny dopiero uczy się ekstraklasy i ta chwiejność formy spowodowana jest również tym, że nie grali wcześniej w najwyższej lidze, albo mieli przerwę. Ja też wychodzę z założenia, że nie zawsze potrzebne są wielkie pieniądze, by stworzyć solidny zespół. Przykładem są chorzowski Ruch i Polonia Bytom, które plasują się przecież w czołówce ligi. Czasem dobry efekt daje jeden transfer, jak w przypadku Ruchu, Andrzeja Niedzielana. Ale proszę też pamiętać, że Ruch i Polonia grają w ekstraklasie już od kilku dobrych sezonów i w miarę ustabilizowanym składem. To też ma duży wpływ na grę i na wyniki.
* Korona strzela niewiele goli, choć w wielu meczach sytuacji nie brakuje.
- Powiem więcej - napastnicy ich nie strzelają, a najskuteczniejszy nasz zawodnik Edi Andradina, nie jest przecież nominalnie napastnikiem. To jest spory problem Korony. Brakuje nam rasowego snajpera. Szybkiego, zadziornego i takiego, z którym można grać na kontrę. Do grudnia będziemy przyglądać się naszym napastnikom uważnie i jeśli nic się nie zmieni, to trzeba będzie kogoś poszukać. Problem tylko w tym, że wszyscy takich piłkarzy szukają. Napastnicy są w dodatku na rynku najdrożsi.
* Teraz przed Koroną mecze prawdy. Za dwa tygodnie Arka Gdynia, ale potem już prawdziwe szlagiery - potyczki z Legią Warszawa i krakowską Wisłą.
- Na takie mecze jak z Legią i Wisłą nie trzeba specjalnie motywować piłkarzy. Dla każdej teoretycznie słabszej drużyny pojedynki z Legią, Wisłą czy z Lechem, to prawdziwe wyzwania. Dla mnie jednak liczy się cała runda i zawodnicy zdają egzamin w każdym meczu. Dopiero więc w grudniu, gdy już zmierzymy się z wszystkimi, będę mógł powiedzieć na co nas stać w tym sezonie i jaka jest prawdziwa wartość Korony. A na razie jesteśmy trochę dalej niż w połowie drogi i mety jeszcze nie widać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?