(fot. Piotr Kutkowski)
Jedziemy wynajętą w marokańskiej wypożyczalni za 80 złotych za dobę dacią logan. Droga z pięknego miasta As Sawira wije się na południe wzdłuż wybrzeża, mijając plantacje niewysokich drzewek. A pod tym drzewkami i na tych drzewkach...kozy. Zatrzymujemy się, przyglądamy. Okazuje się, że całkiem zgrabnie sobie radzą, łażąc po gałęziach. No i dobrze wiedzą co robią, bo "przedmiotem ich pożądania" są smakowite liście i pędy drzewa arganowego, nazywanego tu Drzewem Życia oraz Złotem Maroka.
OLEJ
Jego klejnotami są orzeszki, rosnące tylko w tym kraju. Tłoczeniem z nich oleju zgodnie z tradycją zajmują się marokańskie kobiety w żeńskich spółdzielniach. Wszystko robione jest ręcznie i wymaga ogromnej pracowitości. Najpierw trzeba rozłupać twardą osłonę, potem wydobyć z niej migdałek, a następnie zetrzeć go w kamiennych żarnach. Wąska strużka oleju jest przetwarzana na różne sposoby.
Aby wyprodukować jeden litr tego specyfiku potrzeba 30 kilogramów owoców i osiem godzin intensywnej pracy kobiety. Pewnie z tego względu jest to najdroższy olej świata. Najdroższy, ale jak wielu uważa - również najzdrowszy. "80 procent objętości tego oleju stanowią nienasycone kwasy tłuszczowe - bardzo ważne dla ludzkiego organizmu. To Eliksir Młodości o silnym działaniu regenerującym skórę, wzmacnia włosy oraz paznokcie, chroni przed agresywnym działaniem słońca i wiatru.
Ma świetne zastosowanie w kremach pielęgnacyjnych, w produktach przeznaczonych do pielęgnacji okolic oczu i ust, mydłach, olejkach przeciwsłonecznych, maseczkach" - zachwalają reklamy. Marokańskie i kobiety i bez tego uważają, że araganiowe specyfiki doskonale wpływają na gładkość skóry i zapobiegają jej starzeniu się.
Przewodniczka oprowadzająca nas po spółdzielni zachęca do testowania gotowych kosmetyków a potem do robienia zakupów. Z powodzeniem. Zapełniają się torebki, opróżniają portfele. Smakowanie jadalnego oleju przy pomocy chlebka - pity - jest już gratis...
(fot. Piotr Kutkowski)
NIEBO W GĘBIE
Kolejny przystanek na górzystym odcinku drogi. Tym razem smakujemy aromatyczny miód proponowany przez przydrożnego sprzedawcę. Wie co robi, podtykając słoik pod nos, a potem dając lejący się, złocisty przysmak do spróbowania. "Niebo w gębie" - to mało powiedziane. Chciałoby się rzec - zioła w gębie! I nieważne, że słoik nie jest pierwszej czystości a sprzedawca nie nosi na sobie wykrochmalonego, białego fartucha, a połataną, starą suknię. Cieszy się, oddając słoik za banknoty, a my się cieszymy, oddając się rozpuście łakomstwa.
Niestety, nie przewidujemy jednego - że przed nami jeszcze całe doliny plantacji bananów. Sprzedawanych tu prosto z krzewów. Słodkich i pachnących słońcem. Takich, jakich nie kupi się w Polsce. Kiście bananów różnych gatunków zakrywają całe stragany. Owoce można próbować i sama degustacja może być już obżarstwem, ale degustować można też świeżutkie pomarańcze i mandarynki. Zachęca smak i cena - złotówka za kilogram. Nikt nie obchodzi się smakiem.
Warto wiedzieć!
50 złotych trzeba co najmniej zapłacić za w Polsce za 100 mililitrów toczonego na zimno oleju arganowego. W Maroku kupując bezpośrednio u producenta zapłacimy o kilkadziesiąt procent taniej. Znacznie tańsze są też wyrabiane z orzeszków kosmetyki. Dobry obiad składający się z przystawek, zupy, tradycyjnej potrawy z mięsem i miętowej herbaty kosztuje od 15 złotych wzwyż. Tanie są owoce kupowane na bazarach - kilogram mandarynek można kupić już za złotówkę. W Maroko dostępny jest alkohol, ale oferują go tylko nieliczne sklepy i hotele.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?