Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miała wiele planów, które przerwał rak. Teraz pragnie tylko wyzdrowieć dla swoich dzieci. Pomóżmy jej!

Iwona ROJEK [email protected]
Monika mówi, że chciałaby uratować swoje życie przede wszystkim dla dzieci, na co dzień w chorobie pomaga jej siostra Iwona.
Monika mówi, że chciałaby uratować swoje życie przede wszystkim dla dzieci, na co dzień w chorobie pomaga jej siostra Iwona. Aleksander Piekarski
30 letnia kielczanka Monika Plisak, mama dwójki dzieci zachorowała na czerniaka, ma przerzuty, ale się nie poddaje, dzielnie walczy.

Możemy pomóc

Możemy pomóc

Wszyscy, którzy mogliby pomóc w uzbieraniu pieniędzy na leczenie ratujące życie Moniki są proszeni o wpłacanie pieniędzy na konto Bank Zachodni WBK Oddział I Kielce 86 1090 2040 0000 0001 1113 9744 z dopiskiem " Dla Moniki Plisak" Fundacja z Uśmiechem 25 -001 Kielce ul. Paderewskiego 11/39. Można też odpisać 1 proc. podatku na KRS 0000298436 dopisując Monika Pilisak. Na leczenie w Chinach potrzebne jest 150 tysięcy złotych.

Monika Plisak, mama czteroletniego Patryka i dwuipółletniej Patrycji miała wiele pięknych planów na życie. Musiała wszystkie odłożyć, bo zachorowała na czerniaka. Zaatakował jej nerki, mózg i żołądek. Kobieta wierzy, że pomoże jej leczenie w Chinach, na które potrzeba 150 tysięcy złotych.

Monika, mieszkanka jednego z kieleckich osiedli od razu wzbudza sympatię. Jest delikatna, sympatyczna, otwarta i komunikatywna. Nie daje po sobie poznać jak bardzo cierpi, a przeszła już wiele zabiegów, operację onkologiczną usunięcia czerniaka z karku, przerzutów na płucach, nowotworu mózgu, a ostatnio straciła lewą nerkę. W najbliższym czasie czeka ją trudny zabieg resekcji guza z żołądka. Pojawiło się kilka ognisk w wątrobie.

Usunęła znamię

- Choroba zaczęła się u mnie zupełnie niespodziewanie i myślałam, że szybko minie - opowiada. - Zawsze byłam silna i zdrowa, nie miałam nawet zapalenia oskrzeli, w rodzinie nigdy nie było żadnych nowotworów. Byłam pogodna i radosna. Z dobrym wynikiem zdałam maturę i skończyłam studia na kierunku rewalidacja z terapią pedagogiczną. Chciałam robić kolejne specjalizacje, doskonalić angielski, rozwijać się, pracować z dziećmi niepełnosprawnymi, stworzyć szczęśliwą rodzinę. Ale realizację moich kolejnych planów przerwała niespodziewana diagnoza. Poszłam na wizytę do dermatologa onkologa, namówiła mnie moja mama.

Pani Barbara dopowiada, że malutkie znamię, które córka miała prawie od urodzenia na karku zaczęło zmieniać kształt i barwę. Zachęciła ją, żeby się skontrolowała, chociaż jeszcze parę lat temu wiedza o czerniakach nie była tak rozpowszechniona jak teraz. - Gdyby nie mama, nawet bym na to nie zwróciła uwagi, bo to znamię przykrywały moje włosy i łańcuszki, które często nosiłam - dobrze pamięta Monika.

- Dwa miesiące czekałam na termin wizyty na Onkologii, a potem doktor Aneta Bąkowska, która obejrzała zmianę na mojej skórze od razu skierowała mnie do dr Wacława Berensa. Lekarzowi też nie podobał się ten nietypowy 12-milimetrowy pieprzyk i szybko go usunął. Niestety badanie pobranych wycinków wykazało, że mam złośliwego czerniaka.

Kolejne operacje

Monika wspomina, że to był pierwszy szok i załamanie, jakiego wtedy doznała, choć lekarze uspokajali ją, że czerniak usunięty w porę może nie dawać żadnych przerzutów. Miała taką nadzieję, tym bardziej, że nawet nie dostała chemii.

- Świadomość tego, że jestem chora najpierw odsunął ślub z ukochanym Grzegorzem, a potem narodziny pierwszego synka Patryka - opowiada. - Ale czerniak nie dał o sobie zapomnieć. Gdy synek miał półtora roczku wyczułam na swojej szyi niewielkie zgrubienie, jakby powiększenie węzłów chłonnych.

- Poczułam lekki niepokój, bo jednocześnie spuchły mi ręce i nogi i miałam nabrzmiałe stawy. Badania wykazały, że nastąpiły przerzuty do obu płuc. Operację, usunięcia zaatakowanych płatów przeprowadził doktor Jakub Perdeus. Po tym zabiegu znów uwierzyłam, że będzie dobrze, pragnęłam żyć normalnie, zaszłam w drugą ciążę. Ale przez cały jej okres miałam silne wymioty i gastroskopia wykazała, że pojawiły się przerzuty do żołądka. Ponad dwa lata temu, zaraz po urodzeniu Patrycji upewniłam się, że znowu coś złego się dzieje, bo traciłam równowagę, miałam kłopoty z widzeniem. Lekarze zdecydowali, że w moim złym stanie zdrowia trzeba wywołać poród w siódmym miesiącu. Córeczka trafiła do inkubatora, a mnie czekała kolejna niedobra informacja, badanie PET wykryło, że mam guza na lewej półkuli móżdżku. Rewelacyjnie zoperował mnie neurochirurg Jacek Gołębiowski. To był nie koniec przykrych wiadomości. Za jakiś czas pojawiał się przerzut do nerek i 2 grudnia usunięto mi lewą nerkę. A teraz jestem pod opiekę prof. Piotra Rutkowskiego z Kliniki Tkanek Miękkich i Kości w Warszawie i w lutym czeka mnie operacja żołądka.

Opis leczenia Moniki mieści się już w kilku teczkach i dokumentów przybywa. Kobieta opowiada, że to głównie dzięki zaangażowaniu siostry Iwony udało jej się dostać na wyjątkową chemioterapię do Opola i od roku uczestniczy w innowacyjnych badaniach klinicznych dla chorych z przerzutowym czerniakiem skóry w Warszawie.

- Jeżdżę do stolicy raz w miesiącu, otrzymuję leki na trzydzieści dni, a co dwa miesiące mam robiony tomograf - relacjonuje dzielna kobieta. - Na początku ta terapia przynosiła dobre efekty, teraz są nieco gorsze wyniki, bo nowotwór znów daje przerzuty. Efekty uboczne też są bardzo dotkliwe, ciągle mam zapalenia nabłonka na oczach, wypadają mi włosy, mam bardzo wysuszoną skórę, jestem osłabiona i nie mogę wychodzić na słońce. Monika mówi, że ogromne nadzieje pokładała w szczepionce przeciw czerniakowi, którą wynalazł prof. Andrzej Mackiewicz w Poznaniu, ale nie otrzymała jej.

- Dwa razy byłam u profesora i dowiedziałam się, że nie ma na razie nowych grup badawczych, które mogłyby być leczone tą metodą - ubolewa. - Dla mnie to tragedia, bo słyszałam, że szczepionka jest bardzo skuteczna. Nie mogę się pogodzić z tym, że dla mnie i dla innych chorych jest obecnie niedostępna.

Zrozpaczona mama Moniki podkreśla, że na drodze ciągłej walki o zdrowie mieli wyjątkowe szczęście do lekarzy.

- Wszyscy specjaliści, przede wszystkim w Świętokrzyskim Centrum Onkologii, ale także w szpitalu na Czarnowie, czy na Onkologii w Warszawie działali bardzo skutecznie i szybko. - W tej chorobie liczy się czas, zawsze tak było, że jak pojawiał się jakiś nowy przerzut, to był błyskawicznie usuwany - mówi pani Barbara. - Jednak ogromne napięcie i lęk, z jakim zmagam się od początku choroby córki sprawił, że musiałam poszukać pomocy u psychologa i od jakiegoś czasu chodzę na terapię.

Na co dzień, w miarę możliwości, Monika mówi, że stara się zapomnieć o chorobie i zachowywać się tak, żeby dzieci nie cierpiały. - Gdy jestem mocniejsza, to sprzątam, gotuję, bawię się z moimi pociechami, spacerujemy, śmiejemy się - opowiada.

- Na duchu podnosi mnie też mąż. Ciągle zachęca mnie do walki, do ubrania się, do wyjścia domu. Kiedy wypadły mi włosy, pocieszał mnie, żebym nie przejmowała się tym, kazał nałożyć chustkę, a zimą czapkę i wyciągał mnie z domu. Z drugiej strony często dokucza mi bezsenność i silny ból. Ogromne napięcie odczuwam przed każdym badaniem i każdą kontrolą lekarską. Na szczęście w czasie choroby nauczyłam się tego, żeby nie ukrywać swojego cierpienia, na początku wstydziłam się, teraz umiem mówić o tym jak się czuję, nie tłumię w sobie rozpaczy, ani bólu.

Przyjaciele i rodzina wspierają

Sił do walki z chorobą dodają Monice przyjaciółki, zwłaszcza Iwona Borkowska, Ewelina Kukułka, jej ukochane siostry Iwona i Kinga, mama, ojciec i teściowa Grażyna. - Cały czas pomagamy Monice i zastanawiamy się, co możemy jeszcze dla niej zrobić, żeby mogła uratować swoje życie - mówi jej siostra Iwona Paluch.

- Przez dwa kolejne weekendy w lutym z grupą przyjaciół będziemy dla niej zbierać pieniądze w galerii "Echo". Te 150 tysięcy złotych musimy zdobyć jak najszybciej, żeby siostra mogła pojechać na terapię do Chin. Przesłaliśmy wszystkie jej dokumenty, już została zakwalifikowana do leczenia, tylko potrzebne są fundusze.

- Nie wiem, co mogłoby mnie uratować - zastanawia się Monika Plisak. - Może szczepionka profesora Mackiewicza przeciw czerniakowi, ale nie mogę jej zdobyć. Może jakieś inne innowacyjne leczenie w Stanach Zjednoczonych, lub innym kraju, o którym jeszcze nie wiem. Wszyscy szukają dla mnie jakiegoś sposobu i środka, który mógłby mnie uzdrowić. Największe nadzieję pokładam w leczeniu w Chinach, bo podstawowa chemioterapia, do której mam dostęp w Kielcach, już na mnie nie działa.

Przez całą rozmowę Patryk i Patrycja nie odstępują mamy na krok. - Przede wszystkim dla moich wspaniałych dzieci chciałabym wyzdrowieć, bo one bardzo mnie potrzebują - Monika nie może powstrzymać płaczu, często czuje się po prostu bezsilna i zrozpaczona. - Są jeszcze takie małe, chciałabym choć kilka lat z nimi pobyć. Pragnę też wyzdrowieć dla mojej mamy, taty, teściowej, całej rodziny, która dała mi tyle miłości i wsparcia. Dlatego bardzo proszę wszystkich o pomoc, żebym zdążyła pojechać do tych Chin, bo to dla mnie jedyny ratunek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie