MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mistrzowie niezwykli jadą do Aten

Teresa KRĄŻ
W przydomowej "strzelnicy" Olejnikowie trenują z dystansu siedemdziesięciu metrów. Ćwiczą popołudniami, bo... wtedy mają właściwe światło: tarcza jest widoczna, a ich samych chroni cień.
W przydomowej "strzelnicy" Olejnikowie trenują z dystansu siedemdziesięciu metrów. Ćwiczą popołudniami, bo... wtedy mają właściwe światło: tarcza jest widoczna, a ich samych chroni cień. Teresa Krąż

Olejnikowie zadebiutowali w Atlancie w 1996 roku. Startując po raz pierwszy wystrzelali złoto! Indywidualnie, każde dla siebie! Z Atlanty pan Ryszard przywiózł jeszcze srebro drużynowe. Następne było Sydney 2000. Tutaj startowała sama pani Małgosia. Wystrzelała srebro! Dziś znów obydwoje odlatują do Aten, jako członkowie reprezentacji Polski na XII Igrzyska Paraolimpijskie Ateny 2004!

Pokonać siebie

Problem w tym, że suche informacje o medalach i miejscach nie są w stanie oddać drogi, jaką przeszli obydwoje małżonkowie, by stać się tymi, kim są dziś. Ona - po tragicznym wypadku, w którym straciła obydwie nogi. On - po przebytej w dzieciństwie ciężkiej chorobie, która uczyniła jego nogę niepełnosprawną.

- To mąż namówił mnie do łucznictwa - mówi pani Małgosia. - Początkowo traktowałam treningi, jako dalszy ciąg rehabilitacji - wspomina. Pan Ryszard, starszy od swej żony, uprawiał różne dyscypliny sportu "od zawsze", odkąd tylko wyszedł z choroby. Jeździł na nartach, pływał. Łucznictwo to była jego kolejna pasja. - Pamiętam moje pierwsze zawody, to było w Zgierzu. Trenowałam od kilku miesięcy i nagle zawody. Byłam tak stremowana, że ani razu nie trafiłam w tarczę - śmieje się pani Małgosia. - Załamałam się, chciałam nawet zrezygnować z łucznictwa, ale koledzy z klubu i mąż przekonali mnie, bym została. Rok później zdobyłam moje pierwsze mistrzostwo Polski.

Był rok 1989 i to właśnie tę datę pani Małgosia podaje jako początek swojej kariery sportowej. Potem posypały się kolejne medale. Aż przyszedł rok 1996 i Igrzyska Paraolimpijskie w Atlancie.

Medale zza oceanów

- Olimpiady nie da się z niczym porównać. Trudno więc mówić, co czuliśmy z mężem. Przede wszystkim niedowierzanie, że to naprawdę my znaleźliśmy się w tym miejscu i czasie - opowiada dalej pani Małgosia. Jeśli jej walka o "złoto" przebiegła w miarę "normalnie", to występ pana Ryszarda otarł się o dramat. - Byłem już w finałowej czwórce, kiedy wypuściłem strzałę. Nie oddałem strzału! Osunęły mi się palce i moja strzała po prostu upadła! To dramat, bo strata dziesięciu punktów jest nie do odrobienia. Razem ze mną strzelał Koreańczyk. Strzelił dziesiątkę. W duchu zrezygnowałem już z walki o "złoto". Pomyślałem sobie, została mi walka o "brąz". Tymczasem w drugiej kolejce, Koreańczyk pewien, że wygra, nagle strzela pięć punktów! To ja na to: mam szansę, mogę dalej walczyć o "złoto"! Strzeliłem dziesiątkę... Szkoda mi mojego rywala, bo naprawdę miał pecha. W trzeciej kolejce strzelił druga piątkę, a ja znów w sam środek tarczy! Miałem więc dwadzieścia punktów, a mój rywal piętnaście - opowiada pan Ryszard.

Były więc dwa cudowne "złote" medale. Ponadto drużynowe "srebro" pana Ryszarda. - Nasi koledzy łucznicy żartowali z nas, że jesteśmy najmniejszym państwem na świecie: "państwo Olejnikowie" - śmieje się pani Małgosia.

A potem posypały się zawody na najwyższych szczeblach. Mistrzostwa Polski, Europy, świata. Następna była Atlanta 2000. Tutaj do reprezentacji Polski zakwalifikowała się tylko pani Małgosia. Z antypodów przywiozła indywidualne "srebro". Ale to jeszcze nie ten medal pozwolił jej poznać smak prawdziwej walki. Równo rok temu, w Madrycie, odbywały się mistrzostwa świata. Tutaj pani Małgosia zdobyła "brąz". - Kiedy wchodzi się do ścisłego finału, praktycznie ma się już medal w ręce. Złoty, srebrny, zależy od wyniku, ale jest! Natomiast, gdy zmaga się jeszcze czwórka zawodników, wiadomo, że jeden z nich musi odpaść. Miałam więc do wyboru: zdobyć brązowy medal albo nic, czyli czwarte miejsce. Walczyłam o ten mój "brąz" jak o nic innego wcześniej na świecie - wspomina dziś tamtą walkę.

Ateny czekają

O tym, że zakwalifikowali się na wyjazd do Aten Olejnikowie wiedzą od czerwca. - Trochę to stresujące, że olimpiada tuż-tuż, a my jeszcze tkwiliśmy w eliminacjach do niej - mówi pani Małgosia. - To dla nas ogromny stres, taka niepewność, ale taki mamy system wyboru kadry olimpijskiej i nic na to nie poradzimy - dodaje. - Moim zdaniem powinno to być zorganizowane nieco inaczej - uzupełnia pan Ryszard. - Eliminacje powinny odbywać się rok przed olimpiadą, byśmy mieli czas na przygotowanie się do niej w spokoju - tłumaczy. - W tej chwili jesteśmy po kilku obozach treningowych. W zasadzie przygotowania do startu mamy już za sobą. Trener zabronił nam intensywnych ćwiczeń. To w obawie przed niespodziewaną kontuzją - dodaje pan Ryszard. - Eliminacje były dla mnie bardzo ciężki - przyznaje pani Małgosia. - Bardzo długo w tym roku dochodziłam do formy. Do końca nie byłam pewna, czy uda mi się wystrzelać wymagane minimum. Na szczęście mam to już za sobą - mówi łuczniczka. Okazuje się, że jeśli chodzi o dobór kadry na olimpiadę, miejsce w rankingu światowym nie ma większego znaczenia. Fakt, iż pani Małgosia zaliczana jest do pierwszej trójki najlepszych łuczniczek świata, jeszcze nie dawał jej paszportu do Aten. W podobnej sytuacji był również pan Ryszard...

Powrót do domu

Rozmawiamy w domu państwa Olejników, we Włoszczowicach (gmina Kije), dosłownie w przeddzień ich wyjazdu do Aten. Dokładniej: rozmawiamy na łące za domem, gdzie trenują strzelanie.

Ich dom to również historia. Włoszczowice to wieś rodzinna pani Małgosi. Mieszkała tutaj do wakacji pomiędzy klasą piątą a szóstą szkoły podstawowej, do dnia, gdy wpadła pod pociąg. Następne trzy lata spędziła w szpitalach i sanatoriach. Potem była szkoła średnia, powrót, ale tylko do Kielc. Odwiedzając rodziców pani Małgosi, oboje małżonkowie dojrzewali do przeprowadzki na wieś. No i stało się. Tuż przed Bożym Narodzeniem miną dwa lata, odkąd mieszkają na wsi. - Początkowo brakowało mi sklepów. W Kielcach miałam wszystko "pod nosem". Ale przyzwyczaiłam się już, że jeśli braknie mi nici, muszę skoczyć po nie do Pińczowa, a to kilkanaście kilometrów (hobby pani Małgosi to haftowanie).

- Bardziej brakuje mi wspólnych wypadów z dziećmi na przykład do kina. Wyjazd z Włoszczowic do Kielc - robi się z tego wyprawa na cały dzień. Poza tym mieszka mi się tutaj wspaniale - zastrzega łuczniczka. - Co ja bym teraz robił w Kielcach? - śmieje się pan Ryszard. - Tutaj wychodzę za dom i już mogę trenować. Urządziliśmy sobie strzelnicę z żoną, żeby nie musieć jeździć na treningi do Nowin, bo to trochę daleko. Zupełnie inaczej żyje nam się na wsi, ale mnie się to bardzo podoba. Sam zresztą pochodzę ze wsi, z podkieleckiego Borkowa - dodaje.

Nietaktem jest pytać mistrzów, na co liczą w Atenach, czego spodziewają się po swojej kolejnej olimpiadzie. Życzenia, by odnieśli sukces - to banał. Najwłaściwsze rozwiązanie przychodzi samo! Jest nim zaproszenie do domu do Włoszczowic, kiedy już Olejnikowie wrócą z Aten. Na początku października 2004 roku. Oczywiście odwiedzimy mistrzów!

Odnaleźli swoje miejsce

Małgorzata i Ryszard Olejnikowie, wielokrotni mistrzowie Polski, świata, mistrzowie paraolimpijscy w łucznictwie. Jak podkreśla pan Ryszard: jedynej dyscyplinie sportu, gdzie zdrowi zawodnicy startują razem z niepełnosprawnymi sportowcami.
Obydwoje małżonkowie ciężko doświadczeni przez los, dokonali rzeczy dla wielu zdrowych ludzi niemożliwych. Odnaleźli swoje miejsce w świecie: są rodziną, mają dwójkę wspaniałych dzieci, Olę i Bartka, startują w najbardziej prestiżowych zawodach łuczniczych, odnosząc w nich sukcesy na miarę światową. Uzyskane przez nich wyniki - rekordy trafień do tarczy strzelniczej - figurują w Księdze Rekordów Guinnessa. Jej od 1997 roku, jego od 1995 roku!

Biją własne rekordy

Igrzyska Paraolimpijskie - w tym roku organizowane po raz dwunasty. Dwa tygodnie po zakończeniu "normalnej" olimpiady, w obiektach olimpijskich walczą o takie same jak zdrowi sportowcy medale, sportowcy niepełnosprawni. W tym roku w Atenach spotka się około cztery tysiące zawodników ze stu trzydziestu krajów. W tym też roku po raz pierwszy organizacją obydwu igrzysk - dla "zdrowych" i "niepełnosprawnych" - zajął się ten sam komitet organizacyjny igrzysk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie