MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Moje dziecko nie żyje!

Monika WOJNIAK <a href="mailto:[email protected]" target="_blank" class=menu>[email protected]</a>
22 kwietnia 2006. Kielce. Tyle zostało z roweru małego Patryka. Rodzice do dziś żyją w rozpaczy. - Tragedia nie zwalnia nas z codziennego życia. Ale jak żyć bez niego? Nasze życie się zatrzymało. I znaleźliśmy się bliżej śmierci - mówią jego rodzice.
22 kwietnia 2006. Kielce. Tyle zostało z roweru małego Patryka. Rodzice do dziś żyją w rozpaczy. - Tragedia nie zwalnia nas z codziennego życia. Ale jak żyć bez niego? Nasze życie się zatrzymało. I znaleźliśmy się bliżej śmierci - mówią jego rodzice. Ł. Zarzycki

Śmierć dziecka. Najgorsze, co mogą przeżyć matka i ojciec. Czy można sobie z tym poradzić? Gdzie szukać ukojenia? Czy w ogóle można je znaleźć?

- Najważniejsze, żeby ta śmierć nie była bez sensu, żeby Ania nie zginęła na darmo, żeby nie była tylko kropką w statystykach - Aneta Dudzik z Cedzyny o swojej zmarłej córce myśli codziennie, w każdej godzinie.

To było 18 listopada ubiegłego roku. Wczesnym rankiem Ania wyszła do szkoły. - Zwykle ją odwoziliśmy, ale tego dnia uparła się, że pójdzie sama. A jak ona sobie coś postanowiła, to nie sposób było jej zatrzymać. Była jak żywioł, ciągle ją coś gnało. Szkołę rozpoczęła o rok wcześniej. Bo postawiła nam takie ultimatum - że albo wcześniej, albo w ogóle - wspomina Aneta.

Więc tego dna rano Ania wyszła do szkoły. Ale zdołała przejść zaledwie kilka metrów. Samochód najechał na nią, gdy przechodziła na drugą stronę ulicy. Dwa dni walczono o jej życie w szpitalu dziecięcym w Kielcach. Niestety. 23 listopada odbył się jej pogrzeb.

A dla rodziców zaczęła się walka. - Ludzie się chyba spodziewali, że się rozpijemy, rozpuścimy to, co mamy. A tu na odwrót. Córka dała nam tyle motywacji - mówią Aneta i Mariusz Dudzikowie.

OD DOMU DO DOMU

Zaczęli właściwie od razu. Postanowili, że zrobią wszystko, aby w Cedzynie już nikt nie zginął. Wyliczyli, że tych śmierci w ostatnich latach było mnóstwo. Stworzyli mapę śmierci, wpisali na nią wszystkie ofiary, o których pamiętano w okolicy. Mariusz chodził od domu do domu i zbierał podpisy. Tylko jedna osoba go nie wpuściła. Walczyli o to, aby na drodze krajowej, biegnącej przez Cedzynę, wprowadzić zmiany, które zapewnią bezpieczeństwo pieszym. Chodzili do gminy, do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, do mediów. Nie prosili. Żądali. Pisma, spotkania, piętrzące się trudności. Przez cztery miesiące od śmierci Ani zajmowali się tylko tym, nie pracowali. - Wspieraliśmy się wzajemnie. Oczywiście, różne chwile bywały. Czasem się pokłóciliśmy. Ale jak przychodziło kolejne pismo, to szliśmy razem walczyć - opowiadają. Pilnowali się, żeby nie zacząć płakać, na przykład na takim spotkaniu w gminie. Żeby nikt im nie zarzucił, że reagują histerycznie, że kierują się tylko emocjami. Udało im się. Zwyciężyli. Czy czują satysfakcję? Czy znaleźli ukojenie? - To jest tylko jeden mały kawałeczek tego, co można zrobić. Tylko czasem serce tak zaboli...

KOSZMAR ŚMIERCI, KOSZMAR ŻYCIA

Ile ich to kosztowało: bólu, nocnych łez, rozpaczy? Tylko oni wiedzą. Ta rozpacz jest ciągle gdzieś na wierzchu, ciągle świeża i gotowa wybuchnąć. - Śmierć dziecka to koszmar. Koszmarem jest pogrzeb i to, że zostaje całe dalsze życie, bez mojej córeczki. Dzwoni policja i mówi, żeby odebrać rzeczy Ani, te, które miała na sobie podczas wypadku. Przez całą drogę do domu płakałam. Długo zastanawiałam się, co z nimi zrobić. W końcu spaliłam. Do dziś nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Jakiś czas po śmierci Ani z młodszą córką zrobiłyśmy remont. Pękało mi serce, gdy na ścianie zamalowywałyśmy to, co ona narysowała. Dom się zmienił, ale Ania ciągle w nim jest, myślimy o niej, rozmawiamy, wszędzie są jej zdjęcia. Wystarczy, że stawiam garnek na kuchence i już mi ją to przypomina. Czy spotkałam się z ludzką życzliwością? Wie pani jak to jest, gdy wchodzi pani do sklepu, a tu nikt się nie odzywa? Albo do pracy, a tam nagle w pokoju wszyscy milkną? Czułam się bardziej zagubiona niż naprawdę byłam.

Nieznośne poczucie wyjątkowości - tak to odczucie określają internetowe portale dla rodziców, którzy stracili dzieci.

NIE ZDĄŻYŁ PÓJŚĆ DO SZKOŁY

- Skąd w człowieku tyle łez? - zastanawia się mama 6-letniego Patryka. Prosi, aby nie podawać nazwiska. Nie mówi o sobie. Mówi o Patryku. Nosi przy sobie jego zdjęcie. - Był najwyższy w swojej grupie. Tak szybko się rozwijał, chłonął wiedzę. Poszedłby teraz do pierwszej klasy. Wie pani, co my przeżyliśmy w dniu, gdy zaczynał się rok szkolny?

Tragedia dosięgła ich 22 kwietnia. Patryk był na dworze, jeździł na rowerze. - Tak bardzo czekał na te ciepłe dni - płacze mama. Pilnował go brat. Chłopczyk jeździł po ulicy, dojechał na skrzyżowanie. Wtedy z drogi podporządkowanej nadjechał motor. Jak się później okazało, kierowca był nietrzeźwy. Huk, zderzenie. Śmierć. Dziś w tym miejscu, gdzie leżał Patryk, stoi krzyż. - Modlę się tam, palę znicze - wzdycha ojciec. - Znał na pamięć nazwiska wszystkich skoczków narciarskich, nazwy wszystkich państw. Oglądał wszystkie mecze piłkarskie.

Codziennie razem z żoną chodzą na cmentarz. - Z naszej sypialni widać ten cmentarz. Kładę się spać i myślę, że mój synek tam leży, między drugą a trzecią latarnią - kobieta patrzy przed siebie i ociera łzy.

PYTANIE BEZ ODPOWIEDZI

W ich domu czas się zatrzymał. Wszystko jest tak, jak zostało po wyjściu Patryka. - Książka leży rozłożona na zadaniu, którego już nie zdążył zrobić. Zastanawiam się, czy mam je dokończyć - dodaje matka.

Mówią, że bez najbliższej rodziny nie poradziliby sobie. To najbliżsi byli największym oparciem. Trafili również pod opiekę psychologów. To też trochę pomaga. Znaleźli pomoc w Stowarzyszeniu Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach "Alter ego", które zaangażowało się wraz z nimi w sprawę sądową przeciwko motocykliście. Na pierwszą rozprawę mama Patryka nie poszła. Nie znalazła tyle siły. Na drugiej już była. Bardzo starała się dzielnie trzymać. Wyprostowana, w żałobie, z rozmachem weszła na salę. Chwilę później nie mogła zatrzymać łez. Wysłuchała wyroku. Ale to nie cofnie czasu.

- Mamy jeszcze dwoje dzieci, dla nich musimy żyć - mówią. Ale jeszcze nie wiedzą, jak. Patryk i najstarszy syn obchodzili urodziny tego samego dnia. Zawsze były dwa torty. Teraz jednego jubilata już nie ma. Przyjdą święta, Wigilia, choinka. Bez niego. - Ciągle nie znalazłem odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Zadawałem je wszystkim. I nic - kręci głową ojciec. - Tragedia nie zwalnia nas z codziennego życia. Ale jak żyć bez niego?

WSPÓLNOTA CIERPIENIA

- Motory po naszej ulicy pędzą bez opamiętania. Nic się nie zmieniło od wypadku Mateusza. Jakaś policjantka mówiła wtedy, że może tu fotoradar postawią. Ale na gadaniu się skończyło - wzdycha ojciec. Mówią, że nie mieli w sobie takiej siły, jak Dudzikowie. Żeby chodzić, prosić, żądać. Choć może trzeba było. - Nasze życie się zatrzymało. I znaleźliśmy się bliżej śmierci - mówią.

Ulgę przynosi im rozmowa z ludźmi, którzy przeżyli podobne tragedie. - Spotykamy ich właściwie codziennie na cmentarzu. Tak jak my, przychodzą na groby swoich dzieci. Jedno miało 20 lat, inne 21. Okazuje się, że niektórych znamy - opowiadają.

Dudzikowie myślą o tym, aby stworzyć rodzaj grupy wsparcia dla rodziców, dotkniętych tym samym nieszczęściem - utratą dziecka. - Bo tak naprawdę tylko my jesteśmy w stanie zrozumieć nawzajem swój ból - uważa Aneta. Też zastanawiali się z mężem: dlaczego? - I tak sobie myślę... Szła grupka dzieci, a tylko w Anię uderzył ten samochód... Może ona wiedziała... Może ktoś na górze wiedział... Że my jakoś znajdziemy w sobie siłę. Żeby przetrwać. Że ona nam tę siłę da.

Lista życzeń osieroconych rodziców

1. Chciałbym, by moje dziecko nie umarło. Chciałbym je mieć z powrotem.

2. Chciałbym, byś się nie bał wymawiając imię mojego dziecka. Moje dziecko istniało i było dla mnie bardzo ważne. Potrzebuję usłyszeć, że było ono ważne także dla Ciebie.

3. Bycie rodzicem w żałobie nie jest zaraźliwe, więc chciałbym byś mnie nie unikał. Potrzebuję Cię teraz bardziej niż kiedykolwiek.

4. Wiem, że często o mnie myślisz i się modlisz. Wiem, że śmierć mojego dziecka boli Cię także. Chciałbym o tym wiedzieć: powiedz mi to przez telefon, napisz list lub uściśnij mnie.

5. Chciałbym żebyś nie oczekiwał, że moja żałoba skończy się wraz z upływem sześciu miesięcy. Będę cierpiał z powodu śmierci mojego dziecka aż do ostatniego dnia mego życia.

6. Nie chciałbym traktował mnie jak "OBIEKT LITOŚCI", chciałbym jednak byś pozwolił mi na smutek.

7. Gdy mówię "U mnie w porządku", chciałbym, byś zrozumiał, że "NIE JEST MI DOBRZE", a każdy dzień to zmaganie się ze śmiercią mojego dziecka.

8. Zaproponuj od czasu do czasu, że pojedziesz ze mną na cmentarz, zapalić lampkę, pomilczeć chwilę. Nie za często, tylko czasami. Daj mi znać, że pamiętasz.

9. Nie mów: jesteś młody, będziesz miał kolejne dzieci. Być może będzie dane mi się cieszyć jeszcze nie jednym dzieckiem, najpierw jednak muszę opłakać to, które odeszło. I żadne inne dziecko mi go nie zastąpi.

Źródło: www.dlaczego.org.pl

15 października

W niektórych krajach 15 października jest obchodzony jako Dzień Pamięci Dzieci Utraconych już od 1988 roku. W Polsce wzmianka o tym dniu pojawiła się po raz pierwszy w roku 2004, kiedy powstało DLACZEGO - Organizacja Rodziców po Stracie oraz Rodziców Dzieci Chorych. Porusza ona głównie problemy związane ze śmiercią dzieci w wyniku poronienia, ale nie tylko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie