Niektóre plantacje zostały zniszczone w 100 procentach, w innych trzeba będzie wyciąć niemal połowę drzewek. Plaga myszy i nornic w sandomierskich sadach poczyniła większe szkody niż mroźna zima.
Ostatnie lata były suche, ciepłe i długie. A to sprzyjało rozwojowi gryzoni. - Myszy i nornice rozmnażają się błyskawicznie. Potrafią mieć 8-12 miotów w ciągu roku. To, co się teraz dzieje, to prawdziwa plaga - ocenia Jan Orawiec, sadownik z gminy Obrazów, wiceprzewodniczący sandomierskiego Związku Ogrodniczego. Te małe gryzonie zwykle atakowały sady jabłoniowe, wybierając najczęściej drzewka odmiany "champion". Tej zimy zaatakowały także sady wiśniowe.
Atak gryzoni
- W tym roku gryzoni jest zdecydowanie więcej - przyznaje Ryszard Ciźla, sadownik i prezes Świętokrzyskiej Izby Rolniczej. - Duże opady śniegu spowodowały, że nie mogły znaleźć pokarmu i zaczęły zjadać korę drzew. Zając takich szkód nie zrobi, jak myszy. U mnie w sadzie całkowicie ogryzły z kory 15-20-letnie jabłonie. Na niektórych plantacjach zniszczonych jest kilka czy kilkanaście drzew, ale są i takie, które trzeba będzie wyciąć w pień.
Największe szkody są w młodszych sadach, czasami sięgają 100 procent. W innych trzeba będzie wyciąć 30-40 procent drzew. Największe zniszczenia są na plantacjach, na których sadownicy nie zwalczali gryzoni. - Ci, co wykładali dwa-trzy razy trutkę na myszy, wsypując ją do nor, nie mają takich strat. Ale tam, gdzie są zaniedbane sady lub sąsiadują przez miedzę z tymi, które nie były chronione przed myszami i nornicami, uszkodzenia są naprawdę bardzo duże - przyznaje Jan Orawiec.
Szacują straty
Odtworzenie jednego hektara sadu to potężny wydatek. Zakup sadzonek drzew to koszt około 20 tysięcy złotych. Wcześniej trzeba usunąć uszkodzone drzewa i zrekultywować teren. A po nasadzeniach przez 3-4 lata pielęgnować sad, zanim zacznie owocować. Sadownicy mogą się starać o kredyt klęskowy na odtworzenie sadów zniszczonych przez gryzonie. Wcześniej muszą jednak złożyć do urzędów gmin wnioski o oszacowanie strat.
Za kilka tygodni może się jednak okazać, że to, co widać na zewnątrz, czyli ogryziona kora, to nie wszystko. - W ziemi jest bardzo dużo tuneli po nornicach i myszach. I tak naprawdę nie wiadomo, czy zniszczona jest tylko kora, czy też naruszony również system korzeniowy - mówi Jan Orawiec. - Jeśli na drzewku zostało trochę łyka, którym mogą płynąć soki, być może uda się go uratować. Ale jeśli uszkodzony jest także system korzeniowy, będzie trudno. Dopiero w połowie maja, gdy ruszy pełna wegetacja, można będzie ocenić, które drzewa da się uratować, a które należy wyciąć. Ale straty będą potężne - ocenia sadownik z Obrazowa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?