Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na wyrok w procesie prezydenta Starachowic jeszcze poczekamy

M.K.
Nie było mów końcowych w procesie prezydenta Starachowic, urzędniczki i przedsiębiorcy z gminy Pawłów, prywatnie dziadka urzędniczki. W styczniu kolejne posiedzenie. Sąd rozpatrzy nowe dowody w sprawie.

Miało być zakończenie trwającego od marca procesu, ale nieoczekiwanie pojawiły się nowe dowody. Odbyła się za to zaplanowana konfrontacja byłego prezesa Zakładu Energetyki Cieplnej Szymona Sz. z prezydentem Wojciechem B. Zeznania Sz. nie wniosły wiele nowego do sprawy, bo Sz. wielu faktów, głównie szczegółowych dat nie pamiętał. Przyznał, że podczas słynnych spotkań w saloniku prezesi spółek "żartowali" miedzy sobą na temat wysokości kwot, jakie spółki mają przekazać na potrzeby urzędu, na przykład na dofinansowanie organizacji wyjazdów dzieci na kolonie, festynów w mieście czy kupna nagród dla osób biorących udział w konkursach.

Powtórzył, że prezydent bezpośrednio zażądał od niego 10 tysięcy złotych podczas spotkania w restauracji po Walnym Zgromadzeniu Wspólników ZEC na początku 2008 roku. We wrześniu 2010 roku Sz. domyślił się, że prezesi innych spółek też dawali prezydentowi pieniądze. Były prezes ZEC po raz kolejny powiedział też, że 30 tysięcy złotych, które dostał od przedsiębiorcy z gminy Pawłów na wybory przekazał prezydentowi przez Justynę Z.

Oskarżeni wyjaśniają

Wyjaśnienia postanowiła złożyć trójka oskarżonych, ale nikt z nich nie zgodził się odpowiadać na pytania prokuratora. Bardzo emocjonująco o swoim udziale w sprawie mówiła Justyna Z., która podkreślała, że jest niewinna. Jak powiedziała, do jej zadań w urzędzie należało między innymi przekazywanie adresowanej imiennie korespondencji do rąk własnych adresata.

- Nie przypominam sobie abym dostała jakiekolwiek pieniądze od prezesa Sz. i żebym miała świadomość, że przekazuję pieniądze. Jeżeli kiedyś przekazałam kopertę z pieniędzmi, to nie miałam świadomości, że są w niej pieniądze. Nie wiem, dlaczego Sz. mnie w to wplątał, dlatego mnie tak pomówił - mówiła urzędniczka, która odniosła się też do drugiego zarzutu stawianego jej przez prokuraturę.

- W życiu nie zmuszałam prezesa Norberta G. aby napisał jakikolwiek oświadczenie pod groźbą utraty pracy. To w jaki sposób potoczyły się wydarzenia w listopadzie ubiegłego roku to była czysta premedytacja ze strony G. On bał się utraty pracy. To on nalegał na spotkanie z prezydentem. Od niego i od dziadka się dowiedziałam, że CBA będzie wnioskować o umorzenie postępowania wobec mnie i mojego dziadka. Potem mecenas z Warszawy powiedział, że skoro G. chce się wycofać z zeznań to może napisać oświadczenie. Mieliśmy duże nadzieje, że sprawa się wyjaśni. Ja do tej pory nie wierzę, że prezydent brał łapówki - powiedziała Justyna Z.

- Ale prezydent się przyznał - wtrąciła sędzia Barbara Nowak - Łon.

- Ja też początkowo w Krakowie w desperacji się przyznałam do wszystkiego. Nie mnie oceniać, dlaczego prezydent się przyznał - odpowiedziała urzędniczka.

Wojciech B., który w czwartek również składał wyjaśnienia powiedział, że 10 listopada, kiedy po raz pierwszy wyszedł z aresztu przyznał się, bo chciał wrócić do domu. Dodał, że brał pieniądze na organizację imprez sportowo-kulturalnych w mieście i że nigdy nie żądał pieniędzy grożąc, że ktoś straci stanowisko. Zdaniem prezydenta, prezesi ZEC przekazywali mu "dobrowolne datki". Pieniądze od prezesów prezydent miał przekazywać dwóm pracownikom Miejskiego Centrum Rekreacji i Wypoczynku, a oni kupowali nagrody na konkursy i paliwo do skuterów, którymi podczas imprez nad zalewami pływali mieszkańcy miasta. Z kolei 30 tysięcy złotych od przedsiębiorcy miał wziąć nie jako łapówkę, ale jako pieniądze na kampanię wyborczą. Ten fakt w podobny sposób w wyjaśnieniach przedstawił też przedsiębiorca.

Nowe dowody

Obrońcy oskarżonych złożyli szereg wniosków o dopuszczenie nowych dowodów, które ich zdaniem mogą mieć wpływ na ostateczną ocenę sądu. Chcieli na przykład przesłuchania pracowników Miejskiego Centrum Rekreacji i Wypoczynku, którzy od Wojciecha B. mieli brać pieniądze oraz mecenasa z Warszawy, który udzielał Wojciechowi B. porady prawnej. Te wnioski sąd oddalił. Do akt sprawy włączone zostały za to materiały zgromadzone przez Prokuraturę Apelacyjną w Krakowie w sprawie nakłaniania świadka do zmiany zeznań. Prokuratorzy badali, jaki udział mogli mieć w tym dwaj urzędnicy miejscy obecni podczas spotkania prezydenta i prezesa ZEC Norberta G. pod koniec listopada ubiegłego roku.

Przypomnijmy, niedługo po tym spotkaniu prezydent i urzędniczka zostali ponownie aresztowani. Krakowscy prokuratorzy pod koniec listopada tego roku umorzyli śledztwo w sprawie dwóch urzędników z braku dowodów. Obrońcy oskarżonych zawnioskowali o włączenie do akt sprawy materiału z przesłuchań urzędników: kierowcy prezydenta i kierownika referatu promocji, a sąd się na to zgodził. Ogłoszono 30 minutową przerwę w rozprawie, aby obrońcy mogli przeczytać akta. Po przerwie okazało się, że obrońcy nie zdążyli zapoznać się z materiałem. Mecenas Jerzy Siwonia zawnioskował o odroczenie rozprawy. Kolejny pasujący wszystkim termin to 24 stycznia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie