Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najlepsi z najlepszych

Małgorzata PAWELEC<br />Przemysław CHECHELSKI<br />Artur SZCZUKIEWICZ

Twórcy "Najlepszego z Najlepszych" - nowego teleturnieju "dwójki" postanowili sprawdzić, kto jest Graczem Numer Jeden w Polsce. Do udziału w programie producenci zaprosili ośmiu graczy, którzy we wszystkich swoich dotychczasowych startach zdobyli najwyższe nagrody. Jest wśród nich jedyny przedstawiciel naszego regionu Włodzimierz Piasecki z Jędrzejowa. W jego ślady idzie najwyraźniej rodzina Litwinów z Kielc, która właśnie walczy w teleturnieju "Kochamy polskie seriale".

Już 13 marca rusza nowy superteleturniej "Dwójki" "Najlepszy z Najlepszych". Kluczem do programu jest stworzona przez producentów teleturniejów nieformalna "czarna lista" z nazwiskami tak zwanych zawodowych graczy. Kim są ci ludzie? To wielokrotni zwycięzcy różnych gier, zawodnicy z ogromną wiedzą i nieprzeciętną inteligencją. Kiedy świat polskich teleturniejów dopiero się rozwijał - startowali, gdzie tylko się dało i przeważnie wygrywali. Teraz, regulaminy większości tego typu programów, zabraniają im startów.

Nasz zawodowiec

Twórcy "Najlepszego z Najlepszych" postanowili sprawdzić, który z nich jest Graczem Numer Jeden w Polsce. Dlatego w teleturnieju nie ma ani jednego przypadkowego zawodnika. Do udziału w programie producenci zaprosili pierwszych ośmiu graczy z "czarnej listy" - czyli tych, którzy we wszystkich swoich dotychczasowych startach zdobyli najwyższe nagrody. Jest wśród nich Włodzimierz Piasecki z Jędrzejowa, który startował wcześniej w teleturniejach: "Koło fortuny", "Miliard w rozumie", "Jaka to melodia", "Magia liter", "Krzyżówka szczęścia", "Jeden z dziesięciu", "Awantura o kasę", "Dobra cena", "Mowa Polska", "Telegra", "Daję słowo". Teraz powalczy o tytuł "króla teleturniejów".

Włodzimierza Piaseckiego w Jędrzejowie wszyscy znają, jedni mu zazdroszczą inni podziwiają. Jest niewątpliwie telewizyjną gwiazdą. Już na samym początku rozmowy pan Włodzimierz przeprasza na chwilkę, włącza telewizor na jeden z teleturniejów, po chwili wyłącza. - Chciałem tylko sprawdzić, czy występuje ktoś znajomy - wyjaśnia. Jak twierdzi, generalnie nie ogląda tego typu programów. - Gdybym chciał w tym siedzieć, czasu by mi brakło - dodaje. - Jak coś nowego się pojawi to obserwuję. Staram się sprawdzić czy akurat w tym bym sobie dał radę. Jeśli się do jakiegoś teleturnieju dostanę, wówczas zaczynam go regularnie śledzić - zdradza. Na tym, jak mówi, polegają jego przygotowania, a brał już udział w najróżniejszego rodzaju programach, do których potrzebna jest naprawdę ogromna wszechstronna wiedza.

- Lubię teleturnieje, w których potrzebna jest szeroko pojęta wiedza, dobrze czuję się w najróżniejszych literówkach, typu właśnie "Koło fortuny", występowałem kilka razy w programie "Jaka to melodia", bo znam muzykę zarówno młodzieżową, jak i tę ze starszych lat. Do takich programów nie da się przygotować. Do "Jaka to melodia" na przykład trzeba by kupić tysiąc płyt i uczyć się piosenek. To jest nierealne - mówi pan Włodzimierz.

Szczęśliwy luty

Ostatnio obchodził swój jubileusz. Wystąpił w 50 odcinku teleturnieju. W telewizji był oczywiście znacznie więcej razy. - Nie liczę na przykład programów, które były powtarzane - dodaje. Zadebiutował w telewizji w 1994 roku w "Kole fortuny". - Z małżonką jesteśmy nauczycielami. W tych czasach samochody były bardzo drogie i za pensję nauczyciela ciężko było marzyć o takim zakupie, a ja za wszelką cenę chciałem mieć auto. W "Kole fortuny" można było je wygrać, a rozwiązywanie haseł szło mi całkiem sprawnie. Postanowiłem próbować. Pierwsze moje zgłoszenie zostało odrzucone, w końcu się udało. Doszedłem do finału i na tym się skończyło. Nie dawałem jednak za wygraną. Zgłosiłem się po raz kolejny i znów zakończyło się na finale. Hasło było praktycznie nie do odgadnięcia - wspomina.

Szczęście uśmiechnęło się do niego w lutym 1995 roku. W programie "Miliard w rozumie" wygrał 25 tysięcy złotych i to była jego największa dotychczasowa wygrana. Dziesięć dni później po raz trzeci stanął do boju o auto w "Kole fortuny" i przysłowie "do trzech razy sztuka" się sprawdziło. Wygrał fiata "cinquecento". - Po "Miliardzie w rozumie" startowałem w "Kole fortuny" bardzo spokojny. Wiedziałem, że mam już pieniądze na upragnione auto i może dzięki temu udało się wygrać - mówi. - Samochód ten jednak rozbiłem i zostałem znów bez auta i bez pieniędzy. Wtedy ponownie szczęście się uśmiechnęło. Wystartowałem w dwóch teleturniejach i wygrałem pieniądze na używaną "skodę" - dodaje.

Ludzie są zazdrośni

O wygranych pieniądzach jednak niechętnie rozmawia. - Ludzie są zazdrośni. Myślą, że Bóg wie czego się na tym dorobiłem. Wiadomo, że jeździ się, żeby coś wygrać. Nikt jednak nie ma drogi do tego zamkniętej - mówi.

Do udziału w teleturniejach zachęcił już nawet swoich najbliższych. W telewizji wystąpili między innymi jego szwagier, żona, jak również syn. - Syn jeździ ze mną niemal na wszystkie nagrania - wyjaśnia.

Wszystkie programy ma nagrane na kasetach wideo. - Jest tego trochę - mówi. Rodzinę jednak już coraz mniej wzrusza widok taty na ekranie telewizora. - To już stało się normalne - mówi żona Jolanta.

Śmiało można powiedzieć, że jest już gwiazdą teleturniejów. Przez to jednak ma coraz większe problemy z dostaniem się do programów. - Nas starych wyjadaczy, nie za bardzo już chcą. Jesteśmy jakby na "czarnej liście" - mówi.

Ale niedługo znów będzie na wizji właśnie dzięki temu, że jest jednym z najlepszych.

Tworzą "mafię"

- Tworzymy - jak ja to nazywam - "mafię" w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Grono ludzi, którzy regularnie biorą udział w teleturniejach jest niewielkie i zazwyczaj się znamy. Utrzymujemy z sobą kontakty telefoniczne i internetowe. Jeśli coś się pojawia nowego, natychmiast kontaktujemy się i wiemy co w trawie piszczy. Przed tym teleturniejem dzwonił do mnie znajomy i powiedział, że coś takiego będzie powstawać, że dzwoniła do niego firma, która nagrywa ten program, zaproponowali mu udział i podał im również mój numer telefonu. Dotarli do kilkunastu osób, podliczyli dorobek każdego i wybrali najlepszą ósemkę. Program już został nagrany, ale szczegółów nie mogę zdradzić - wyjaśnił. Zostanie on wyemitowany 13 marca w Programie II Telewizji Polskiej.

Kielczanin reżyserem!

Teleturniej "Najlepszy z Najlepszych" reżyseruje kielczanin Konrad Smuga, poprowadzi Olaf Lubaszenko. Na zwycięzcę czeka nagroda - sto tysięcy złotych. - Takiego teleturnieju jeszcze w naszej telewizji nie było - twierdzi Konrad Smuga, ale nie chce zdradzić, jakie konkurencje przygotował dla zawodników. Mówi: - To niespodzianka. Zapewniam jednak, że aby zdobyć główną nagrodę, zawodnicy będą musieli wykazać się nie tylko wiedzą...

Konrad Smuga jest jednym z najwyżej ocenianych reżyserów widowisk telewizyjnych. To właśnie on wyreżyserował dla Polsatu dwie ostatnie edycje programu "Idol" oraz koncerty "Trendy" na cieszącym się coraz większą popularnością festiwalu "Top-Trendy", który już dwukrotnie odbył się w Sopocie. Dla telewizji TVN przygotował w ubiegłym roku show "Test na prawo jazdy" oraz akcję i koncert "Odnawiamy nadzieję". Tym razem pracuje nad teleturniejem na zlecenie Programu II Telewizji Polskiej.

- Dlaczego dla "Dwójki"? Bo to właśnie ten program zainteresował się pomysłem teleturnieju "Najlepsi z Najlepszych" - mówi Smuga. - Jestem "wolnym strzelcem", otwartym na propozycje z każdej stacji telewizyjnej i tak naprawdę z żadną z nich nie związanym "na wyłączność"...

Kielecką rodzinę oglądaj w niedzielę

Aby wystartować w teleturnieju musieli spędzić ponad sto godzin przed telewizorem. Kielecka piosenkarka Joanna Litwin-Berner, jej mąż Piotr Litwin oraz kuzyni Marcin Sołtyk i Marcin Grabowski wystartowali w familijnym programie "Kochamy polskie komedie". Jak im poszło i czy kielczanie przeszli do następnych odcinków teleturnieju, przekonamy się już w niedzielę o godzinie 18. Czteroosobową rodzinę z Kielc zobaczymy w I programie Telewizji Polskiej.

- To nie jest nasz pierwszy teleturniej - mówi Piotr Litwin, właściciel kieleckiej agencji "Litwin Junior Ad". - Braliśmy już udział w programach "As, dama, walet" w Polsacie oraz "Wszystko albo nic" i "Najsłabsze ogniwo" w TVN. Dwa lata temu w teleturnieju "Kochamy polskie seriale" doszliśmy do półfinału. Dlatego niemal od razu zdecydowaliśmy się wystartować w emitowanym od ubiegłorocznej jesieni teleturnieju "Kochamy polskie komedie".

Zasady teleturnieju poświeconego komediom różnią się od regulaminu programu "Kochamy polskie seriale". - W najnowszym teleturnieju nie ma finału, można natomiast brać udział w praktycznie w nieskończonej liczbie odcinków, o ile wygra się poprzednie - tłumaczy Joanna Litwin-Berner. - Po każdym wygranym odcinku drużyna dostaje 5 tysięcy złotych. Rekordziści brali udział w 12 edycjach programu. My na razie nie zdradzimy w ilu odcinkach wystąpiliśmy, aby nie pozbawiać rozrywki widzów, którzy zechcą nas oglądać w niedzielę.

8 tysięcy minut oglądania

Czy trudno wygrać teleturniej? - Każda rodzina, która się do niego zgłosi dostaje wykaz 30 komedii i pięciu seriali do obejrzenia, w sumie 90 filmów - mówi Piotr Litwin, który był kapitanem kieleckiej drużyny. - Ma na to dwa tygodnie, tymczasem obliczyliśmy, że przed telewizorem trzeba spędzić minimum ponad 8 tysięcy minut, czyli 135 godzin, bo każdy serial składa się z kilku, a nawet kilkunastu odcinków. Dlatego już przed zgłoszeniem się do programu zaczęliśmy oglądać komedie. Cześć filmów wypożyczyliśmy, inne kupiliśmy. Posiłkowaliśmy się też kasetami z pokaźnej kolekcji Marcina Sołtyka, który prowadzi sklep z płytami CD i od lat nagrywa polskie filmy. Niektóre komedie oglądaliśmy na zmianę, inne wspólnie.

Kielczanie musieli dokładnie poznać takie seriale, jak "40-latek", "Zmiennicy", "Kariera Nikodema Dyzmy" czy "Wojna domowa". Oprócz kultowych komedii, takich jak "Kingsajz", "Miś", "Rejs" musieli zobaczyć również mniej znane filmy jak chociażby "Motodrama" czy pierwsze powojenne obrazy typu "Skarb".

Scena łóżkowa z "Seksmisji"

- Ten kto twierdzi, że zna komedie na pamięć, powinien najpierw wziąć udział w tym teleturnieju - mówi kapitan kieleckiej drużyny. - Tam padają pytania o szczegóły, które z reguły umykają zwykłym widzom. Dlatego podczas przygotowania się do teleturnieju nie mieliśmy wielkiej przyjemności płynącej z oglądania komedii. Nie było czasu na śmiech. Po prostu zatrzymywaliśmy kasetę w danej chwili i notowaliśmy nazwy, imiona, zaznaczaliśmy detale. Uznaliśmy, że komediowe piosenki będą naszą najmocniejszą stroną, ponieważ Asia jako piosenkarka błyskawicznie kojarzy przeboje, podobnie jak Marcin Sołtyk, który przecież jest znanym w Kielcach didżejem.

W jednym odcinku teleturnieju startują dwie rodziny. W pierwszej rundzie trzeba wykazać się znajomością wszystkich filmów i odcinków seriali, a na pytania odpowiada się grupowo. W drugiej rundzie można wybrać osiem ulubionych filmów, ale pytania są bardziej drobiazgowe. W tej części programu każdy odpowiada indywidualnie. - Zapytano mnie na przykład o słynne treblinki od kombajnu z filmu "Nie lubię poniedziałku" i o szczegół z jednej z końcowych scen "Seksmisji", w której Maks, czyli Jerzy Stuhr przekonuje Lamię do miłosnych igraszek - mówi Joanna. - Najtrudniejsza była jednak runda trzecia, w której pokazywane są fragmenty filmów, a dopiero potem pada pytanie. Odpowiada ta drużyna, która pierwsza włączy przycisk. Czasem naciskaliśmy na guziczek przed usłyszeniem pytania, aby przeciwnicy nas nie uprzedzili. To ryzykowne, bo można nie wpasować się z odpowiedzią. Tymczasem Piotrek prawie zawsze zgłaszał się przed zadaniem pytania. Najbardziej denerwowałam się, gdy puszczono nam piosenkę Bohdana Łazuki z filmu "Małżeństwo z rozsądku". Piotrek się zgłosił i podał tytuł filmu, a ja martwiłam się, że potem padnie pytanie na przykład o piosenkarza. Na szczęście trafiliśmy.

Rekwizyt z "pomocą"

- Wygrana w jednym odcinku nie oznacza jeszcze przejścia do kolejnego programu - mówi Piotr Litwin. - Aby wystąpić jeszcze raz trzeba odpowiedzieć na jedno najtrudniejsze finałowe pytanie dotyczące rekwizytu albo kadru z filmu. Pokazano nam na przykład szalik z napisem "pomocy". Trzeba było odgadnąć, że został on zrzucony z dźwigu w filmie "Nie lubię poniedziałku".

- W przerwach między pytaniami prowadzący program Piotr Bałtroczyk zagadywał nas o Kielce - mówi Joanna. - Ja opowiadałam na przykład o kabarecie "Pirania", z którym występuję, a mój brat cioteczny Marcin Grabowski rozprawiał o stoku Telegraf, który - jak się okazało - jest doskonale znany Piotrowi Bałtroczykowi. Marcin na co dzień pracuje w agencji reklamowej, ale uwielbia śnieżyć z armatek na Telegrafie. To jego hobby i właśnie o tym mówił przed kamerami.

Odcinek teleturnieju "Kochamy polskie komedie" z czteroosobową drużyną "Litwinów" zostanie wyemitowany w niedzielę o godzinie 18 w Programie I Telewizji Polskiej. - Pod koniec odcinka dowiecie się czy jeszcze nas zobaczycie na ekranie - zapowiadają Litwinowie.

"Litwinowie" w najbliższą niedzielę

Odcinek teleturnieju "Kochamy polskie komedie" z czteroosobową drużyną "Litwinów" zostanie wyemitowany w niedzielę, 13 lutego, o godzinie 18 w Programie I Telewizji Polskiej.

Piasecki w niedzielę, 13 marca

W niedzielę, 13 marca, rusza nowy superteleturniej "Dwójki" "Najlepszy z Najlepszych" reżyserowany przez kielczanina Konrada Smugę. Jednym z ośmiu graczy będzie Włodzimierz Piasecki z Jędrzejowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie