Pracownik firmy kurierskiej na warszawskim Ursynowie wczoraj rano przeglądając przesyłki w sortowni odkrył coś, co sprawiło, że zamarł. Z uszkodzonej przesyłki wystawały kabelki… A im głębiej zaglądał, tym straszniejszy widział obrazek. Wyglądało na to, że w paczce jest prawdziwy ładunek wybuchowy, dokładnie taki, jak można zobaczyć w niemal każdym filmie akcji.
KILOGRAMOWA BOMBA?!
Mężczyzna powiadomił swoich przełożonych, szybko na równe nogi postawiono policjantów z Mokotowa, Ursynowa i komendy stołecznej. Ci wezwali następne służby, między innymi straż pożarną. Zamknięto ulice, podobno nawet samoloty kierowano na inne trasy. Z magazynów firmy kurierskiej nie tylko ewakuowano kilkuset pracowników, ale też wyprowadzono ich kilkaset metrów dalej od miejsca znalezienia tajemniczej paczki.
- Na pierwszy rzut oka wyglądało na to, że przesyłka zawiera ponad kilogramowy ładunek wybuchowy. Specjalny robot wyniósł paczkę z magazynu w bezpieczne miejsce, potem do pracy przystąpili pirotechnicy w asyście straży pożarnej - opowiada Anna Oleksiak z warszawskiej policji.
Policjanci rozbroili rzekomy ładunek. I cóż się okazało? Że to tylko znakomita atrapa, nie stwarzająca żadnego niebezpieczeństwa.
- Fachowcy mówili, że to profesjonalna atrapa, tyle że bez zapalnika i oczywiście bez materiałów wybuchowych - dodaje policjantka.
POŻYCZONE KŁOPOTY
Równolegle z rozbrajaniem bomby trwało ustalanie, kto i do kogo wysłał przesyłkę oraz - w jakim celu. Policjanci szybko namierzyli nadawcę paczki - mieszkańca podkieleckiej gminy Strawczyn. Okazało się, że mężczyzna pożyczył atrapę z firmy w podwarszawskim Raszynie, zajmującej się najzupełniej legalnie wypożyczaniem atrap różnego rodzaju ładunków oraz wyposażenia kaskaderskiego.
- Wypożyczył ją na własny użytek, ale kiedy to robił, odebrał ją z firmy osobiście. Gdy przestała być potrzebna, postanowił ją zwrócić, tylko że tym razem przesyłką kurierską - wyjaśnia Anna Oleksiak.
Mieszkaniec naszego województwa podobno powiedział kurierowi, co zawiera paczka, ale czy rzeczywiście - to policjanci jeszcze ustalają.
Cała akcja trwała kilka godzin i kosztowała tysiące złotych, nie tylko podatników, ale także firmę kurierską, która musiała na ten czas przerwać pracę. Sprawca całego zamieszania najprawdopodobniej nie zostanie w żaden sposób pociągnięty do odpowiedzialności karnej - wszak nie ma przepisu, który zakazywałby przesyłania atrap. Gdyby paczka nie zostałaby uszkodzona, nikt nie dowiedziałby się o tym, że zawiera coś, co jako żywo przypomina bombę…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?