Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasza "bomba" trafiła w stolicę - podajemy szczegóły akcji

Sylwia BŁAWAT [email protected]
Do rozbrojenia atrapy użyto specjalistycznego policyjnego robota
Do rozbrojenia atrapy użyto specjalistycznego policyjnego robota Policja
Blady strach, ewakuacja kilkuset osób, zamknięte ulice, policjanci, strażacy, wszystkie służby ratunkowe - tak wyglądało wczorajsze przedpołudnie na warszawskim Ursynowie. A wszystko za sprawą mieszkańca podkieleckiej gminy Strawczyn, który wysłał kurierem… bombę. Tyle że nie prawdziwą.

Pracownik firmy kurierskiej na warszawskim Ursynowie wczoraj rano przeglądając przesyłki w sortowni odkrył coś, co sprawiło, że zamarł. Z uszkodzonej przesyłki wystawały kabelki… A im głębiej zaglądał, tym straszniejszy widział obrazek. Wyglądało na to, że w paczce jest prawdziwy ładunek wybuchowy, dokładnie taki, jak można zobaczyć w niemal każdym filmie akcji.

KILOGRAMOWA BOMBA?!

Mężczyzna powiadomił swoich przełożonych, szybko na równe nogi postawiono policjantów z Mokotowa, Ursynowa i komendy stołecznej. Ci wezwali następne służby, między innymi straż pożarną. Zamknięto ulice, podobno nawet samoloty kierowano na inne trasy. Z magazynów firmy kurierskiej nie tylko ewakuowano kilkuset pracowników, ale też wyprowadzono ich kilkaset metrów dalej od miejsca znalezienia tajemniczej paczki.

- Na pierwszy rzut oka wyglądało na to, że przesyłka zawiera ponad kilogramowy ładunek wybuchowy. Specjalny robot wyniósł paczkę z magazynu w bezpieczne miejsce, potem do pracy przystąpili pirotechnicy w asyście straży pożarnej - opowiada Anna Oleksiak z warszawskiej policji.

Policjanci rozbroili rzekomy ładunek. I cóż się okazało? Że to tylko znakomita atrapa, nie stwarzająca żadnego niebezpieczeństwa.

- Fachowcy mówili, że to profesjonalna atrapa, tyle że bez zapalnika i oczywiście bez materiałów wybuchowych - dodaje policjantka.

POŻYCZONE KŁOPOTY

Równolegle z rozbrajaniem bomby trwało ustalanie, kto i do kogo wysłał przesyłkę oraz - w jakim celu. Policjanci szybko namierzyli nadawcę paczki - mieszkańca podkieleckiej gminy Strawczyn. Okazało się, że mężczyzna pożyczył atrapę z firmy w podwarszawskim Raszynie, zajmującej się najzupełniej legalnie wypożyczaniem atrap różnego rodzaju ładunków oraz wyposażenia kaskaderskiego.

- Wypożyczył ją na własny użytek, ale kiedy to robił, odebrał ją z firmy osobiście. Gdy przestała być potrzebna, postanowił ją zwrócić, tylko że tym razem przesyłką kurierską - wyjaśnia Anna Oleksiak.

Mieszkaniec naszego województwa podobno powiedział kurierowi, co zawiera paczka, ale czy rzeczywiście - to policjanci jeszcze ustalają.

Cała akcja trwała kilka godzin i kosztowała tysiące złotych, nie tylko podatników, ale także firmę kurierską, która musiała na ten czas przerwać pracę. Sprawca całego zamieszania najprawdopodobniej nie zostanie w żaden sposób pociągnięty do odpowiedzialności karnej - wszak nie ma przepisu, który zakazywałby przesyłania atrap. Gdyby paczka nie zostałaby uszkodzona, nikt nie dowiedziałby się o tym, że zawiera coś, co jako żywo przypomina bombę…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie