Nie znieważyli
Nie znieważyli
Podczas śledztwa dotyczącego wyłudzania pieniędzy z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych za zmarłego 80-latka śledczy badali także, czy nie doszło do znieważenia zwłok. Nie znaleźli jednak nic na potwierdzenie tej tezy. Bliscy zmarłego złamali natomiast przepis stanowiący, że w ciągu 72 godzin od czasu śmierci powinny one zostać przetransportowane do kostnicy.
Do rodziny z czwórką dzieci spod Ostrowca Świętokrzyskiego śmierć przyszła dwa razy. Najpierw zabrała 80-letniego nestora rodu. A gdy policjanci po kilkunastu miesiącach znaleźli jego zwłoki w mieszkaniu, samobójstwo popełnił pan domu.
Historia rodziny z podostrowieckiej miejscowości mogłaby z pewnością stać się inspiracją dla kina moralnego niepokoju. Normalna, kochająca się rodzina z czwórką dzieci przez kilkanaście miesięcy mieszkała ze zwłokami nestora rodu. Dlaczego? Z biedy. Żeby móc co miesiąc pobierać jego rentę. Żeby z tej renty się utrzymać i jakoś przeżyć od pierwszego do pierwszego.
O tej makabrycznej historii "Echo Dnia" pisało jako pierwsze w styczniu tego roku. W czerwcu prokuratura w stan oskarżenia postawiła córkę zmarłego mężczyzny.
TU UMARŁ. TU ZOSTAŁ
To listonosz jest pierwszym bohaterem tej smutnej opowieści. Listonosz, który mieszkańcom podostrowieckiej miejscowości przynosił należne im pieniądze. Także emeryturę 80-letniego pana, który mieszkał wraz z 44-letnią córką, jej 51-letnim mężem i czwórką dzieci tej pary, z których najmłodsze ma 9 lat, a najstarsze 17.
Umorzone
Umorzone
W czerwcu ubiegłego roku podobną historię badali ostrowieccy policjanci. Wówczas do mieszkania w niewielkiej wsi pod Ostrowcem przyszedł inkasent. Drzwi otworzył mu 55-letni syn 85-letniej gospodyni. Inkasent poczuł specyficzny zapach, z sąsiadami podzielił się przypuszczeniem, że w tym mieszkaniu chyba ktoś umarł. Na miejsce pojechali policjanci i na tapczanie w izbie znaleźli zwłoki 85-letniej kobiety w stanie rozkładu. Już na samym początku mówiono, że musiała umrzeć cztery-pięć dni przed odkryciem ciała, natomiast syn podczas przesłuchania mówił śledczym, że matka zmarła poprzedniego wieczoru. Także w tej sprawie pojawiło się podejrzenie, iż mężczyzna nie powiadomił nikogo o śmierci 85-latki, bo chciał wziąć za nią rentę. Niczego takiego jednak nie udowodniono. Sprawa została umorzona.
To listonosza w styczniu zaniepokoił fakt, że od wielu miesięcy nie widział starszego pana, a pieniądze zawsze odbierali jego krewni.
- Doręczyciel chciał zobaczyć adresata na własne oczy, a wtedy zaczęły się "schody". Córka 80-latka, zdenerwowana tym, poszła na pocztę na skargę, skarżyła się też w pomocy społecznej, że przez to, iż nie dostała pieniędzy, nie będzie się mogła opiekować ojcem - relacjonuje prokurator. - W końcu wezwano policję, funkcjonariusze też zapragnęli osobiście porozmawiać z 80-latkiem.
Córka starszego pana zaczęła kręcić. Najpierw opowiadała, że ojciec jest chory, niedołężny, boi się ludzi, nikogo nie wpuszcza, jej nie poznaje. Potem mówiła, iż starszy pan kilka miesięcy wcześniej wyjechał do rodziny na Śląsk albo do województwa opolskiego. A gdy okazało się, że 80-latka nikt tu nie widział, kobieta stwierdziła, iż ojciec zaginął, zaś ostatni raz widziała go rzekomo w kwietniu 2008 roku.
Policjanci przyjęli od niej zawiadomienie o zaginięciu i rozpoczęli poszukiwania od… przeszukania domu rodzinnego mężczyzny - 80-latek mieszkał w tym samym budynku, co córka z rodziną, tyle że w innym pokoju z osobnym wejściem. I to tutaj, w pomieszczeniu zabitym deskami i uszczelnionym tak, by ze środka nie wydobywały się żadne zapachy, odnaleźli poszukiwanego. Starszy pan nie żył, ciało, ważące zaledwie kilkanaście kilogramów, funkcjonariusze znaleźli w łóżku, przykryte pierzyną. Prawdopodobnie tutaj człowiek umarł. I tu został.
KILKANAŚCIE MIESIĘCY!
Rozpoczęło się dwukierunkowe śledztwo, które miało odpowiedzieć na kilka pytań. Pierwsze, kluczowe - w jaki sposób i kiedy mężczyzna zmarł? I drugie - dlaczego go nie pochowano, tylko zostawiono tam, gdzie odszedł?
Po pierwszych ustaleniach śledczy mówili, że mężczyzna zmarł osiem miesięcy przed odnalezieniem ciała, jednak już wkrótce było wiadomo, że to nieprawda, a od jego śmierci upłynęło znacznie więcej czasu.
- Ostatecznie przyjęliśmy, że mężczyzna zmarł latem 2007 roku w domu, w pomieszczeniu, w którym w styczniu 2009 roku odnaleziono jego zwłoki - mówi prokurator Rafał Kobiec, wiceszef Prokuratury Rejonowej w Opatowie, prowadzącej śledztwo w tej sprawie.
Jak zmarł starszy pan? Odpowiedzi na to pytanie szukali biegli. I nie znaleźli.
- Badania toksykologiczne wykluczyły, by mężczyzna został otruty, biegli wykluczyli też śmierć na skutek urazów - dodaje prokurator. - Ale nie byli w stanie podać przyczyny zgonu, zbyt wiele czasu upłynęło od momentu śmierci do czasu odnalezienia zmumifikowanych zwłok. Nie ma jednak żadnych podstaw ku temu, by twierdzić, że ktokolwiek przyczynił się do śmierci 80-latka, wszystko wskazuje na to, że nastąpiła ona z przyczyn naturalnych.
Wobec takich opinii biegłego jeden z wątków śledztwa umorzono.
DRUGA ŚMIERĆ
Pytanie, dlaczego starszego pana nie pochowano, z pozoru miało bardzo prostą odpowiedź. Dla pieniędzy. Od pierwszego dnia, gdy znaleziono ciało, tak właśnie mówili policjanci i to potem ustalił prokurator. Na początku postępowania zarzuty usłyszały dwie osoby - 44-letnia córka zmarłego i jej 51-letni mąż. Byli podejrzani o to, że z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wspólnie wyłudzali emeryturę 80-latka.
Przed sądem stanie jednak tylko jedno z nich - kobieta. Bo niespełna dwa miesiące po tym, jak dramatyczna historia ujrzała światło dzienne, do jej domu po raz drugi zawitała śmierć. Jej mąż popełnił samobójstwo - powiesił się w tym samym domu, w którym wcześniej odnaleziono zwłoki jego teścia.
Kobietę w czerwcu prokurator postawił w stan oskarżenia.
- Jest podejrzana o to, że od września 2007 roku wyłudziła z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych nienależne pieniądze. Łącznie jest mowa o około 13 tysięcy złotych - wyjaśnia prokurator Rafał Kobiec. Chodzi o emeryturę zamarłego ojca. Kobieta przyznała się do tego. Wyjaśniała, jak mówi śledczy, że ojciec zmarł niedługo przed tym, jak listonosz miał przynieść mu pieniądze. Więc postanowiła poczekać te kilka dni. Z kilku dni zrobiło się kilkanaście miesięcy.
Z WIELKIEJ BIEDY
- Sama zabiła drzwi do pokoju ojca deskami i uszczelniła je - wyjaśnia śledczy. Czemu nie powiadomiła odpowiednich służb o tym, że ojciec nie żyje?
- Wyszło jak wyszło - kwitowała podczas przesłuchania.
- Z wielkiej biedy. To normalna rodzina, nie ma w niej patologii, ale w domu się nie przelewa. Z informacji, jakie zebraliśmy, wynika, że gdy starszy pan żył, córka go kochała, troskliwie się nim opiekowała.
Jest jeszcze jedno pytanie - jakim cudem nikt się nie zorientował, że w mieszkaniu w niewielkiej miejscowości przeszło rok leżały zwłoki?
- Ludzi się dziwili, że długo nie widzą starszego pana, pytali, gdzie jest 80-latek, ale wtedy jego rodzina opowiadała, że jest w szpitalu, a to że pojechał do krewnych - mówili śledczy. - Czy dzieci wiedziały, co jest w pokoju obok? Oficjalnie nie. Ale w tamtym pomieszczeniu jest okno. A przez to okno wszystko było widać…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?