Nie będzie leków za grosz

Ustawa wprowadza urzędowe marże na farmaceutyki finansowane ze środków publicznych. W ten sposób ogranicza tzw. turystykę lekową. Obecnie, zwłaszcza sieciowe apteki mogą sobie pozwolić na obniżenie cen refundowanych medykamentów do symbolicznej złotówki, a nawet do grosza. Sprzedają tak głównie leki na cukrzycę, nadciśnienie i choroby kardiologiczne. Zachęcony promocją pacjent szuka najkorzystniejszej oferty.

To, ile trzeba będzie zapłacić za lek, zależy od efektu negocjacji Ministerstwa Zdrowia z producentami. Od ustalonej kwoty będzie naliczana ustawowa marża, na początku w wysokości 7 proc. (dziś wynosi niecałe 9 proc.).

Małe apteki się cieszą

Z takiego rozwiązania cieszą się apteki, które nie mogły sobie pozwolić na obniżenie cen - Zdaję sobie sprawę, że ustawa niesie ze sobą pewne ryzyko i część placówek będzie musiała zakończyć działalność. Myślę jednak, że te, które przetrwają pierwszy, najtrudniejszy okres, w dalszej perspektywie odczują pozytywne skutki nowych przepisów. Skończą się leki za grosz, będą ujednolicone ceny i pod tym względem zmniejszy się konkurencja - mówi farmaceutka z osiedlowej apteki w Kielcach. - Dzięki tej ustawie lekarze nie będą już kierować pacjentów do konkretnej apteki. Sieciowe firmy nie będą się już mogły reklamować, na przykład wieszać plakatów w przychodniach i my na tym zyskamy - dodaje.

Sieci niezadowolone

Współwłaściciel Aptek Rodzinnych, Grzegorz Słowiński, jest niezadowolony z wielu postanowień ustawy. - Przepisy są bardzo szkodliwe, przede wszystkim dla pacjentów, którzy będą płacić więcej za leki. Znikną leki za grosz, a apteki sporo stracą na marży - uważa.

Przepisy ustawy zabraniają stosowania form zachęty odnoszących się do leków refundowanych. Z punktu widzenia aptek jest to mało istotne, skoro zniknie konkurencja w obrębie środków wydawanych a receptę. Jednak ustawa stanowi też o tym, że można będzie jedynie informować o lokalizacji i godzinach otwarcia. Nie będzie można reklamować aptek i punktów aptecznych oraz ich działalności.

Definicja "działalności" spędza sen z powiek właścicielom aptek. Według Grzegorza Słowińskiego oznacza to zakaz reklamowania wszystkich produktów dostępnych w aptekach - Uważam, że ustawa w kilku miejscach jest niezgodna z Konstytucją RP. Ogranicza na przykład swobodę działalności gospodarczej. W aptece są przecież nie tylko leki refundowane, ale też suplementy diety czy kosmetyki. Leki wydawane na receptę nie stanowią nawet połowy sprzedaży. Nie wyobrażam sobie tego, że pacjenci nie otrzymają informacji o tym co i po ile mogą kupić.

Zniknie "najtańsza apteka"

Według prezes Kieleckiej Okręgowej Izby Aptekarskiej Bożeny Śliwy, będzie można reklamować produkty inne niż leki refundowane - Apteki włożyły za dużo pieniędzy w promocję, na przykład w programy lojalnościowe, żeby z tego zrezygnować. Będzie można reklamować suplementy diety, czy kosmetyki. Znikną natomiast hasła reklamowe takie jak: "Najtańsza apteka", "Najlepsza apteka".

Kolejnym punktem spornym są recepty. Do tej pory farmaceutom zdarzało się przyjmować druki zawierające drobne błędy. Od nowego roku pod groźbą kar będą musieli zwracać baczniejszą uwagę na prawidłowe wymiary recepty, co do mili-metra, na odpowiednie pieczątki, czy trudną do weryfikacji czytelność odręcznego zapisu nazwy leku. Pacjenci muszą liczyć się z tym, że częściej będą odsyłani z powrotem do przychodni.

Ustawa refundacyjna budzi wiele kontrowersji. Celem ustawodawcy było m.in. wyeliminowanie konkurencji na polu sprzedaży leków refundowanych, zagwarantowanie pacjentom równego dostępu do tych środków i wzmocnienie roli farmaceuty jako osoby wykonującej zawód zaufania publicznego. Od początku pojawiały się jednak głosy, że ustawa godzi w interesy aptek, producentów i pacjentów, a korzystna jest jedynie dla Narodowego Funduszu Zdrowia.