Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie boję się Turków i Chińczyków

Jarosław PANEK

Nowy prezes, nowe plany, nowe perspektywy. Czy podkarpacki producent firan, firma "Wisan" ze Skopania, jeden z większych pracodawców w tym regionie, wyjdzie nareszcie na prostą i znów będzie błyszczał na tle branży, jak czynił jeszcze kilka lat temu? O tym, co czeka fabrykę w Skopaniu, co czeka załogę, rozmawiamy z nowym prezesem Januszem Paruzelem.

* Trochę ciężka była atmosfera u was w zakładzie ostatnimi czasy.

- To prawda i nie ma sensu tego ukrywać. Skonfliktowana z poprzednim zarządem załoga i nie najlepsze wyniki finansowe raczej nikogo nie nastrajały do optymizmu. Patrząc na ostatnie kilka lat, można było wręcz odnieść wrażenie, że wszystko, co najlepsze "Wisan" ma niestety za sobą. A to nieprawda. I ja jestem tu po to, aby udowodnić, że lepiej to dopiero może być.

* Trochę dziwnie potoczyły się losy "Wisanu", bo wiele firm z peerelowskim rodowodem przeżywało kłopoty tuż po 1989 roku. To w tych pierwszy latach albo wytrzymywały i zostawały na rynku, albo upadały. U was te kłopoty zaczęły się później.

- Tak. Rzeczywiście można powiedzieć, że gospodarcze przemiany przyszły do nas z pewnym opóźnieniem. Nie odczuliśmy zapaści od razu, tylko kilka później, gdy wydawało się, że najgorsze państwowe firmy mają już za sobą. Tymczasem u nas najlepsze wyniki zanotowaliśmy w roku 1996 i 1997, a dopiero potem zaczął się dołek. Ubiegły rok zakończyliśmy stratą.

* Czy załoga nie obawia się w związku z tym oszczędności, czyli najogólniej mówiąc zwolnień?

- Obawiała się, ale mam nadzieję, że rozwiałem część tych obaw. Fakt, iż mieliśmy w ubiegłym roku stratę, nie oznacza jeszcze upadku czy automatycznych zwolnień. "Wisan" to wspaniała marka z tradycjami, dobrą renomą i stabilnym rynkiem zbytu. Nie grozi nam upadek, a wręcz przeciwnie. Sądzę, że już w roku 2005 osiągniemy zysk.

* Macie rynki zbytu, dobre maszyny i markę, to skąd ta strata? Czyżby dawała się we znaki na przykład chińska konkurencja?

- Jeśli już, to na razie nie chińska, a turecka. Ale dla tureckich produktów też znajdzie się miejsce. To nie one spowodowały okresowe pogorszenie sytuacji w zakładzie. Prędzej obwiniam o to nasz dotychczasowy model działania, sposób współpracy z kontrahentami, model dystrybucji, czy wreszcie sam sposób funkcjonowania zakładu. Prawdę mówiąc, zawaliły dość proste elementy tej układanki pod marką "Wisan", które można szybko naprawić i to bez zwalniania ludzi.

* No tak, ale sam przyznaje pan w pierwszych wywiadach, że fabryka pracuje "na pół gwizdka". Moce przerobowe macie dwa razy większe. Jak załoga ma się nie bać?

- Nie sztuką jest cięcie kosztów dla cięcia kosztów. Najprościej jest zwolnić ludzi, ale to zwykle nie prowadzi na dłuższą metę do rozwoju jakiejkolwiek firmy. Trzeba raczej szukać sposobu na zwiększenie produkcji i rynków zbytu. Zredukować załogę każdy potrafi, ale to jeszcze nie jest patent na sukces.

* Leje pan miód na serca załogi. Rzadko się zdarza, żeby pracodawca przekonywał, iż warto mieć liczną załogę.

- Ja nie przekonuję, że warto mieć liczną załogę dla zasady. Przekonuje, iż nie trzeba jej redukować, aby odnieść rynkowy sukces. Po pierwsze, trzeba pamiętać, że "Wisan", choć ostatnio nieco "poturbowany", jest wciąż czwartym producentem firanek w Polsce i ich poważnym eksporterem. Z jednej strony, do naszego kraju płynie turecki import tego typu wyrobów, w każdej chwili mogą nasz rynek zaatakować producenci firan z Chin, a z drugiej strony, my sami sprzedajemy je za granicę - do Francji, Rosji, Niemiec, Skandynawii, Włoch. Wciąż jesteśmy potentatem.

* Jak zamierza pan zatem poprawić wyniki finansowe "Wisanu", aby załoga mogła spać spokojnie?

- Jest wiele takich kosztów, które można szybko obciąć. Chociażby kupując tańszy surowiec do produkcji. Już to czynimy. Tylko ta zmiana być może pozwoli znowu na zyski. Poza tym zdecydowanie zmieniamy naszą rynkową strategię. "Wisan" ma być firmą nowoczesną, nastawioną na klienta. Musimy zdecydowanie wedrzeć się znowu na rynek. Do tej pory firma prezentowała postawę zachowawczą. Współpracowała z klientami naprawdę sprawdzonymi i uczciwymi, którzy gwarantowali na czas płatności. Ale tych klientów stale ubywało. Trzeba to zmienić. Chcemy także utworzyć specjalny program partnerski dla sklepów detalicznych, tak aby w każdym mieście powyżej 20 tysięcy mieszkańców był chociaż jeden punkt, w którym można obejrzeć i kupić całą naszą kolekcję, a nie ledwie kilka wybranych modeli. Planujemy wreszcie utworzyć w całej Polsce kilka centrów dystrybucji. Być może w bardzo dalekiej przyszłości powstaną też nasze firmowe sklepy, ale teraz tego nie rozpatrujemy, bo koszty utworzenia takiej sieci są ogromne, choć jej posiadanie niesie też oczywiście poważne korzyści. Wciąż rozwijamy nasz Dom Sprzedaży Wysyłkowej. Tylko na rok 2005 wydrukowaliśmy pół miliona katalogów. Ten kanał dystrybucji znakomicie się rozwija.

* Tylko ta konkurencja, zwłaszcza turecka, która ma firanki często tańsze od waszych i konsumenci podobno je lubią.

- No właśnie, dotykamy tu kolejnych problemów. Nie można konkurencji zakazać działalności. Ale można z nią walczyć na uczciwych, rynkowych zasadach. Być może firanki z Turcji są tańsze od naszych, ale my też mamy atuty, być może na razie potencjalne. Pierwszym z nich jest produkcja na miejscu. W branży wystroju wnętrz moda nie zmienia się tak szybko, jak w przypadku odzieży, ale też coraz szybciej przychodzą nowe wzory. I nigdy import nie wyprzedzi produkcji krajowej w tym względzie. My jesteśmy w stanie w ciągu tygodnia zareagować na nowe trendy, wyprodukować i zaopatrzyć sklepy w najmodniejsze wzory. Import z Turcji nas nie dogoni, choćby z powodu czasu potrzebnego na transport. Z tych samych przyczyn nie obawiamy się konkurencji chińskiej. Wprawdzie w Polsce jeszcze jej nie widać, ale z pewnością prędzej czy później się pojawi, bo na tekstylia mamy w Unii Europejskiej otwarty rynek. Tyle że firanki z Chin muszą być zaprojektowane rok wcześniej, żeby pół roku przed sprzedażą ruszyła produkcja, a potem zdążono je do Europy przywieźć. A przewidzieć na rok do przodu, jakie firanki będą modne, jest niezwykle trudno. Niesie to za sobą poważne ryzyko nietrafienia w gust. Dlatego nie obawiam się Chińczyków.

* Dużo tu mówimy o wzornictwie. Czy to wasz patent na wzrost sprzedaży i produkcji?

- Zdecydowanie tak. Dziś wiele firm w Polsce potrafi wyprodukować towary z różnych branż w tej samej jakości i cenie. Jeśli coś decyduje o sukcesie jednych kosztem innych, to właśnie wzornictwo. Ono wyróżnia z konkurencji. Dlatego mamy u siebie studio, które zatrudnia osiem projektantek. To one starają się trafić w gust klientów na całym świecie, bo czasem zupełnie co innego podoba się w Skandynawii, a co innego we Francji czy Włoszech. My jesteśmy po to, aby odgadywać te upodobania lub czasem je kreować. Aby stale na bieżąco śledzić światowe trendy i rozwijać sprzedaż, jeździmy na wiele imprez targowych. Tylko w tym roku będziemy we Frankfurcie, w Moskwie, Nowym Jorku, Kijowie i Bukareszcie.

* Rozumiem, że Kijów, Moskwę czy Bukareszt traktujecie raczej jako furtkę do eksportu niż salony światowej mody.

- Dokładnie to bardzo obiecujące rynki. Szalenie trudne, ale obiecujące. "Wisan" kiedyś był znaczącym dostawcą firanek na rynek rosyjski. Potem ten eksport na Wschód trochę obumarł, ale raczej zawiniliśmy my, jako firma, a nie rosyjscy odbiorcy. Ostatnio te kontakty odnowiliśmy, spotkały się z przychylną reakcją i znowu rozwijamy tam nasz eksport. Proszę sobie wyobrazić, że marka "Wisanu" jest w Rosji tak ceniona i znana, że odkrywamy tam coraz więcej... podróbek. Wielu producentów podszywa się pod nas. Aby temu zapobiec, podjęliśmy już pierwsze kroki prawne, ale walka z takimi podróbkami na rynku rosyjskim jest bardzo trudna.

* Zatem 540-osobowa załoga "Wisanu" i zależnej od was spółki "Firanka" może na razie spać spokojnie?

- Tak. Nie będzie żadnych nieprzemyślanych ruchów, będzie za to wzrost sprzedaży i cięcie kosztów, ale niekoniecznie osobowych. Właśnie podpisaliśmy ze związkami zawodowymi nowy zakładowy układ zbiorowy, staramy się mieć dobre relacje z załogą. Wierzę w nasz sukces, bo ta marka zobowiązuje.

* Dziękujemy za rozmowę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie