Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie mogła mieć swoich dzieci. Zajęła się czwórką cudzych

Iwona ROJEK [email protected]
Cała rodzina spędza ze sobą ciekawie czas, urządzili bardzo przyjemnie ogród.
Cała rodzina spędza ze sobą ciekawie czas, urządzili bardzo przyjemnie ogród. Ł. Zarzycki
- Wszystkie dzieci mam z wyboru - śmieje się pani Anna Pająk. - Dlatego w nadchodzący Dzień Matki spodziewam się mnóstwa życzeń.

- Jak nie możesz mieć własnych dzieci zajmij się tymi, które urodziła obca kobieta, ale nie może ich wychować - radzi Anna Pająk, mieszkanka Skarżyska Kamiennej, która sama zajmuje się czwórką takich dzieci.

- Wszystkie dzieci mam z wyboru - śmieje się. - Dlatego w nadchodzący Dzień Matki spodziewam się mnóstwa życzeń.

A w tym wypadku sytuacja jest wyjątkowa, ponieważ dzieci, którym stworzyli dom pani Ania i jej mąż Mirek nie są zdrowe. Amelka, która przyszła do nich ostatnio ma dziecięce porażenie mózgowe, nie chodzi. Została zabrana z Domu Pomocy Społecznej w Mnichowie. Mama sześcioletniego Piotrusia ma schizofrenię, nie wiadomo jak on będzie funkcjonował, najstarsza Ania cierpi na przewlekłą niedoczynność tarczycy, u Rafała lekarze podejrzewają zespół Aspergera.

Sympatyczna i energiczna pani Ania mieszka razem z mężem Mirosławem i czwórką dzieci w niewielkim domu z ogrodem. Dom jest nieduży, ale bardzo przytulny, a ogród przepiękny, urządzony tak, żeby dobrze czuły się w nim dzieci. Są w nim wodospady, domki, hamak, a na drzewach pełno zabawnych gumowych pająków. - W końcu jesteśmy Pająkami, wiec to siedziba większych i mniejszych pająków - śmieje się Mirek. - Ania mówi, że z Mirkiem połączyła ich miłość do kotów, ona sama hodowała w młodości koty perskie, mama przyszłego męża i on również i tak się poznali. Teraz w domu mają dwa koty. - Kiedy wychodziłam za mąż w życiu bym nie przypuszczała, że nie będę mogła zajść w ciążę - opowiada. - Ale lata mijały, ciąży nie było widać, przeszliśmy z mężem różne badania i okazało się, że my razem nie będziemy mieć nigdy dzieci. Nawet nie przyszło nam do głowy, żeby się z tego powodu rozchodzić i szukać nowego partnera,ale postanowiliśmy, że zajmiemy się obcymi dziećmi i będziemy traktować i kochać je jak własne. Dziś Rafał, który przyszedł do nich, gdy miał rok ma już 12 lat, a Ania 11. Pięć lat temu pojawił się Piotruś, a od dwóch lat mieszka z nimi Amelka.

CIESZĄ SIĘ Z NOWEJ RODZINY

Anna Pająk od razu zaznacza, że wcale nie uważa, że się w życiu wyjątkowo poświęciła. - Żyję tak jak lubię, chciałam mieć rodzinę i mam, nie ważne dla mnie jest to, czy dziecko jest chore czy zdrowe, bo przecież ja sama też mogłam urodzić chore - przyznaje szczerze. - Wtedy też bym je wychowywała, bo przecież nigdzie bym nie oddała. A gdybyśmy byli w domu tylko z Mirkiem, to jakoś sobie tego nie wyobrażam. Wybrałam taki rodzaj życia i niczego nie żałuję. Jak są dzieci, to jest wesoło, ciągle coś się dzieje. Amelkę zabraliśmy z Domu Pomocy Społecznej w Mnichowie. Ma matkę narkomankę, która wyjechała do Holandii i nie interesuje się chorą córką.

Dzięki naszym wysiłkom i dwóm operacjom jej stan zdrowia niesamowicie się polepszył. Gdy do nas przyszła w ogóle nie mówiła, nie chodziła, z trudem siedziała. Dostała aparat pionizujący od Anny Sowy, pełnomocnika prezydenta Kielc do spraw osób niepełnosprawnych. Czuje się przy nas bezpiecznie, a w placówce byłaby skazana na wegetację. Umie już czytać, poznaje angielskie słówka. Rafał i Ania też nie mają żadnego kontaktu z rodzicami, Amelkę odwiedza czasami babcia.

Wszystkie dzieci uważają nas za tatę i mamę. Doceniają to, że mają prawdziwą rodzinę. Uczą się angielskiego, Rafał rozwija zdolności muzyczne, chodzi do szkoły muzycznej, 11 letnia Ania maluje. Tak jak w każdej rodzinie bywają u nas lepsze i gorsze dni, wzloty i upadki, ale przecież nie można oczekiwać od życia cudów. Są kłótnie, pretensje, przepychania, ale też mnóstwo radości i szczęścia. Rafał opiekuje się Amelką, Ania Piotrusiem. Nieraz bywało tak, że chociaż dzieci wiedziały, że ich nie urodziłam, tylko wybrałam, to niektóre domagały się, abym włożyła pod sukienkę poduszkę, udawała, że jestem w ciąży, a potem doszłoby do ich wydania na świat. I tak robiliśmy. Podejmowaliśmy różne działania terapeutyczne, żeby mogły się u nas dobrze poczuć. Piotruś pytał skąd się u nas wziął. Wytłumaczyłam mu, że chodziłam i szukałam dziewczynki, ale na drodze spotkałam ślicznego chłopca i zabrałam go do domu, bo zmarzł.

Ta opowieść mu wystarczyła. Mieszkanka Skarżyska opowiada, że wcześniej pracowała w rozgłośni zakładowej i laboratorium, ale teraz zajmuje się wyłącznie dziećmi. Każdego dnia wstaje o godzinie piątej, czy szóstej, przygotowuje kanapki lub naleśniki na śniadanie, budzi dzieci, potem wyprawia je do szkoły, sama jedzie z Amelką na rehabilitację, a po powrocie rozpoczyna gotowanie obiadu. Mała ma w tym czasie nauczanie indywidualne.

- Ja wracam z pracy koło godziny 16 i wtedy już do wieczora poświęcam czas dzieciom - mówi pan Mirek. - Najczęściej spędzamy czynnie czas, jeździmy na rowerach, gramy w piłkę, urządzamy sobie wycieczki, przekazuję im wiadomości z historii, która jest moim konikiem, żeby dzieci zdobyły jak największą wiedzę o świecie - mówi tata. - Wpajamy im zasady, żeby umiały sobie poradzić, gdy dorosną.

ZDARZA SIĘ DYSKRYMINACJA

Ale tak jak wspominali nie zawsze jest sielanka, czasami bywa trudno. - Musieliśmy znaleźć sobie zupełnie innych przyjaciół, bo dawni nie chcieli utrzymywać z nami kontaktu, ze względu na nasze nowe dzieci, która na początku zachowywały się raz lepiej raz gorzej - mówi szczerze Anna Pająk.

- Koleżanki słały takie zaproszenia: możesz do nas przyjść, ale bez dzieci. Bo prawda jest taka, że większość ludzi niezbyt dobrze reaguje na takie sytuacje, kiedy w rodzinie są inne, niż biologiczne dzieci, widzą na wyrost w nich wiele zła, zdarzało się, że ktoś powiesił na naszej furtce kartkę z napisem:" tu wychowuje się najduchy". Nawet inne dzieci niechętnie odwiedzają nasze, ostatnio przychodzi do nas tylko jedna dziewczynka, o której można powiedzieć, że jest eurosierotą. W szkole też bywa różnie, jak po korytarzu biega 30 dzieci, to nasze jest najgorsze. Albo reakcje kobiet, które mnie mijają, gdy prowadzę wózek z chorą Amelką. Wtedy słyszę, o Jezu, Bóg panią pokarał, ma pani jakiś feler, nie może mieć pani swoich dzieci i jeszcze się musi pani męczyć z chorym. A inne prawią komplementy, ale się pani poświęca, co w gruncie rzeczy oznacza, narobiłaś sobie kłopotu głupia babo.
Wspomina, że ostatnio cztery godziny czekała w Kielcach na busa z chorą Amelką, bo chciała dostać się do Skarżyska i żaden kierowca się nie zatrzymał. Mówi, że stara się tym nie przejmować takimi przykrymi sytuacjami, ale czasami ją przytłaczają. Żeby nabrać sił i mieć odskocznię od codzienności maluje.

- Lubię w nocy malować portrety, martwą naturę, a także rzeźbić - wspomina. - Wtedy mam czas wyłącznie dla siebie, bo w ciągu dnia jest o to trudno, rodzinka ciągle się czegoś domaga.

W domu jest dość ciasno, dzieci śpią w jednym pokoju, żyją skromnie, ale Pająkowie cieszą się z tego, że mogą dać im wsparcie i miłość. - Nie mamy nawet komputera, chociaż bardzo by się dzieciom przydał, ale nie śmiem nikogo o to prosić - mówi pani Ania. - Rafał dopytuje się o komputer, ale nie stać nas na niego, tyle jest bieżących potrzeb. Cieszymy się z tego, co mamy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie